Wpis z mikrobloga

1016 + 1 = 1017

Tytuł: Widnokrąg
Autor: Wiesław Myśliwski
Gatunek: literatura piękna
Ocena: ★★★★★★★★★

To tylko ludzie lubią rozporządzać Bogiem i mówią, cud.


W jednej z opinii na lubimyczytac na temat tej książki znalazłem takie zdanie:

Jeśli ktoś nie zna [twórczości Myśliwskiego - przypis mój] - i tak z żadna recenzja nie przybliży specyfiki tej literatury.

Zgadzam się z nim zupełnie, bo jest to powieść napisana w taki sposób, z jakim jeszcze się nie zetknąłem. A jest to sposób fantastyczny. Barwny i obrazowy. Opowieść (ponoć) na motywach autobiograficznych, oparta na wspomnieniach, jest prowadzona za pomocą przeplatania. Przeplatania się wątków, czasu akcji, miejsca akcji. Przeplatanych tak misternie i z taką subtelnością, że niekiedy potrzebowałem dwóch-trzech akapitów, żeby zauważyć, że autor zaczął opowiadać o czymś innym. I to nie jest zarzut, a wręcz przeciwnie. Bo Myśliwski skupia się na szczegółach. A szczegół, który pojawia się w którymś momencie jednego wątku jest powodem, żeby ten wątek zawiesić i rozpocząć kolejny. A później wrócić do tego pierwszego, też zupełnie zaskakująco. Choć "zaskakująco" to tutaj chyba złe słowo, bo nie ma żadnego zwrotu akcji, a jedynie delikatna zmiana kadru, a czasami tylko ogniskowej. Dokładnie tak jak we wspomnieniach. Bo, przynajmniej te moje, też nie są fabularne, przyczynowo-skutkowe, odtąd dotąd, czy tak a tak. Tylko właśnie urywane, przeplatane, niekompletne, czasami subiektywne czy ubarwione. Z resztą tych wspólnych wspomnień moich i autora znalazłoby się kilka. Choćby dziecięce marzenie (a może bardziej wyobrażenie?) o lataniu - w książce Piotr ma do tego sandmierskie schody, ja z braku takowych wspinałem się na biurko, z którego zeskakiwałem z rozpostartymi rękami. A może nawet nimi machałem? - nie pamiętam. Ale wydaje mi się, że też momentami miałem wrażenie, że przez jedną, krótką chwilę to nie było tylko spadanie, a jakiś fragment lotu. Tak to przynajmniej pamiętam.

Narratorem jest Piotr - Piotruś, pan Piotr, to zależy, kto akurat w danym fragmencie jest obecny. Samego narratora jest moim zdaniem mało, bo jest to opowieść ludziach, którzy przedstawieni są rewelacyjnie. Przy czym zaskakujące może być to, że mało jest też w książce opisów tych ludzi. Poznajemy ich przez ich zachowania i wypowiedzi. Tak chyba jest prawdziwiej. Mnie szczególnie w pamięć zapadła postać matki. Z różnych powodów - może dlatego, że jest jej chyba najwięcej w powieści. Może dlatego, że wiele z jej zachowań pamiętam ze swojego dzieciństwa. Może dlatego, że większość matek, na jakiejś wspólnej, (być może pierwotnej?), płaszczyźnie jest bardzo do siebie podobnych.

Język, jakim napisana jest ta pozycja to wyżyny polszczyzny. Może nie w sensie akadmickim - na tym się nie znam, ale w sensie prowadzenia opowieści. Przynajmniej według mojego odczucia. Zarówno pod względem językowym, stylistycznym, jak i konstrukcyjnym. Uzasadnię tylko ten ostatni przymiotnik, bo to zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Jeśli o bohaterkach - pannach Ponckich przez dziewięć rozdziałów pisze się w sposób "powiedziała Ewelina lub Róża" albo "herbatę podała Róża, czy Ewelina" sprawiając wrażenie, że jest to w zasadzie jedna postać w dwóch osobach, to jak mocny akcent na siłę wspomnienia kładzie scena z ostatniego, dziesiątego rozdziału, kiedy dokładnie określa się, co zrobiła Róża, a co Ewelina.

Myślę, że tę książkę odebrałem w taki sposób, bo jest mi ona bliska. Bo wiele, o ile nie większość rzeczy, o których czytałem znam ze swojego życia. A przez to, że jest ona tak blisko mnie, nawet te rzeczy, których nie znam wydają się bliższe niż w najwspanialszej, epickiej historii, która może być fajną przygodą, ale gdzieś tam, daleko. Bo ta druga przygoda, mimo, że może lepsza, ciekawsza, bardziej porywająca, jest jednak bardziej czyjaś, niż bardziej moja.

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter
George_Stark - 1016 + 1 = 1017

Tytuł: Widnokrąg
Autor: Wiesław Myśliwski
Gatunek...

źródło: comment_16227564713S3a1FY3fESKqF6ibUEKnv.jpg

Pobierz
  • 1