Wpis z mikrobloga

#pasta #licbaza #przegryw #alkoholizm
Na samym początku licbazy miałem spinę na to żeby ludzie z klasy mieli mnie za kozaka, tylko do końca nie wiedziałem jak to ogarnąć. Wpadłem na pomysł zorganizowania grubej imprezy, bo pomyślałem że loszki będą mnie za to szanować czy coś. No więc ugadałem w klasie ognisko integracyjne w lasku za miastem - a klasa ochoczo przystała. Nawet ludzie pozapraszali znajomych z innych klas i roczników. No i gitara, jak się już spotkaliśmy to wraz z innymi organizatorami w tym lesie zorganizowaliśmy ściepę na alko i poszliśmy do takiego sklepu już praktycznie na wiosce obok z ziomkiem co miał taką prawie-brodę, żeby nie było przypału ze sprzedażą. Wpadamy do sklepu, pytam sprzedawcę co tam ma najtańszego i najmocniejszego i sprzedawca mówi, że akurat jakiś lokalny producent nalewaczy ma promkę na nalewy smakowe, że praktycznie nalewator w cenie browara, tylko że nikt z lokalnych koneserów tego nie kupuje, bo w smaku słabe. My na to na twardzieli, że bierzemy po zgrzewce i że nie takie rzeczy się piło. Jak sprzedawca przyniósł jeden karton nalewek czekoladowych i jeden miętowych to trochę mi zmiękła rura, ale z kursu twardziela nie ma odwrotu. Całą kasę w te nalewy utopilimy. No i ten sprzedawca mi nawet nawet wodę mineralną gratis dorzucił, że niby może się mi przydać. Przychodzimy z powrotem, ktoś już ognisko rozpalił i pokazujemy te nalewy, jedni że spoko inni że #!$%@? nas, ale ja z tym ziomkiem przekonujemy, że w ogóle totalnie to była transakcja życia. No i tu na scenę wkracza taka Anka co była z rocznika wyżej, która mówi, że jak tak, to robimy kocioł i że ona przyniosła plastikowe wiadro i plastikowe kubki takie kolonijne po pół litra i że mieszamy. Tu już miałem w środku smutek, bo wiadomo, nie byłem takim ochlejusem na jakiego chciałem wyjść, ale Anka już wlewa te nalewy do kotła, wlewa tam jeszcze jakieś coś od innych i miesza. No i mi podaje ten kuban, że w ogóle organizator pije pierwszy. Ja gaciewbłocie.exe, ale biorę ten kuban, bo loszki z klasy paczom, w tym jedna taka na którą miałem krasza, to zamykam oczy, zbieram się w sobie i próbuję wlać w siebie cały ten kuban na raz. Po pierwszym łyku wiedziałem, że to za grubo dla mnie. Smak tanich nalewaczy mietowo-czekoladowych z tanim browarem i jakąś wódką lodową był obrzydliwy. O-brzy-dli-wy. No ale walę łyk za łykiem, jakoś to idzie, nawet ta Anka chyba trochę była w szoku jak to tak upiłem na raz. Poszło! W ogóle na moment to się poczułem jak smalec alfa, więc biorę drugiego kubana i walę, póki mam dobrą passę. W międzyczasie dołącza ekipa, atmosfera się rozluźnia, jest kuhwa git totalnie, a ja bryluję. W sumie jeszcze dopiłem w ciągu najbliższej pół godziny ze dwa takie kubany i to był w sumie totalny błąd. Poczułem że się zrzygam, to wziąłem mineralną, trochę próbuję jej upić, ale chwiejnym krokiem idę w stronę lasu, że niby się wyszczać. A już na skraju zaczynam rzygać takim haustem, że mnie skręciło, doczołgałem się do krzaków i rzygałem tak, że mnie odcięło. W sensie - film zerwany i siema. Budzę się w łóżku. I jak już ogarnąłem, że jestem w szpitalu jakimś to się popłakałem, bo taki wstyd przed całą klasą i ekipą i w ogóle. I wchodzi pielęgniarka jakaś i mi tłumaczy, że płukanie żołądka było, że co tam się wydarzyło, że dobrze że miałem na tyle ogaru, że się nawadniałem pijąc tę wodę mineralną między rzyganiami. Taki blamaż, nie odbierałem telefonu od znajomych, starzy #!$%@?, szlaban dożywotni. Ale najbardziej to mi było żal tak po ludzku, że wyszedłem na frajera przed wszystkimi znajomymi. Jak mnie wypuścili do chaty, to nie wiedziałem gdzie iść i co zrobić, do kogo zadzwonić i w ogóle. I jakoś jak se analizowałem całą historię to tak mnie tknęło, że może powinienem podziękować temu sprzedawcy ze sklepu za wodę mineralną, bo mnie to ponoć uratowało, sam nie wiem. No i na piechtę poszedłem pod ten sklep. W środku stała inna sprzedawczyni, zapytałem ją o tego gościa, a ona na to, że ten gość to tak na zastępstwo na jeden dzień się zatrudnił, bo ona musiała dzieciaka odwieźć gdzieśtam i że on tu nie pracuje. No to ja ją zapytałem czy kojarzy gdzie go znajdę, albo jak się nazywa, to sobie go sam po okolicznych miejscowościach poszukam.