Wpis z mikrobloga

via Wykop Mobilny (Android)
  • 10
https://weszlo.com/euro-2020/christian-eriksen-reakcja

To było najgorsze kilkanaście minut w historii Mistrzostw Europy. Świat piłkarski zatrzymał się w tamtym momencie i otępiale patrzył na wydarzenia podczas meczu Dania – Finlandia. Zwariowali nadawcy, zwariowały osoby w studio na całym świecie, zwariowali eksperci. Oddalonych o dziesiątki, setki, tysiące kilometrów ludzi po prostu poniosły emocje. Tymczasem ci, stojący w samym oku cyklonu, zachowali się najlepiej, jak tylko mogli.

Nie możesz przewidzieć, że coś takiego się wydarzy. Nie możesz zakładać, że młody chłopak, piłkarz, w dodatku niewyeksploatowany, nagle upadnie na murawę i zacznie gasnąć. Dlatego z takim podziwem patrzę na zachowanie reprezentantów Danii. Zarzuca się piłkarzom, że są mało empatyczni, że są miękcy. Gdy widziałem kordon, który stawiał Kasper Schmeichel do spółki z Simonem Kjaerem, w głowie miałem mnóstwo epitetów, lecz żaden nie był przywarą.

Chrisitana Eriksena otoczyła żywa ściana złożona z ludzi. Kamery bowiem wciąż wycelowane były w sylwetkę Duńczyka, przypatrywały się akcji reanimacyjnej, do której szybko ruszyli lekarze. Ale tego świat widzieć nie powinien. Rozgrywała się tragedia, która mogła urosnąć do rangi jednego z największych dramatów w historii tej dyscypliny. Świat nie powinien na to patrzeć zza szklanego ekranu. Duńczycy o to zadbali. Osłonili swojego kumpla z szatni, zrobili coś, czego w tym momencie potrzebował sam Eriksen, jak i służby, które udzielały mu pomocy. Zapewnili spokój. Jeśli piłkarzy grających w jednej drużynie faktycznie łączą jakieś szczególne więzi, to niech będą one tak silne, jak te, które łączą Eriksena z resztą jego przyjaciół. Nie dało się bowiem inaczej wówczas Duńczyków postrzegać. To nie były wkłady do koszulek, zgraja przypadkowych sportowców. Przyjaciele, którzy razem walczyli o to, by jeden z nich przeżył.
Niektórzy w sposób najbardziej dosłowny. Simon Kjaer – wspomniany już wcześniej – był bodaj pierwszym piłkarzem, który zorientował się w powadze sytuacji.

Obrońca AC Milan miał w minionym sezonie włoskiej Serie A mnóstwo znakomitych interwencji. Teraz jednak dokonał tej najważniejszej. Upewnił się, czy Eriksen nie dławi się swoim językiem, czy leży w sposób, który nie zagraża jego zdrowiu. Jego reakcja jest przykładem na to, jak ważne są te wszystkie lekcje pierwszej pomocy. To również dobry moment, by zastanowić się, czy my sami wiedzielibyśmy, jak w takiej sytuacji zareagować. Czy trochę nie traktujemy tych wszystkich wytycznych z dystansem, a wszelakie szkolenia z tego zakresu wpuszczamy jednym uchem, a wypuszczamy drugim.

Co ważne, Kjaer poszedł o krok dalej. Po zapewnieniu bezpieczeństwa swojemu przyjacielowi, zadbał o to, by lekarze mieli niezbędną przestrzeń. Chwilę później dołączył do niego Schmeichel i razem ustawili pozostałą część drużyny w mur, który osłaniał duńskiego pomocnika. To działanie – w moim przekonaniu – nieocenione.

Podobnie jak sprint bramkarza Leicester City w kierunku partnerki Eriksena. Żona pomocnika pojawiła się na murawie zalana łzami. Nie da się opisać, wymienić, wyliczyć, zrobić czegokolwiek z emocjami, które z pewnością targały wówczas jej ciałem. I właśnie wtedy empatią wykazał się Schmeichel. 34-latek podbiegł do niej, objął ramieniem i zaczął uspokajać. Być może nic nie mówił, być może po prostu był obok. Ale był. Brzmi to w sposób najbardziej patetyczny z możliwych, lecz odnoszę wrażenie, że gdy świat zaczyna usuwać ci się spod stóp, możesz potrzebować pomocnej dłoni. Duńczyk ją wyciągnął.

Kolejny raz pokazał, że jest po prostu dobrym człowiekiem. Podobnie zachowywał się, gdy Leicester City przeżyło swoją tragedię.

Teraz pomógł Kjaerowi w organizacji i zaprowadzeniu porządku. Zapewnił jakkolwiek znośne warunki pracy dla lekarzy i zajął się osobą najbliższą sercu Eriksena. Kapitan. Kozak. Przyjaciel. Stał w kordonie razem z resztą drużyny, jednak to, co poruszyło mnie w jego postawie najbardziej, było zwrócenie w kierunku Eriksena. Schmeichel nie uciekał wzrokiem. Podczas gdy reszta kolegów płakała, roniła łzę – tak jak miliony osób przed telewizorami – bramkarz Danii stał i z kamienną twarzą obserwował działanie lekarzy. Nie opuścił swojego przyjaciela nawet na sekundę dłużej, niż było to bezwzględnie konieczne.
I wreszcie warto pochwalić Anthony’ego Taylora.

Angielski arbiter wzorowo zapanował nad sytuacją, starał się nie dopuścić do eskalacji napięcia. Szybko podjął rozmowę z selekcjonerami Danii oraz Finlandii, wziął na bok kapitana Finów. Postąpił najlepiej jak mógł pod względem przestrzegania protokołu – obie reprezentacje stosunkowo szybko oddelegował do szatni. Niby bzdura, niby rzecz oczywista, lecz wobec chaosu, który się tam rozgrywał, rzecz nieoceniona.

Tak samo trudno ocenić mi decyzję o powrocie piłkarzy na boisko. Tłumaczę ją tylko jednym względem, podawanym zresztą jako jeden z nieoficjalnych powodów. Duńczycy sami chcieli dokończyć ten mecz, dograć go do końca. Dla kogo i w jakiej intencji, tego już chyba mówić nie trzeba.

Kjaer, Schmeichel, cała ich reprezentacja – to jest ta legendarna nagroda Fair Play, tylko że w praktyce. Nie słowami, gestami.

Ktoś może się śmiać, lecz jeśli zostanę zapytany, co to znaczy, że masz przyjaciół, opowiem mu o tych kilkunastu Duńczykach. Skandynawia przez lata żywiła się swoją mitologią. Teraz już nie musi. Ma nową generację bohaterów.

JAN PIEKUTOWSKI. ##!$%@? #weszlo #mecz #eriksen #dania #pilkanozna
  • 6