Wpis z mikrobloga

#limesinferior #ksiazki #rozwojosobisty

UWAGA SPOILERY z limes inferior.

Jakiś czas temu czytałem limes inferior, gdyby ktoś nie miał czasu, to polecam chociaż przejechać się po ciekawszych fragmentach poniżej.

Czytelnicy gatunku utopii/dystopii/futuryzmu pewnie nie znajdą tutaj dużo nowych elementów, w końcu książka jest z 1980 roku.

1
— Wolność? — parsknął Matt, krztusząc się piwem. — To jest wolność? Człowieku, w jakim
świecie żyjesz? Żółte punkty przesłaniają ci wzrok, czy co? Nie wiem, czym się na co
dzień zajmujesz, ale chyba powinieneś dostrzegać tę prostą relację pomiędzy porządkiem i
wolnością: one nie mogą współistnieć! Jeśli wolność jest realnym faktem, to porządek
jest tylko pozorny, i vice versa! Taka sama sytuacja jak w przypadku równości i
sprawiedliwości, o których wspominałeś: równy podział nigdy nie będzie sprawiedliwy,
i odwrotnie. Zastanów się nad tym.

2
Dawne, historyczne przyczyny migracji ludności — chęć łatwiejszego życia, lepszych
zarobków — przestały działać od chwili ogólnoświatowej unifikacji zasad gospodarczych i
wprowadzenia jednolitej klasyfikacji intelektualnej. Teoretycznie można było zarejestrować
się w dowolnej aglomeracji, lecz związane z tym formalności i opłaty stanowiły skuteczną
zaporę przeciwko przemieszczaniu się ludności. Światowy system gospodarczy wyrównywał
poziom życia mieszkańców globu tak dokładnie i skutecznie, że obywatele określonej klasy
mieli się jednakowo w każdym miejscu globu.

3
Granica
wymagań stawiana przed kandydatami do pracy dosłownie uciekała przed ludźmi szybciej,
niż byli oni zdolni podnosić swą klasę umysłową.
..
W sumie, nie bardzo było wiadomo, czy to stopień komplikacji urządzeń technicznych i
problemów społecznych wzrastał tak gwałtownie, że coraz mniej ludzi potrafiło sprostać
obowiązkom wynikającym z kierowania i nadzoru — czy może poziom umysłowy
społeczeństwa obniżał się w ogólnej skali tak szybko i władze dla utrzymania dobrego
nastroju musiały cichcem zaniżać kryteria klasyfikacyjne, wskutek czego dzisiejszy trojak czy
dwojak nie był już tak inteligentny, jak niegdysiejszy.

4
Ogólnie biorąc, wszystko w tym systemie działo się zgodnie z pierwotnymi założeniami:
automatyzacja procesów wytwórczych i operacji handlowych po to właśnie została
wprowadzona, by uwolniwszy ludzi od wysiłku fizycznego i umysłowego, zapewnić im
dobrobyt i wygodę. Ostateczną granicą tego procesu byłby zatem stan, w którym nikt nie
pracuje, lecz wszyscy korzystają z wytworów automatycznych urządzeń. Pierwotnie sądzono,
że granica ta osiągnięta zostanie w jakiejś niewyobrażalnie odległej przyszłości. Urbanizację
przyjęto jako nieodzowny produkt uboczny wdrażanego programu. Problem zatrudnienia
spodziewano się rozwiązać drogą skracania dziennego czasu pracy i zwiększania
zmianowości.
..
Szybko okazało się to utopią. W teoretycznych rozważaniach pomylono rzeczywistość z
pobożnymi życzeniami idealistycznych demagogów: zbyt serio potraktowano nieprecyzyjnie
rozumiany aksjomat o równości wszystkich ludzi. Bo cóż to znaczy, że jeden człowiek jest
równy drugiemu? Człowiek — rzec można — jest istotą wielowymiarową; któreż z jego cech
uznać mamy za reprezentatywne dla porównań? Ani możliwości, fizyczne czy umysłowe, ani
potrzeby, materialne czy duchowe, zunifikowane nie są i ujednolicić się nie dają.
..
Wprowadzenie powszechnie obowiązującego wyższego wykształcenia, mającego zrównać
możliwości i szansę, obnażyło jedynie niezaprzeczalne różnice poziomów umysłowych i
zdolności. System klasyfikacyjny stał się niezbędny dla określenia, kto i w jakim stopniu
zdolny jest sprostać wymogom złożonego układu. Upychanie na stanowiskach pracy ludzi z
miernymi zdolnościami byłoby absurdem. O wiele prościej i taniej zapewnić im byt bez
zatrudnienia, niż tworzyć fikcyjne stanowiska pracy!

5
W długiej historii ludzkich społeczeństw znaleźć można eksperymenty różnych
reformatorów, zmierzające do tego, by zapewnić ludziom pracę z pominięciem płacy. Jednak
próby takie na ogół kończyły się fiaskiem, przy czym wychodziło zazwyczaj na jaw, iż
człowiek pracujący nie uważa jeszcze za wynagrodzenie tego, co zużywa na prostą
reprodukcję własnych sił fizycznych, na mieszkanie, ubranie i inne koszty własne swego
jednoosobowego „przedsiębiorstwa".

6
Natomiast odwrotny eksperyment nie prowadzi do katastrofy: dając człowiekowi samą
płacę, powodujemy, że pracę znajduje on sobie we własnym zakresie, odpowiednio do
stopnia własnego lenistwa. Przy czym regułą jest, iż aktywność okazuje się proporcjonalna do
poziomu umysłowego osobnika. W skrajnym przypadku — człekokształtna małpa, karmiona
do syta, nie przejawi żadnych skłonności do organizowania sobie pracy, wyżywając się
wyłącznie w zajęciach czysto ludycznych.

7
System panujący w społeczności Argolandu nie był sprzeczny z naturalnymi prawami:
pracą zajmowali się najinteligentniejsi — z konieczności lub z wyboru działając w legalnych i
nielegalnych dziedzinach życia społecznego i gospodarczego — i na ogół nie czuli się
pokrzywdzeni; ci o niższym poziomie umysłowym, pobierający dotacje — także nie domagali
się bynajmniej umożliwienia im odpracowania otrzymanych dóbr. Jednym słowem, wszystko
przedstawiało się jako układ dość stabilny i w miarę sprawiedliwy.

8
Sneer czuł się bardzo źle, z samego rana w brudnawej koszuli i z nie ogoloną gębą, w
rejonie miasta, gdzie w każdej chwili można było spotkać znajomych z branży... Jedna doba
życia bez Klucza, bez własnej kabiny, możliwości zjedzenia śniadania i wypicia porannej
kawy — to było najzupełniej dość jak na jego cierpliwość.

9
Co za kretyński paradoks! — zastanawiał się. — Jeśli urodziłeś się za mądry albo chciało
ci się doskonalić swój umysł, musisz tyrać jak głupi osioł, bo inaczej zablokują ci Klucz i figę
z makiem dostaniesz. Ale wystarczy, żebyś był głupi albo udawał głupiego i już cię
społeczeństwo bierze na utrzymanie. A jeśli jeszcze do tego kombinujesz coś nielegalnie, to
żyjesz sobie wesoło i bez kłopotów, choćbyś był szóstakiem. Alicja ma rację: ten świat
zmierza ku upadkowi, goni w piętkę, coś tutaj nie jest w porządku. A mimo wszystko ten
upadek trwa tak długo, że ma cechy stanu ustalonego.

10
— To jest to! — wychlipał półgłosem, opanowując z trudem drgania przepony. — To jest
właśnie pełna synteza, szczyt wszystkiego, pierwsza zapowiedź ostatecznego końca. Oto, do
czego gnamy w tym naszym beznadziejnym, ślepym, baranim pędzie. Automaty do
wszystkiego! Wszystko automatycznie! I oto nagle przytomniejemy w obliczu dylematu: jeśli
jeden automat potrafi kopulować drugi tak sprawnie, zgrabnie i na tyle sposobów, to co
jeszcze, u diabła, robią ludzie na tej planecie?!

11
Sneer był specjalistą od mikroelektroniki układowej. Studiował tę dziedzinę z
prawdziwym zamiłowaniem, nie ograniczając się do wąskiej specjalizacji wymaganej na
uczelni. Dzięki temu mógł teraz bez trudu rywalizować z profesjonalistami z kilku innych,
pokrewnych dziedzin, nadzorującymi różne funkcje Ogólnego Systemu Komputerowego,
zwanego w skrócie Syskomem.
Szlachetna idea rozwijania technicznych umiejętności młodzieży, przyświecająca istnieniu
instytucji „Raj Majsterkowiczów", jak wiele szlachetnych idei, produkowała uboczne efekty
społeczne, wymykające się kontroli władz aglomeracji.

12
— Nietrwały papier to znakomity wynalazek. Nie trzeba sprzątać z ulic starych opakowań,
nie gromadzą się stare gazety.
— Właśnie. To bardzo wygodne dla administracji: po tygodniu nie ma żadnego śladu
oficjalnych wypowiedzi władz i można bez rumieńca wstydu głosić coś wręcz przeciwnego.

13
— Niczego nie rozumiesz! — Matt zacisnął pięści i widać było, że traci cierpliwość. —
Ten świat upadnie, zawali się! Siedząc na swojej gałęzi nie widzisz, że korzenie tego drzewa
próchnieją w oczach. Mało kto rozumie sytuację, wszyscy oślepli, mają przed oczami tylko
kolorowe punkty. Musimy jakoś przeciwstawić się tej piwno-telewizyjnej pseudokulturze,
która się tu wytworzyła. Czy nie zastanowiłeś się, dlaczego oni poją nas piwem i karmią tanią
masową rozrywką? Jedno i drugie zawiera ten sam podstawowy składnik: ogłupiacz! Popatrz
na tych ludzi! Cóż widzą przed sobą? Życie wypełnione piwkiem i bezsensownymi
programami rozrywkowymi! Uczą się, bo muszą. Majsterkują, bo się nudzą. Ale przez cały
czas mają świadomość, że zarówno ich wiedza, jak nabyte zdolności manualne nie zostaną
nigdy wykorzystane w jakimkolwiek pożytecznym celu. Człowiek przestał być potrzebny.

14
Scena pod bankiem świadczyła o tym, że służba porządkowa tylko pozornie nie zauważa jednych, by natychmiast reagować na pojawienie się innych podejrzanych facetów. Wniosek stąd jest zupełnie oczywisty: niektórzy są władzom po prostu potrzebni, ich działalność jest wkalkulowana w funkcjonowanie systemu, być może nawet jest administracji na rękę, pomaga w czymś, stwarza jakieś specyficzne sytuacje społeczne czy gospodarcze.

15
Cała ta podskórna infrastruktura społeczna działa za cichym przyzwoleniem administracji — a więc na ten czy inny sposób — w interesie władzy. Kto wie, czy nie są również do czegoś potrzebni wyciskacze, wampiry, zdziercy? Może funkcjonowanie tego społeczeństwa wymaga, by ludziom, oprócz poczucia bezpieczeństwa — fizycznego i socjalnego —
dostarczać także nieco poczucia zagrożenia? Pewna liczba bandziorów — liczba z góry zaplanowana i utrzymywana na określonym poziomie — może pełnić taką samą rolę jak szczupaki w stawie z karpiami. Taki szczupak eliminuje słabe, chore sztuki hodowlane, a pozostałe zmusza do czujności, do ruchu, do ucieczki, by rozwijały swe mięśnie zamiast obrastać w tłuszcz.

16
To było nawet dość prawdopodobne. Najpierw pokazano Sneerowi, jak niemiło jest utracić, choćby na krótko, możliwość korzystania z Klucza. Potem — zademonstrowano mu, że przy dobrych chęciach ze strony władz, mogą one udaremnić wszelkie próby ratowania się znanymi powszechnie sposobami. Jednym słowem, dano mu do zrozumienia, że dotychczasowy brak kłopotów zawdzięcza tylko łaskawemu przymknięciu czyjegoś oka na jego działalność. A działalność ta — jak wynikało z rozmowy — była doskonale znana odpowiednim czynnikom.

17
Sneer zdawał sobie sprawę ze smutnego faktu, że w Argolandzie nie sposób uciec przed czymś lub przed kimś tak w ogóle i naprawdę, bo wcześniej czy później, jak przysłowiowa koza do woza, człowiek musi przyjść do jakiegoś automatu i ujawnić swoją aktualną lokalizację przez wetknięcie Klucza w jego szczelinę. Niemniej jednak, klatka schodowa była dla niego miejscem, gdzie człowiek znajduje się pomiędzy dwoma kolejnymi kontrolowanymi punktami w przestrzeni, a więc jakby nigdzie. Dawało to, przynajmniej teoretycznie, poczucie pewnej niezależności.

18
— Nie potrafię jakoś wyobrazić sobie takiej metamorfozy. Politycy zmieniają czasem poglądy, ale bodźcem do tego rzadko bywa racjonalny argument czy wzgląd na interes ludzkości. Najczęściej bodźcem takim bywa po prostu strach o własną pozycję lub o własną skórę... Czegóż mogli bać się ci, którzy wówczas zmądrzeli tak nagle? Kto i czym ich postraszył, by zmusić do zgodnej współpracy w skłóconym świecie?
Ojciec uśmiechnął się znad szklanki. Patrzył przez chwilę w oczy Sneera, a potem powiedział z dziwną, ironiczną nutką w głosie:
#8212; Nie trudź się takimi dociekaniami. To było dawno, synku. Jeśli współczesność chce coś ukryć przed ludźmi, historia po dziesiątkach lat nie ma szans dogrzebania się prawdy. Zamiast niej znajduje się tylko artefakty, misternie utkane legendy modyfikujące prawdę, spreparowane na użytek ówczesnego społeczeństwa i tak głęboko zaszczepione w świadomości pokoleń, że stają się prawdą zastępczą, której obalenie po latach nie leży w niczyim interesie. Przeciwnie, mogłoby to wstrząsnąć podstawami od lat budowanej rzeczywistości.

19
— Urodziłem się przed Reformą, lecz od samego początku, jak sięgam pamięcią, nikt nie był pewien, co się właściwie stało, co było przyczyną nagłego zwrotu w światowej polityce i ekonomice. Oficjalnie, jak zresztą wiesz, wyjaśniano to odkryciem metody uzyskiwania taniej energii w nieograniczonych praktycznie ilościach. Lecz już wówczas krążyły różne plotki i domysły. Mówiono o jakiejś mafii, o grupie uczonych-terrorystów szantażujących przywódców politycznych i zmuszających ich do zgody pod groźbą totalnej zagłady.

20
Dopiero później, gdy dziecięce poczucie czasu, wedle którego kilkadziesiąt lat wydaje się nieskończonością, ustąpiło wrażeniu, iż czas galopuje coraz prędzej — Sneer zaczął zastanawiać się nad proporcjami wymiarów tego „czasoprzestrzennego pudełka", w którym zamknięty jest każdy obywatel aglomeracji. Kilkadziesiąt lat życia w obszarze o promieniu czterdziestu kilometrów wydawało się jakimś smutnym nieporozumieniem. Wiedział oczywiście wszystko — a przynajmniej tak mu się zdawało — o przyczynach i celach, dla których stłoczono kilkadziesiąt milionów ludzi na obszarze pięciu tysięcy kilometrów kwadratowych. Zresztą sytuacja, w której na każdego mieszkańca przypada sto metrów powierzchni — to jeszcze zupełnie niezłe warunki, jeśli weźmie się pod uwagę, że jest to cena płacona za oddalenie od tych milionów ludzi widma głodu. Tereny, otaczające aglomeracje podobne do Argolandu, są zbyt cenne, by zajmowane były pod rozproszoną zabudowę mieszkalną.

21
Czy zwierzę w klatce jest w stanie zgłębić intencje tych, którzy go w niej zamknęli? Czy karmią nas jedynie z dobroci, czy też może służyć im mamy do jakichś bliżej nie znanych celów? A może... — Sneer poczuł na grzbiecie niemiły dreszcz. — Może jesteśmy tylko doświadczalnymi zwierzętami? Może Argoland jest czymś w rodzaju eksperymentalnej hodowli? Albo może rezerwatu stworzonego dla jakiegoś niezwykłego, wynaturzonego szczepu ludzkości, odizolowanego od reszty normalnego świata? Może to jakaś boczna, zdegenerowana gałąź ludzkości, której stworzono tu enklawę, niszę ekologiczną, humanitarnie pozwalając tym niby-ludziom wegetować w przeświadczeniu, że są tacy sami, jak wszyscy inni na całym świecie?

22
To też była jedna z apokaliptycznych wizji „odkrytych" już dawno przez autorów scenariuszy filmowej fantastyki. Umysł Sneera wzdragał się przed przyjęciem tak tragicznego wyjaśnienia losów ludzkości, aczkolwiek miało ono wszelkie pozory prawdopodobieństwa. Ileż bowiem niezbadanych czynników związanych z nowymi technologiami — agro-chemią, farmakologią, działaniem promieniowań i dziesiątkami innych dziedzin działalności człowieka na Ziemi — mogło podstępnie, w nieprzewidziany sposób wpłynąć na rozwój — nie tylko fizyczny, lecz i umysłowy — następujących po sobie pokoleń.

23
Nielegalni fachowcy nie udawali, że pracują. Oni pracowali naprawdę — od południa do północy, przez cały czas myśląc i działając, ryzykując i czujnie omijając pułapki. Tylko bowiem oni — przez zawistnych współobywateli zwani pasożytami — byli w istocie jedynym bezspornie niezbędnym składnikiem społeczeństwa Argolandu, jego florą bakteryjną, ułatwiającą przebieg procesów społeczno-ekonomicznych, smarem umożliwiającym funkcjonowanie tego wymyślonego, sztucznego systemu, który bez nich zgrzytałby o wiele głośniej i zacinałby się katastrofalnie.

24
Wszyscy oszukują wszystkich i wszyscy wiedzą, że są oszukiwani — pomyślał Sneer, lecz równocześnie stwierdził, że ta konkluzja budzi w nim coraz mniej zdziwienia. Teraz już zrozumiał, że ta cicha umowa społeczna stanowi jeden z filarów trwania systemu, w którym żyje.

25
Na polecenie swych mocodawców, podczas popołudniowych dyżurów Sneer krążył po
pustym gmachu, zaopatrzony w uniwersalny Klucz, otwierający wszystkie drzwi i przeglądał
materiały stanowiące wyniki prac naukowych Instytutu. Bez większego trudu mógł zauważyć
ich żałosną nieporadność, wtórność, fikcyjność nawet. „Naukowe" opracowania były rozdęte
wodnistym wielosłowiem, pseudonaukowym bełkotem, fabrykowanym jakby w nadziei, że
nikt kompetentny nie zajrzy nigdy do opasłych tomów dokumentacji, zalegających regały.
Podobnie było z pracami eksperymentalnymi. Fałszowanie i naciąganie wyników stało się
normalną praktyką, a wszystko razem było na ogół pozbawione wartości naukowej i
poznawczego znaczenia.

26
Klucz jest przyrządem niezmiernie skomplikowanym.
W gruncie rzeczy jest to miniaturowy komputer, współpracujący z wszelkiego typu
automatami, mającymi zastosowanie we wszystkich dziedzinach życia współczesnego
człowieka. Jest jego portfelem, paszportem i certyfikatem osobistym, zastępuje wszystkie
dawne zaświadczenia, dokumenty, czeki i inne papierki. Jest pośrednim elementem,
włączającym każdego człowieka w Centralny System Komputerowy, regulujący życie
społeczne. Współpraca tych tak odmiennych w swej naturze układów wymaga pewnej
standaryzacji jednego z nich. Klucz jest jak gdyby „transformatorem", dopasowującym
naturalny — a więc niedoskonały i zindywidualizowany — wytwór ewolucji biologicznej,
jakim jest ludzka istota, do precyzyjnego tworu cybernetyki.

27
Jeśli tak wygląda działalność uczonych, to można sobie wyobrazić, jak wygląda praca na
niższych szczeblach, gdzie przeważają dwojacy i trojacy — konkludował ze zgrozą, lecz
natychmiast nasuwały się pocieszające wnioski. — Ale jeśli jest to zjawiskiem powszechnym,
i mimo wszystko cały mechanizm społeczno-gospodarczy jakoś działa, należy sądzić, iż praca
wszystkich zatrudnionych obywateli Argolandu jest psu na budę potrzebna, stanowiąc tylko
kamuflaż. Ale... dla kogo? Czemu ma służyć ta komedia? Przed kim jest odgrywana? Czy
wszyscy udają przed wszystkimi, że wszystko tu dzieje się na serio, że jest niezbędne i
konieczne? Dla kogo ci prawdziwi zerowcy, ta bliżej nie określona grupa, zwana Radą
Nadzorczą, utrzymuje w ruchu tę fikcję, to społeczne „perpetuum mobile" absurdu?

28
Sneer przypomniał sobie reklamowy pokaz sprawności sexomatów. Tak, już wtedy
nasunęło mu się podejrzenie, że automatyzacja wszystkich dziedzin życia czyni zbędną
obecność człowieka na tym globie. Czyżby chodziło o to, by za wszelką cenę utrzymać w
społeczeństwie przekonanie, że tak nie jest? Przecież, jeśli się dobrze zastanowić, to — biorąc
pod uwagę tę pozorność i umowność czynności osób „pracujących" — można by
wyeliminować potrzebę pracy dalszych kilkunastu procent ludności, pozostawiając na
stanowiskach tylko tych, którzy są niezbędni do nadzorowania automatów! W gruncie rzeczy
stanowiłoby to osiągnięcie celu, jakim jest społeczeństwo dobrobytu, zajęte tylko
konsumowaniem dóbr, już nawet bez konieczności stwarzania pozorów jakiejkolwiek
produktywnej działalności.
A jednak Rada Nadzorcza — z jakichś jej tylko znanych powodów — odwleka ten
moment. Wygląda na to, że nawet usiłuje utrzymać istniejący stan rzeczy! Toleruje dobrze
znane i łatwe do zlikwidowania, ujemne zjawiska społeczne, przestępczość nawet, by nie
trzeba było ograniczać liczebności aparatu administracyjno-porządkowego! Utrzymuje
instytuty, które niczego nie odkrywają, urzędy, które niczemu nie służą.
Zakładając, że w Radzie zasiadają ludzie rzeczywiście mądrzy, którzy wiedzą, co robią,
należy wyciągnąć stąd wniosek, iż taki stan jest z jakichś względów optymalny. Ta cała
społeczna fikcja musi czemuś służyć, jeśli popierają ją Rady wszystkich aglomeracji.

29
— Jest pan nowym pracownikiem. Później zrozumie pan dokładniej, o co tutaj chodzi. Na
razie możemy powiedzieć tylko tyle, że cała grupa pozostanie na swoich stanowiskach,
natomiast pana stąd wycofamy. Kiedy odkryją brak dokumentów, poczują się zagrożeni i
zdemaskowani, ale nie będą wiedzieli, kto aktualnie posiada ich tajemnicę. Będą najpierw
podejrzewali, że zdrajca jest wśród nich. Będą nieufni względem siebie. Będą czekali,
dręczyli się oczekiwaniem na skutki utraty tych papierów. Będą ostrożni, lojalni wobec
władz, palcem nie kiwną przeciwko nam, będą do przesady skrupulatnie respektowali nasze
zalecenia. Słowem, będziemy mieli ich całkowicie w rękach. Rozumie pan teraz?

30
— Więc główni aferzyści zostaną na swoich stanowiskach?
— Nie na długo. Dyrektora poś