Wpis z mikrobloga

via Rowerowy Równik Skrypt
  • 80
286 278 + 432 = 286 710

Krzyż i Topór

czyli niezbędne narzędzia każdego szanującego się łowcy czarownic i innych straszydeł co padół ten nawiedzają.

Pora tedy przedstawić krótką opowiastkę o tym, jak to Włóczykije pojechały na swych wymuskanych rumakach(no, może poza rumakiem imć Mordimera który to był mu wpadł ongiś do rzeki, a później było już tylko gorzej) sprawdzić czy się jakaś wiedźma nie zalęgła. A ponoć w odległym zamczysku pomieszkuje jędza o aparycji tak odpychającej jak to tylko możliwe. Tak odległym, że nie wiadomo co na wyprawę w tornister spakować (poza toporem – ten zawsze warto mieć w zanadrzu)

Dzielni Włóczykije nie są jednak egzaltowanymi niewiastami co to na widok flaków dyndających wesoło u powały mdleć będą. Choć niewiastę w szykach swych mają – dziewczę to zresztą mocarne choć filigranowe. I tempo narzuca czasami takie że się odechciewa… Dla tych co to po dojechaniu w granice powiatu wzywają wsparcie w postaci Machin Diabelnych napędzanych Czarcią Wodą Włóczykije żywią najwyżej uczucia obojętne. Ich bowiem napędza hart ducha, odnóża tęgie takoż umysły niezłomne – w opozycji do tych których napędza nie wiadomo co, a najczęściej jakiś mętny płyn w brudnej flaszy…

Narrator nieco odpłynął…

Zatem! Dzielni Włóczykije zebrali się późną nocą lub wczesnym rankiem we wsi Kazimierz Górniczy (czemu górniczy, nikt nie wie, wszak kopalń tam nie ma). Pora wyjazdu była całkiem dobrze umotywowana tym, iż niejaki Mordimer nazajutrz musi się stawić w pewnym miejscu. Niektórzy nazywają to miejsce pracą, Mordimer zaś ma swoje własne określenie którego Narratorowi zdradzić nie zamierzał. Wszystko to oznacza że warto by o zmroku być na powrót w Kazimierzu Górniczym lub w jego bliskich okolicach – odespać wyprawę trzeba!

Na miejscu stawia się niezastąpiona Pedros która to w krytycznych momentach ratuje współtowarzyszy przed spóźnieniem w miejsca w które spóźniać się nie należy, narzucając takie tempo że się odechciewa (uważni czytelnicy już to wiedzą bo było o tym nieco wyżej) ale mimo tego cisnąc trza bo jak to – skoro Pedros dała czadu to ja nie dam!? W punkcie zbornym melduje się również Łukasz zwany Łukaszem. Włóczykij mocny w nogach który to zaplanował ową wyprawę.

Ruszyli tedy z kopyta, kręcąc korbami napędowymi ile sił w kształtnych łydkach. Łukasz, zwany Łukaszem, twardziel nad twardziele uznał że wyjazd wczesnym rankiem (lub późną nocą, zależy jakiego obserwatora by pytać) uznał że rękawiczki ważą zbyt dużo żeby się nimi kłopotać. Decyzja to była niemal doskonała. Zamiast kłopotać się zbyt dużą wagą rękawiczek, musiał się kłopotać zbyt niską temperaturą otoczenia. Było bowiem tak diabelnie zimno, że oczko niżej na termometrach a zaczęłaby zamarzać woda w bukłakach Włóczykijów. Mordimer, troszcząc się o wszystkich równo, niemal na setnym kilometrze trasy raczył zapytać Łukasza zwanego Łukaszem czy mu aby nie zimno w dłonie.

- Jest spoko! Wraca mi czucie w palcach – odparł tamten uradowany

Nie pozostało nic innego jak kręcić ile sił w nogach.

Wraz z rosnącym dystansem rosła też temperatura. Włóczykije postanowiły zatrzymać się w oberży Pod Brudnym Ptakiem by napoić siebie, zjeść upolowane opodal, brykające wesoło po łące Koboldy, które to jakimś cudem uciekły ze Śląska i dotarły aż tutaj. Owa pauza trwała jeno chwilę gdyż szlak znów wzywał a czas naglił. Pognali tedy poprzez wsie, pola i lasy. Pośród pól i lasów – jak wiemy – nic się nie dzieje. Ot, chrząszcz co miał brzmieć w Szczebrzeszynie zgubił się po pijaku i zaplątał w opłotki Staszowa. Po wsiach nadobne niewiasty przyozdabiały przydrożne kapliczki by dzień święty święcić zaś dżentelmeni, woniejący w promieniu kilkunastu metrów samogonem, odziani w kufajkę i gumofilce, instruowali wspomniane niewiasty w kwestii symetrii świata tymi oto słowy:

- Krzywo #!$%@?!

Nim się nasi zacni Włóczykije obejrzeli, byli już przy zamku. Nie było tutaj jednak jednej wiedźmy… Wiedźm były całe tabuny! Małe, duże, otoczone łańcuszkiem umorusanych bękartów lub adoratorów w odzianych w zbyt szerokie szorty które to okalały ich chude kulasy trzepocząc na wietrze, z gębami otoczonymi brodami – jak jacyś Talibowie!
Rzuciwszy na to wszystko trzema parami oczu, Włóczykije doszli do jedynie słusznego wniosku: Trzeba się wycofać i z bezpiecznej kwatery przeprowadzić na tą kolebkę nieczystości atak rakietowy.

Ruszyli stępa by jak najszybciej oddalić się od tej ohydnej abominacji zwanej zamkiem Krzyż i Topór. Szparko ruszyli ku zachodowi, gnani lekkim wiatrem w plecy po traktach szerokich i ponumerowanych (kolejno Trakt nr 9 oraz Trakt nr 79). We wsi Nowy Korczyn na chwilę zatrzymali się w kolejnej oberży. Nie zgadniecie, ale musicie zawierzyć słowom Narratora – ta również nazywała się „Oberżą pod Brudnym Ptakiem”! Fascynujące… W tymże przybytku spotkali pewną niewiastę, która to również przebywała w trasie. Jak się okazało, była ona z tego samego grodu co Pedros i Łukasz zwany Łukaszem. Choć emblematy na pantalonach miała sugerujące jej pochodzenie z zacnego grodu Mordimera… Dziwne doprawdy.
Wymienili się informacjami, pożyczyli szerokich duktów i rozjechali w swe strony.
Włóczykije wybrały drogę trudniejszą by zahartować nogi oraz ducha. Szło im całkiem zacnie do grodu Miechowem zwanego – tam bowiem, lokalny gówniak spuszczony ze smyczy, nie zważając na ruch na trakcie, koncertowo wręcz wpakował swego bieda-rumaka w ogiera Pedros. Po fakcie, nie obyło się bez wizyty u Mistrza Koni, Panem Serwisantem zwanego. Szczęśliwie skończyło się tylko na potłuczeniach.
W blasku dogasającego słońca dzielni Włóczykije przebili się przez gród Wolbromiem zwany i wjechali w noc. Do Siedliszcza zawitali chwilę przed północą by zaznać choć kilku godzi snu. Mordimer był rad z takiego tempa, bowiem kilka godzin zdoła odsapnąć przed zajęciem, które to umożliwia i jemu i innym Włóczykijom kontynuowanie misji pozbywania się pokrak i straszydeł z tego padołu. Niektórzy to zajęcie nazywają „pracą”, aczkolwiek Mordimer mówi o tym zupełnie inaczej (o czym z pewnością czytelnikom wielokrotnie wspominał!) I czasami nie tak ochoczo.

Wczesnym rankiem Mordimer dostaje wiadomość od Pedros:

- Słyszałeś waść że na nie tak odległej północy, w jakimś lesie opodal Grodu Aktualnie Królewskiego straszy?

Nie trzeba było Mordimerowi powtarzać po raz wtóry. Zerknął na mapę gdzie ten cały Kampinos jest i zaczął kreślić plany...

Total explorer tiles 9661
Max cluster size 1537
Max square size 31 x 31

#rowerowyrownik #mordimernaszosie #400km #kwadraty

Skrypt | Statystyki
MordimerMadderdin - 286 278 + 432 = 286 710

Krzyż i Topór

czyli niezbędne narzę...

źródło: comment_1622829304KawFQggO215VbQ2wMhWwbt.jpg

Pobierz
  • 9