Wpis z mikrobloga


Przy ognisku siedzi dwóch mężczyzn. Ciszę przerywa okazjonalny wrzask syren i krzyk łamanych gałęzi. Siedzą spokojnie, niby pomnik, nie ruszają się ani nie rozmawiają ze sobą. Ich harmonię niekiedy przerywa postać chudego człowieka, oświetlającego sobie zarośniętą ścieżkę niebieskim światłem latarki. Tajemniczy przybysz zmęczonym krokiem zmierza w stronę nadpalonego budynku z wybitymi szybami. Wstępuję w budynek, przeklina życie, odkręca butelkę i zasypia w zimnie i w ciszy.
Wchodzimy na dach wyższej, niezamieszkałej kondygnacji.
Dym unosi się aż na wysokość trzeciego piętra. Do mojego nozdrza trafia gryzący zapach - to ci dwaj w ciepły ogień wrzucają śmieci, aby się ogrzać. Termometry wskazują dwa stopnie Celsjusza.
Część z nich wraz z pierwszym śniegiem upije się do nieprzytomności, zaśnie na ławce i zamarznie. Następnej jesieni Hotel Bus będzie miał mniej mieszkańców.
Idziemy dalej, schodzimy na niższą kondygnację budynku. Znajdujemy zamknięte drzwi z oznaczeniem zagrożenia chemicznego. Mateusz wyciąga multitool, jedną część narzędzia zaczepia o nadkruszoną framugę, drugą o drzwi i próbuje je otworzyć. Zza drzwi rozlega się szczekanie psa. Mężczyzna mieszkający w tym pomieszczeniu jest samotnikiem. Od pozostałej części Hotelu dzieli go dobre 200 metrów, to jedyne znalezione przez nas pomieszczenie w tym skrzydle gmachu.
Kontynuujemy zwiedzanie budynku. W pomieszczeniu nad rampą są dwa stoły służące do sekcji zwłok; dawniej było to prosektorium wojewódzkie. Na stołach ktoś czerwonym sprayem namalował znak krzyża. Parę metrów obok na ziemi leżą karty do tarota.

Obchodzimy budynek na około. Z wysokiego pagórka zdołałem zajrzeć Samotnikowi przez okno; wzdłuż ściany ciągnie się stalowy regał, na regale słoiki i puszki z jedzeniem. W szybie odbija się obraz telewizora napędzanego na baterie i śpiący na brudnym kocu kundel. Jeśli straci ruiny, nie pozostanie mu nic.
Jaką tragedię w życiu musiał przeżyć ten człowiek, że świadomie odszedł od reszty kompanów i wybrał życie w odległym zakamarku hotelu, a jego jedynym towarzyszem jest pies?
Idziemy porozmawiać z mężczyznami palącymi ognisko. Od dwóch godzin, odkąd tu przyszliśmy, nie zamienili ani słowa. Ożywili się na nasz widok; mieszkają tu od dziesięciu lat, informują nas, jak trafić do ukrytego schronu przeciwlotniczego i pozwalają zwiedzić swoje pokoje.
W rogu ściany leży miotła i szufelka. Wzdłuż dalszej części ustawione są naczynia; są świeżo umyte, a właściciel ustawił je tak, aby przez noc mogła spłynąć z nich woda.

Niektóre pokoje są pozbawione drzwi; zamiast ich o framugi zaczepione są sztywne z brudu koce.
Na korytarzu pojawia się chudy mężczyzna z opuchniętą twarzą. Jest ubrany w szarą bluzę, najpewniej adidasa, choć mrok nie pozwolił mi dokładniej się przyjrzeć, i w czarne, przetarte na kolanach dżinsy. Na oko ma nie więcej niż czterdzieści lat.
Trafiamy do jadalni. Na ścianach dalej wiszą pozostałosci ozdób, które dawniej umilały oko dzieci uczącym się w tym budynku. Jeszcze 15 lat temu, już po upadku szpitala, w tym skrzydle funkcjonowało prywatne przedszkole językowe.
Wychodzimy z budynku i dziękujemy za oprowadzenie po Hotelu. Jeden z trudem kiwa głową. Drugi próbuje coś z siebie wykrztusić, ale język mu się plącze i zrezygnowany spuszcza głowę.

"Nie gniewajcie się, że nie chciałem
Żyć wśród was bo nie siebie zniszczyłem
Przyjaciele, których nie miałem
Mogą przysiąc, że kiedyś byłem"


Zdjęcia z budynku w komentarzach
  • 11
@darek-jg: też "kontekst" tego miejsca jest taki, że to stoi na takiej jakby podwyższonej rampie, a obok był wjazd dla karetek. Z kolegami stwierdziliśmy że to było miejsce w którym się wystawiało trupy dla kierowców zakładów pogrzeobwych