Wpis z mikrobloga

W meczu z Wisłą Płock dostaliśmy to, czego chcieliśmy, czyli pewnego i wysokiego zwycięstwa, ale i nie zabrakło wylewów w obronie, przez które znów mogliśmy sami sobie skomplikować sytuację. I to znowu ci sami zawodnicy, w sytuacji, gdzie cierpliwość większości kibiców już chyba dawno się wyczerpała.

Nie spodziewałem się, że będzie aż tak łatwo. Starałem się na logikę wziąć formę naszą i naszego przeciwnika, no ale jak to w Ekstraklasie, było nieco na odwrót. Z jednej strony bardzo ważne było szybkie wyjście na prowadzenie i poprawienie drugim golem. Tylko że my już w tym sezonie mieliśmy mecze, gdzie zaczynaliśmy nieźle i animuszu starczało na kwadrans, góra 20-25 minut. Teraz wytrzymaliśmy aż 40, więc jest postęp! Po trzecim golu chyba już każdy myślał, że to koniec, i niestety takim samym myśleniem wykazują się panowie piłkarze. Już na 3:1 byłem wkurzony, bo nie znoszę tracenia goli przy wysokim prowadzeniu, a w przerwie to już naprawdę nerwy były nie na żarty, bo samemu zrobić z wygranego meczu nerwówkę to trzeba umieć. Teraz już rozumiem, jak czuli się w Wiśle Kraków w przerwie meczu z Piastem.

Na szczęście nie trzeba było się zastanawiać, czy znowu takie coś da się odwrócić na wynik 3:4, bo w drugiej połowie udało się skutecznie zabić jakiekolwiek emocje. Wisła miała w tym okresie tylko jeden niecelny strzał Zbozienia po rzucie rożnym i to wszystko. Nie było też tak, że Legia tylko stała i czekała na koniec, tylko cały czas parła po kolejne trafienia. Tego dnia bardzo dużo wychodziło i nawet ze stałych fragmentów było blisko – czy to pośredniego, czy bezpośredniego rzutu wolnego. Ostatecznie można powiedzieć, że 5 goli to wręcz minimum tego, co należało tu dzisiaj strzelić, biorąc pod uwagę, że były jeszcze sytuacje Kapustki (w tym słupek).

Zgaduję, że mniej więcej tak (oprócz końcówki pierwszej połowy) ma w założeniu wyglądać Legia Michniewicza. Widzieliśmy już te elementy w pierwszych minutach kilku meczów, ale potem niewiele za tym szło. Z takim Piastem byliśmy nawet w stanie stracić punkty, ze Śląskiem czy Zagłębiem tylko jednobramkowe zwycięstwa, a z Lechią też bardzo długo było tylko 1:0. Mówię o meczach, które zaczynały się dobrze i miały potencjał na to samo co dzisiaj, ale tak się nie działo. Do tej pory praktycznie mogliśmy wracać tylko do meczu z Wartą i trochę z Rakowem. Okazało się też, że Michniewicz rzeczywiście wpuścił młodych przy pewnym wyniku, oszczędzając podstawowych graczy przynajmniej przez te kilka minut. Dobrze, że taki mecz w końcu się zdarzył, i teraz drużyna z trenerem mają swego rodzaju problem. Pokazali, że mogą zagrać na niezłym poziomie i to mimo sytuacji, w której można by się pokusić o jakieś wymówki (brak najlepszego strzelca, koszmarne boisko). Trzeba będzie obserwować, czy to nie jednorazowy wyskok, choć patrząc na samą grę, to aktualnie Legia jest na wznoszącej. Od dramatu z Podbeskidziem, przez solidność z Rakowem, fajne fragmenty i wylewy z ŁKS-em, stracone punkty mimo przewagi z Jagą i teraz po już naprawdę udany występ. „Pożar” i nerwowość udało się nieco ugasić i nadchodzący tydzień powinien być jednym ze spokojniejszych w ostatnim czasie.

Już było bardzo blisko, aby Michniewicz postawił dwa razy z rzędu na ten sam skład (jeszcze się to nie zdarzyło), ale ostatecznie wypadł z niego Pekhart. No i mamy winnego! Rację mieli ci, którzy twierdzili, że to hamulcowy, wystarczyło, że go zabrakło i już wszystko gra. Czy może nie do końca? Jak zwykle postaram się skonfrontować z tym mitem. Przede wszystkim zarzuca się Legii, że gra dośrodkowaniami na Czecha. Teraz go nie było, ale… rzut karny i kolejne dwa gole miały miejsce po typowych wrzutkach. Jedyne co tu mogłoby się zmienić, to że Pekhart wykonywałby rzut karny i może wykorzystałby główkę, którą miał Lopes, więc być może to on by miał dwa gole zamiast Mladenovicia. Nie wiadomo, ale zamiast tego gdybania należy zwrócić uwagę na to, co było – czyli dużą liczbę legionistów wbiegających w pole karne. Oprócz Lopesa było tam często 2-3 albo nawet czterech kolejnych zawodników. Przy dwóch pierwszych golach dośrodkowania poszły do kompletnie nieobstawionych na dalszym słupku Wszołka i Kapustki. Tego bardzo brakowało w poprzednich meczach. Teraz pytanie, czy pod nieobecność Pekharta pozostali zawodnicy wzięli sobie do serca, że wreszcie muszą przejąć odpowiedzialność za strzelanie, ktoś im to uświadomił, czy to działo się przez przypadek. Być może po prostu mecz się tak ułożył, zawodnicy dobrze się czuli, to i chętnie wbiegali, a przeciwnik zdecydowanie nie bronił tak jak w poprzednich meczach. Nie było tego problemu, że atakujemy przeciwko autobusowi, który ciężko jest przesunąć. Przy czym sami mamy w tym swoje zasługi.

Bardzo dobrze funkcjonował pressing i to mimo nie zawsze idealnego ustawienia z naszej strony. Nasi zawodnicy często musieli podbiegać na sprincie do zawodnika z piłką, ale to wystarczało. Wisła szybko traciła piłkę, a my mogliśmy przy niej trochę odpocząć. Bardzo podobało mi się zmienianie strony, które było „po coś”, a nie tylko żeby zagrać sobie w bok. Szanuję też próby gry z pierwszej piłki na tym klepisku, choć oczywiście nie obyło się też bez błędów. W każdym razie możemy mówić o pokazanej dużej przewadze piłkarskiej i już nie trzeba było bazować na kilku schematach. Praktycznie każdy starał się atakować, Juranović jako środkowy obrońca potrafił wyjść dalej do przodu niż potem jako wahadłowy. Niestety Wieteska i Jędrzejczyk też tego próbowali, ale do nich jeszcze wrócimy.

Myślę, że nie będę oryginalny, jeżeli chodzi o wyróżnionych zawodników. Mladenović zagrał kapitalnie, podobnie Kapustka i Luquinhas, świetny był też środek pola z Martinsem i Sliszem. Cichym bohaterem był Lopes, który może nie był spektakularny, ale miał kilka bardzo inteligentnych zagrań typowo po drużynę, a nie pod siebie. Nie poprawił on tego, co chcielibyśmy zobaczyć przy braku Pekharta, czyli wychodzenia na prostopadłe piłki, za to lepiej od niego pokazał to Kostorz (korzystając też oczywiście z błędu Rzeźniczaka). Solidny był Juranović, któremu w grze typowo jako środkowy obrońca może brakować wzrostu, ale też sporo grał jako prawy. Przy ustawieniu z pierwszej połowy praktycznie niewiele trzeba, aby przechodzić z 3-4-2-1 na 4-2-3-1 czy inne. Ma to jednak spore znaczenie dla gry Wszołka, który jako wahadłowy wygląda trochę lepiej, ale znów, oprócz wywalczenia karnego, trochę zabrakło konkretów. Dla mnie było trochę dziwne to, że to on zszedł już w przerwie, ale też dało się tę decyzję zrozumieć.

Kolejny raz możemy w ciemno typować błędy tych samych zawodników i niestety znowu to nastąpiło. Można tylko zastanawiać się, co tym razem odwalą. Wieteska przy obu bramkach formalnie nie ma na koncie jakichś wielkich baboli, ale też nie pomógł swoim kolegom – najpierw przeszkodził Miszcie w interwencjach, które być może byłyby lepsze niż jego, a Jędrzejczyka wrzucił na konia zamiast zagrać do wolniejszej strony. Jędza to dla mnie jeszcze większy dramat w kontekście zjazdu formy. Wieteska już od dawna robi dziwne rzeczy, za to na Jędzę jeszcze rok temu można było liczyć, ale w tym sezonie częściej tylko przeszkadza. To nawet nie jest efekt nowego kontraktu we wrześniu, bo już z Omonią w sierpniu dał popis. Agresywne wejścia pomijam, bo to i tak już stały element, którego pewnie się nie pozbędzie, ale takich błędów jeszcze niedawno nie było. W dodatku mam wrażenie, że chciał sfaulować po tej stracie na 2:3 i byliśmy o włos od kolejnego karnego przeciwko nam. Może ta lewa część środka defensywy mu nie służy, na prawej jest trochę lepiej, ale to może za proste wytłumaczenie. Szabanow grał w okresie, który był całkowicie spokojny i musiałby tylko sam z siebie popełnić błąd jak tamta dwójka, bo praktycznie nie był do nich zmuszany. Miał fajne, łatwe i spokojne wejście i bardzo dobrze. Wreszcie jest zawodnik gotowy od razu do gry, może trochę za szybko, ale wolę takie coś niż czekanie na grajka kilka miesięcy.

Oddzielny temat to Miszta, który też miał na swoim koncie prosty błąd, ale tym razem bez konsekwencji, a przy golach tym razem trudno mieć pretensje. To też był potencjał na spokojny mecz i czyste konto, ale tu już głównie wina jego kolegów. Na razie wolałbym, żeby grał jednak Boruc, już i tak występ Miszty w pucharze z Piastem powinien być niezłym sprawdzianem. Można będzie oczywiście wracać do niego w pojedynczych meczach ligowych, ale na razie, jeżeli będzie możliwość, dałbym mu odpocząć.

I tak nie jest najgorzej. Możemy mówić o meczu, w którym ewidentnie nieudane było raptem 5 minut, a pozostałe 85 już całkiem ok, i przede wszystkim nie odbiło się to na wyniku. Ten słaby fragment nie jest do odpuszczenia, tym razem przewaga była zbyt duża, aby to wypuścić, ale to nie znaczy, że należy o tym zapomnieć. W każdym razie potwierdziło się sporo rzeczy z poprzednich meczów, które już wiedzieliśmy. Wiemy, na kogo można liczyć, i że zmiana ustawienia i zadań na boisku dała tej drużynie nowe życie. Widzimy też błędy, które się powtarzają i które są koniecznie do poprawy nawet w kontekście samej ligi.

Co ciekawe Legia, która nie była specjalnie chwalona za grę ofensywną, pod względem strzelonych goli stała się najlepszym zespołem ligi. Jeszcze Raków może to zmienić jutro, skoro ma mecz mniej, ale musiałby też strzelić pięć goli. Pod względem straconych niby też nie jest tak dramatycznie, bo średnio niewiele ponad jeden na mecz, ale widzimy, że te gole z tyłu łatwo wpadają i mogłoby tego być zdecydowanie mniej. Na razie do rywalizacji z Pogonią, dopóki nie zagramy rewanżu, ten bilans bramkowy może mieć znaczenie, ale nadal nie jest on lepszy.

Ważne, że dorobek punktowy wygląda przyzwoicie. Straconych punktów z Jagiellonią czy Podbeskidziem nadal szkoda, ale na razie nie ma to konsekwencji. Ponieważ wtedy się nie udało, to margines błędu jest niewielki i nadal trzeba punktować systematycznie. Za tydzień trzeba będzie to zrobić w Zabrzu, a Górnik ostatnio wyglądał słabo. Nie wyciągam z tego wniosków, ale na pewno jest to zadanie w zasięgu i do wykonania.

#kimbalegia #legia
  • 3
@Kimbaloula: Dla mnie cichym bohaterem to był Slisz. Ja cały czas przypominam, ze to jest młodzieżowiec, a wcale nie ustępuje w tej rundzie starszym. No i prawie strzelił ładna bramkę z dystansu, ale tu bramkarz świetnie się zachował.
@Kimbaloula: ja bym dodał jedną rzecz, którą może wnieść Szabanow - tak, jak chyba chce nim grać Czesiek, czyli w wariancie z kuzynami i Jurą na prawym wahadle. Jeśli będziemy w tym ustawieniu przechodzić do 442 w obronie (jak np. preferuje obecny selekcjoner repry) to możemy dużo łatwiej schować Mladenovica, bo funkcję lewego obrońcy będzie pełnił Ukrainiec. W wariancie z Jurą jako trzecim stoperem było to średnio możliwe, a tu jest