Wpis z mikrobloga

#anime #animedyskusja

Vlad Love (2021) to osobisty atak p. Oshii na Bogu ducha winnych widzów. Jak inaczej wytłumaczyć serial, w którym absolutnie nic nie współgra ze sobą? Wydawany był w dwóch blokach po 6 odcinków, 14 lutego i 14 marca, oszczędzając nam zbędnego wyczekiwania wreszcie jakiegoś dobrego odcinka – nie następują. Świetnie wykonane openingi i sympatyczne designy kamuflują tego farbowanego lisa doskonale. Vlad Love absolutnie nie jawi się serialem godnym polecenia komukolwiek, w jakichkolwiek okolicznościach, kiedykolwiek. Obejrzyjcie sobie openingi na YouTube i odejdźcie w błogiej nieświadomości.

Wbrew pierwszemu wrażeniu, serial to slapstickowa komedia o formule luźno powiązanych ze sobą odcinków, praktycznie bez jakiegokolwiek motywu przewodniego, czy jakiejkolwiek tajemnicy w tle, którą to by miały rozwiązywać sączone z wolna poszlaki. Nie ma! To epizodyczny, koszmarny bezbek, pełen darcia japy i wydziwiania, że przychodzi monitor wyrzucać oknem co najmniej ze trzy razy na odcinek. Niejednokrotnie przyszło mi spauzować, żeby rozchodzić żenadę, a zdarłem w ten sposób z pięć par butów.

Nie opowiada Vlad Love jakiekolwiek historii – czy zatem jest to galeria ciekawych postaci napędzających gagi? Wampirzyca Mai przybywa do Japonii, pomieszkuje u obsesjonatki oddawania krwi, Mitugu, która jest w Mai wpatrzona jak w obrazek. Szkolna doktor Chihiro zostaje przekabacona na załatwianie Mai krwi do pałaszowania, a reszta kadry jest przez może ze cztery odcinki nieświadoma sytuacji. Reszta – czyli banda typiar i typów płaskich, nudnych, bez wyrazu, których jedyną rolą jest zaznaczanie swojej obecności. Z wyjątkiem postaci Maki, bardzo symptomatycznej dla tego burdelu.

Maki to głowa szkolnego klubu filmowego, zapalona reżyser, filmowa otaku, która niejednokrotnie, w przypadkowych momentach, przerywa akcję w pół ‘żartu,’ by, za przeproszeniem, pieprzyć przez kilka minut androny nt. rodowodu tej czy innej sceny, przywoływać klasyki kina, bełkotać godzinami o nawiązaniach do tychże klasyków, i wydzierać się na resztę, że w serdecznym poważaniu mają stare kino. Czy Maki to self-insert p. Oshiiego? Kto wie. Inne postacie uprawiające taką samą paplaninę, tyle że na temat broni i wojskowości, uzupełniają obraz.

Serial rzadko bywa ładny. W ruchu częstokroć jest po prostu nędzny, a część odcinków jest zawzięcie rysowana ledwo opierając się o modele, czy to dla ‘żartu,’ czy z niezręczności świeżackiej kadry rysowniczej, najętej do tego projektu z powietrza. Chyba twórcy spostrzegli swoją niemoc, bo pod koniec serii mamy coraz więcej pokazów slajdów. Nawet muzykę spieprzyli, świetne utwory burczą w tle i na zmianę a to zagłuszają dialogi, a to są przez dialogi zagłuszane. Kadra głosowa robi co może, ale ten scenariusz nie da się zagrać śmiesznie.

Vlad Love to produkt absolutnie unikatowy, anime nagrywane bez komisyjnej produkcji, niemal wszystko tu zależało od widzimisię reżysera. Jego także obwiniam o bezczelne kalki ze swoich poprzednich produkcji, a które to serwuje chyba z nostalgii do czasów, gdy jeszcze cokolwiek potrafił. Kochani, nie oglądajcie tego. Przysięgam, że mało tracicie. Kto śmie przyjść i bredzić Wam, że to serial dla wybranych, którego geniuszu byle łachudra z ulicy nie pojmie, tego przepędźcie byle dalej.
tobaccotobacco - #anime #animedyskusja 

Vlad Love (2021) to osobisty atak p. Oshii...

źródło: comment_16157162733zBPxSDCmSfq2m75kvjCWr.jpg

Pobierz
  • 9
@PanzerCancer Po którejś scenie bicia po ryju pomyślałem sobie "kurde to już tyle razy było, nie dadzą już chyba więcej" xDDD

@Kliko: To nie będzie najlepszy wybór.

@tobaccotobacco Generalnie po pierwszej połówce i kawałku podpisuje się rękoma i nogami pod praktycznie wszystkim. Bezbeckie darcie japy, bezbeckie klepanie po mordach, bezbeckie edgy tryhardowanie niczym szkolny lamus, który ukradł matce tusz do rzęs i oznajmia, że od dziś jest emo.

Oglądalne sceny zdarzają