Wpis z mikrobloga

Saga o młodzieży spod znaku Red Bulla - odcinek 1a: Enrique Bernoldi

Dla wyjaśnienia czym jest ta seria, zapraszam do odcinka zerowego: link dostępny tutaj

Pierwszym kierowcą doprowadzonym przez Red Bulla do startu w wyścigu, wbrew obiegowej opinii, nie był to Christian Klien, a brazylijczyk Enrique Bernoldi. Karierę zaczynał tradycyjnie od demolki na lokalnym podwórku kartingowym, aby w 1995 zacząć pojawiać się w Europie. Przystąpił do udziału w trzech seriach, skupiając się jednak na włoskich mistrzostwach Formuły Boxer - wygrywając dwa wyścigi, i zajmując czwarte miejsce w całych mistrzostwch. Przewinął się również przez francuskie mistrzostwa Formuły Renault (zaledwie jeden start, ale zakończony mega sukcesem - pole position, miejsce na podium i najszybsze okrążenie), oraz przez europejskie mistrzostwa Formuły Renault - wygrywając swój jedyny udział w tamtym sezonie. I właśnie tą serię wybrał jako swój główny cel tamtego sezonu, przeplatając okazjonalnymi startami na francuskim podwórku (4 starty zakończone dwoma wygranymi i jednym miejscem na podium, a także jednym PP i trzema najszybszymi okrążeniami, na tle takich nazwisk jak Sebastien Enjolras, Marcel Fassler, Franck Montagny, Sebastien Bourdais czy Mario Haberfeld). Główny cel sezonu, czyli mistrzostwo europejskiej Formuły Renault, został osiągnięty - demolka zakończona sześcioma wygranymi, w sam raz na otwarcie drogi do Formuły 3.

Spośród różnych serii F3 Enrique wybrał brytyjską, aby rywalizować z kierowcami takimi jak Peter Dumbreck, Mark Webber, Mario Haberfeld, Ben Collins, Franck Montagny, czy Andy Priaulx. Sezon zaczął od... wypadku - poza torem, zwykły wypadek samochodowy, przez który nie wystartował w dwóch pierwszych wyścigach sezonu. Nie udało się zatem zdobyć mistrzostwa, powrót do pełnej sprawności musiał swoje zająć - jednak z czasem wyniki stawały się coraz bardziej obiecujące - jedno zwycięstwo osiągnięte na Spa, kilka najszybszych okrążeń i piąte miejsce w generalce, tuż za plecami Marka Webbera. Do tego na koniec roku dorzucił trzecie miejsce w GP Makau, przy wcale nienajgorszej obsadzie (Mark Webber, Tom Coronel, Stephane Sarrazin, Peter Dumbreck, Ralph Firman, Ricardo Mauricio, Franck Montagny, Mario Haberfeld, i znowu Stig). Na 1998 Bernoldi postanowił pozostać na tym poziomie, aby tym razem powalczyć o mistrzostwo.
I ambicje te wcale nie były odklejone od rzeczywistości, bo zaliczył całkiem mocny początek sezonu - ostatecznie jednak skończyło się sześcioma zwycięstwami i tytułem wicemistrzowskim w brytyjskiej F3, zdominowanej zresztą przez brazylijczyków (Haberfeld, Bernoldi, Burti). Dorzucił do tego trzecie miejsce w Makau, i drugie miejsce w Masters of F3 na Zandvoort. I chyba wtedy Bernoldi przykuł zainteresowanie Dietricha Mateschitza, obecnego w Formule 1 jako sponsor zespołu Sauber. Powstał wtedy pierwszy juniorski zespół Red Bulla - Dietrich Mateschitz dogadał się z Helmutem Marko, posiadającym już działające struktury na poziomie Formuły 3000 (odpowiednik dzisiejszej Formuły 2, wcześniej GP2), jednak z powodu dziury w budżecie zespół nie przystąpił do startów w 1998 - nawet sukcesy (mistrzostwo Joerga Mullera w 1996, czy wicemistrzostwo Montoyi w 1997) nie pozwoliły powrócić do stawki na 1998, ale dzięki rozmowom z Dietrichem Mateschitzem, udało się wrócić do stawki na 1999 - ale już jako Red Bull Junior Team - dość powszechne zjawisko w tamtym czasie, w stawce mieliśmy także juniorskie ekipy McLarena, Williamsa, Prosta, Benettona, czy nawet mające względne problemy z kasą - Arrowsa czy Minardi. Wybór kierowców został dokonany przy użyciu wpływów Dietricha - pierwszy stołek zajął właśnie Bernoldi, a jego partnerem zespołowym został Markus Friesacher (niespokrewniony z wymienionym w poprzednim wpisie Patrickiem Friesacherem, innym juniorem Red Bulla - zwykła zbieżność nazwisk i narodowości). Markus okazał się jednak zwykłym ogurem, i pogoniono go już po trzech wyścigach do których nawet nie raczył się zakwalifikować - mało tego, regularnie szorował dno tabeli (a mówimy o stawce 40 samochodów!). W jego miejsce wskoczył inny brazylijczyk, Ricardo Mauricio - kolejny obiecujący junior spod znaku czerwonego byka, pogoniony jednak z Super Novy za słabe wyniki. Oprócz stołka w F3000, Dietrich użył swoich udziałów (w szczytowym momencie szacowane na jakieś 67%, Sauber utrzymywał pakiet kontrolny powyżej 30%) aby wkręcić Bernoldiego jako kierowcę testowego do Saubera - Dietrich był już wtedy udziałowcem w zespole, jednak wraz z Peterem Sauberem ich relacja stopniowo się pogarszała - głównie dlatego, że Dietrich chciał coraz więcej, a Sauber chciał utrzymać możliwie najwyższą niezależność - skoro już i tak oddał sprzedał część swojej duszy do Ferrari.

Z Formułą 3000 było tak jak z F2 i z GP2 - niby bolidy som ruwne, jednak te lepsze zespoły zawsze potrafiły coś zrobić w trakcie przygotowań aby ich bolid był ruwniejszy. Samochód ekipy Helmuta Marko nie należał do tych najruwniejszych, więc i wyniki nie były oszałamiające - ale w odróżnieniu od kolegi z zespołu, Bernoldi nie miał kłopotu z zakwalifikowaniem się do wyścigu, okazjonalnie pojawiając się nawet w czołowej dziesiątce - zarówno w kwalifikacjach, jak i w samym wyścigu. Bernoldi zapunktował tylko raz, na Hockenheim - zdobywając piąte miejsce. Mauricio dorzucił jeszcze jedno oczko na Spa, i zespół zakończył sezon z trzema punktami. Bez szału, ale i stawka była całkiem mocna - z takich bardziej znanych nazwisk tamtego sezonu można wymienić Nicka Heidfelda (mistrz, dominator), Stephane Sarrazin (zdążył pojechać wyścig w F1 w 1999), Gonzalo Rodriguez, Bruno Junqueira, Tomas Enge, Franck Montagny, Olivier Gavin, Norberto Fontana, czy Justin Wilson. Problem tylko polegał na tym, że włodarze serii wzięli się trochę za ograniczenie uczestników - 40 zgłoszeń to całkiem sporo, więc postanowiono ograniczyć stawkę do maks 15 zespołów, i defacto pożegnać się z siedmioma najgorszymi ekipami z poprzedniego sezonu (ciekawostka, jedno miejsce miało przypaść najlepszemu zespołowi z włoskiej serii F3000, w której rywalizował Polak - Jarosław Wierczuk, jednak nie udało mu się ani razu zapunktować). Duet Marko-Mateschitz dość zapobiegawczo postanowił "odkupić miejsce" od zespołu Oreca, aby przedłużyć żywot zespołu na poziomie tej serii. Na rok 2000 utrzymano ten sam skład kierowców, a Bernoldi dodatkowo utrzymał stołek w Sauberze. I generalnie postęp był zauważalny - Bernoldi trzykrotnie punktował, a i miał szansę na znacznie lepsze osiągnięcia - w Hiszpanii zdobył Pole Position, i pomimo trudności na starcie udało mu się obronić prowadzenie i nawet odjeżdżać od reszty stawki, jednak w pewnym momencie z jednej z jego opon zaczęło schodzić powietrze - tzw. slow puncture, który spowodował znaczne osłabienie tempa, i powolny spadek w dół tabeli. A jakby tego było mało - Ricardo Mauricio zażarcie próbował zaatakować swojego kolegę z zespołu, do tego stopnia że sam się obrócił. Winą obarczył Bernoldiego, który jego zdaniem - zamykał mu drzwi kiedy on już był po wewnętrznej.
Druga dobra okazja nadarzyła się już w następnym wyścigu, na Nurburgringu. Po czwartym miejscu w kwalifikacjach już na starcie objął prowadzenie, a za jego plecami rozgrywał się karambol - drugie auto Red Bulla odpadło po kolizji z... Fernando Alonso, co za nieoczekiawny crossover dwóch moich serii ( ͡° ͜ʖ ͡°) A wracając do walki o poważne osiągnięcia - prowadzenie Bernoldiego uratował nieco Safety Car, jednak po jego zjeździe i dogrzaniu opon całkiem sprawnie utrzymywał się przed Bruno Junqueirą, i tak trwało to aż do drugiego Safety Cara. Po jego zjeździe Bernoldi znowu zaczął odjeżdżać, wykręcając najszybsze okrążenie w wyścigu - aż nagle przy przejeździe przez szykanę strzeliło mu zawieszenie, oddalając jego marzenia o zwycięstwie, a przybliżając mu spotkanie ze ścianą. Potem już tak dobrze mu nie szło, jednak zdołał pokonać swojego partnera zespołowego w tabeli - swoje jedyne punkty Mauricio zdobył na Hungaroringu, meldując się na trzecim miejscu. Bernoldi się tym jednak nie przejmował, bo już i tak zrobił dobre wrażenie, a Dietrich Mateschitz postanowił, że czas na kolejny szczebelek w drabinie - Formuła 1.

Główną, i wręcz naturalną opcją był Sauber. Z zespołu odchodził główny kierowca - Mika Salo został skuszony złotymi górami w Toyocie, a w sierpniu doszło do pewnych pamiętnych testów na Mugello. Pedro Diniz twierdził, że testy to był pojedynek o stołek na przyszły sezon pomiędzy nim, a Bernoldim - i mimo że Diniz był szybszy, czuł że jest wypychany z zespołu. Mało tego, dotychczasowe pieniądze wnoszone przez Parmalat przestały być wystarczającym argumentem dla ekipy trzymającej władzę. Menedżerem Diniza był wtedy Daniele Morelli, możliwe że kojarzycie tego sympatycznego jegomościa ze współpracy z Robertem Kubicą. Udzielił on wywiadu mówiącego, że "efekt jaki osiągnęli, to zakończenie kariery w F1 Bernoldiego zanim się jeszcze rozpoczęła" - a argumentował to faktem, że nie dość że był wolniejszy od paydrivera, to jeszcze na koniec zaliczył spina. Zaledwie kilka dni po tym teście ogłoszono, że do Saubera dołączy Nick Heidfeld, a w dyskusjach na temat drugiego stołka rozważano Jeana Alesiego (który dopiero co rok wcześniej opuścił ten zespół), Alexa Wurza, i Ricardo Zontę. Dietrich popychał kandydaturę Bernoldiego, ale Peter Sauber w tym samym czasie straszliwie zachorował na młodego fina, który dopiero od niedawna w ogóle jeździł samochodem, a już demolował stawkę w brytyjskiej Formule Renault. Testy Bernoldiego odbyły się w sieprniu, natomiast Kimi dostał swój termin na wrzesień. I tak jak Bernoldi (mając doświadczenie opiewające na półtorej roku testowania) dostał sekundę w cymbał od Diniza (6 lat ścigania w F1), to Kimi (jeden dzień testowania) był pół sekundy od niego szybszy. Postanowiono jednak nie rozgłaszać tych informacji zbyt szeroko, aby najpierw zabezpieczyć taki diamencik przed ucieczką w czyjeś objęcia. Wyczaił go Michael Schumacher, który również był obecny w tamte dni testowe na Mugello, i już wiedział co się szykuje. Wiedział również Dietrich Mateschitz, który prawdopodobnie rozsiewał plotki o kompletnym braku doświadczenia i szeroko pojętym "nieokrzesaniu" tego młokosa, i że Bernoldi lepszy, cośtam cośtam. FIA w sumie podchwyciła temat i zaczęła się głośno zastanawiać nad tym, aby nie dać zgody na starty Raikkonena. Dietrich zagrał wtedy nieco pokerowo, i złożył ofertę kupna zespołu, co jednak zostało odrzucone przez Saubera - a gdy FIA dała zielone światło dla Kimiego (przyznając licencję zaocznie, na pierwsze cztery wyścigi sezonu) - podpisał z nim kontrakt na starty, oferując Bernoldiemu trzeci rok na stołku rezerwowego. Dietrich się oczywiście #!$%@?ł, i stwierdził że w takim razie to on zwija zabawki i wychodzi.

No cóż, kłamał, chociaż nie do końca - po prostu zmniejszył rolę w budżecie zespołu, a Sauber dość skrzętnie załatał ją pieniędzmi od Credit Suisse - w ten sposób nie był mu już potrzebny Parmalat (tzn. Pedro Diniz), a Dietrich faktycznie musiał szukać innego miejsca aby umieścić tam swojego podopiecznego. Zaledwie kilka dni po ogłoszeniu Kimiego, zespół Prost ogłosił że przetestuje dwóch młodych kierowców - właśnie Bernoldiego, oraz Oriola Servię (Hiszpan, obiecujący prospekt ścigający się w USA). W listopadzie Diniz został udziałowcem tego zespołu, więc przypuszczano że może to on zajmie miejsce obok Jeana Alesiego - jednak plotki te zostały ucięte ogłoszeniem, że Diniz kończy z jeżdżeniem, i chce zająć się zarządzaniem.
Tymczasem testy w Proście rozpoczęły się, i Bernoldi nie wypadł w nich najgorzej - stracił do Alesiego zaledwie 0.3s, podczas gdy dzień później Oriol Servia odstawał na 1.8s. To w połączeniu z problemami finansowymi zespołu Alaina Prosta powodowało, że Bernoldi wyglądał na pewniaka do zajęcia drugiego fotela w tym zespole - wszak Dietrich miał kilka walizek odpowiedzi na problemy Prosta, a już raz dogadał się z byłym kierowcą F1. I wtedy ogłoszono, że Alain Prost dopiął deala z siecią telewizyjną PSN, dotychczas sponsorem rozpadającego się zespołu Minardi. I zupełnie przypadkiem, kilka dni później, ogłoszono że kierowcą Prosta zostanie Gaston Mazzacane, ówczesna maskotka tejże sieci telewizyjnej. To sprawiło, że nie było już praktycznie żadnego sensownego stołka do zajęcia - wolne było jeszcze tylko w Minardi, u boku Fernando Alonso. Dietrich postanowił jednak zagrać nieco inną kartą, i zadzwonił do Toma Walkinshawa, właściciela zespołu Arrows - odwiecznie zmagającego się z problemami finansowymi. Ten w sumie stwierdził, że ma już dwóch zakontraktowanych kierowców na 2001 (utrzymany skład z sezonu 2000 - Jos Verstappen, ojciec znanego syna, i Pedro de la Rosa, znany emeryt), ale za odpowiednią sumę przedpłaty może sięgnąć do teczki po papiery i zobaczyć czy dałoby się któregoś wymiksować z interesu. Już wcześniej spekulowano, że de la Rosa może zwolnić miejsce w razie porozumienia PSN z Arrowsem, jednak ten sponsor wraz z kierowcą poszedł do ekipy Prosta. Dietrich złożył więc ofertę sponsoringu, i w pakiecie znalazłby się nawet tańszy kierowca niż de la Rosa. Oprócz tego, panowie dogadali się na wsparcie zespołu Toma Walkinshawa jeżdżącego w IndyCarach - to był kolejny cel strategii Dietricha, pokazać się za wielką wodą - a jak się da, to przy okazji wyłowić jakąś perełkę i może i jego wcisnąć do F1.
Kontrakt de la Rosy rozwiązano, i tym oto sposobem Enrique Bernoldi znalazł się w stawce Formuły 1 na rok 2001. Paydriver zajął miejsce dobremu kierowcy, skąd my to znamy. Tak gwoli kronikarskiego obowiązku - ostatni wolny stołek pozostał w Minardi, który zaledwie dzień przed ogłoszeniem Bernoldiego został potwierdzony jako "uratowany" przed bankructwem przez pociesznego biznesmena z Australii, Paula Stoddarta. Ostatecznie dwa fotele w Minardi przypadły Fernando Alonso i Tarso Marquesowi, który startował już w barwach tego zespołu w 1997 roku. A de la Rosa? Po krótkim epizodzie jako kierowca testowy wskoczył do Jaguara, skąd wypadł Luciano Burti, który z kolei wygonił Gastona Mazzacane z Prosta.

Na tym się zatrzymamy, podzieliłem materiał na dwa odcinki - trochę mnie poniosło i wyszła naprawdę długa opowieść, ale to też dlatego że Arrows był niezłym burdelem, i trochę tam się za kulisami działo - a szkoda byłoby to po prostu olać. Podział na epizod "przed F1" i "w F1" wydaje mi się w miarę sensowny, więc dlatego zdecydowałem się podzielić właśnie w tym miejscu.

Premiera części drugiej już w poniedziałek, a jeżeli utrzyma mi się obecny poziom weny, to może i niedługo wrócimy do poprzedniej serii? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

#krotkahistoriaof1 #f1
fordern - Saga o młodzieży spod znaku Red Bulla - odcinek 1a: Enrique Bernoldi

Dla...

źródło: comment_1620978617m2iBB847nVfc41BmBshzcv.jpg

Pobierz
  • 6