Wpis z mikrobloga

#covid #umieranie #dziadek Nie wiem co ze sobą zrobić, w sobotę o 5 nad ranem odszedł mój dziadek. Subiektywnie miałem z nim jako wnuk najlepszy kontakt. Od kiedy pamiętam użyczał mi garażu w którym grzebałem, majstrowałem, gdy tylko widział że się tam pojawiłem przychodził pogadać, popatrzeć co robię. Mieszkałem po sąsiedzku. Dziadek był spawaczem, mechanikiem amatorem. Gdy stawiali w okolicy pierwsze bloki, on miał postawioną po swojemu chałupkę z własnym warsztatem, wszystkie bramy w okolicy były jego produkcji, naprawiał ludziom też wozy. Bardzo pogodny człowiek, zawsze wesoły, miałem z nim nić porozumienia z racji swoich zainteresowań, pracy. Około dwa tygodnie temu pojawił się obrzęk mózgu rzekomo z powikłań po covidzie chociaz objawów nie było żadnych.Lat 91, a jeszcze miesiąc temu w dobrej kondycji, na chodzie. Za każdym razem pytał sie mnie jak mi tam idzie (przeciągała mi sie obrona pracy inżynierskiej). Kiedy wreszcie się udało (na 5) i był jedyną osobą której sie chciałem pochwalić to dostałem informację że wyszedł ze szpitala i juz nie ma z nim prawie kontaktu. Cały tydzień po pracy pojawiałem się u niego żeby potrzymać go za rękę, był szczątkowy kontakt, ruch gałek ocznych, potrafił potwierdzić ze rozpoznaje kto go odwiedza, czasem udało mi się wmusić mu trochę wody. W sobotę o 5 po telefonie od taty pojawiłem się 20 minut po śmierci, dla mnie straszny widok. Założyłem mu krawat, zapiąłem koszulę i rozleciałem się w drobny mak. Mirki odwiedzajcie swoich dziadków i babcie jeśli macie względnie normalne relacje, nie znacie dnia ani godziny. Teraz sobie wyrzucam że ostatnio rzadko u niego bywałem
  • 10
Jeszcze bym to jakoś przeżył gdyby nie to że ostatnie godziny jego życia to wyłączające się płuca i duszenie, a był cały czas świadomy, jakiś dramat, niczym sobie na to przez całe życie nie zasłużył. Świadomie nie chciał do szpitala ani przeciwbólowych bo po nich odjeżdzał. Męczarnia zarówno dla rodziny jak i niego.