Wpis z mikrobloga

Wczoraj, to myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok.

tl;dr - trzymajcie kundle na smyczy

Wstęp: Od kilku miesięcy bardzo intensywnie pracujemy nad nauczeniem Parówy, że jak pies istnieje, to nie znaczy, że próbuje mu zrobić krzywdę i wystarczy jakaś taka podstawowa komunikacja z jego strony, żeby pies sobie poszedł. Ogólnie nauka chillowania, ale bez mojej konieczności rzucania komend i dawania tony smaczków.
Cała nauka polega na tym, że jak widzi psa, to sobie zmieniamy razem kierunek marszu, bez żadnego wchodzenia w międzypsie interakcje.

No i wczoraj wracam sobie po ciemku ze spaceru, przechodzimy ścieżką przez nieoświetlony kawał trawy (siatka z dwóch stron, z trzeciej bloki a z czwartej pusty betonowy plac), gdzie ludzie w niewiadomych przyczyn często puszczają swoje burki bez smyczy. Widzę, że jakieś 100 metrów dalej, po drugiej stronie placu jakaś matka z dzieckiem stoi z latarką, to zakładam, że gdzieś tam jest ich pies, więc trochę przyspieszamy kroku, mój pies przy nodze;
Nagle, oczywiście, słychać "Charlie, choooooodź, chooooooodź, Charlieeeeeee" i w naszą stronę biegnie jakiś shitzu czy inny maltańczyk, który KONIECZNIE musi obwąchać mojego psa. Ja informuję, że mają zabrać psa.
Thorin leży, morduje wzrokiem nieruchomo, mały nic nie kuma, leci do nas. Głośno powtarzam prośbę (właściciele biegną już do nas), dodając, że nie ręczę za to spotkanie. Thorin wstaje, robi nabiegi w stronę małego, który nie odpuszcza, właściciele boją się podejść. Kontynuuję informowanie o zagrożeniu, które dla takiego psa stanowi owczarek niemiecki, informuję również o istnieniu długich linek, na których wyprowadza się nieprzywoływalne psy. W międzyczasie mały pierwszy raz wbiega pod łapy Thorina, piszczy, chyba ze strachu, że mój owczarek po nim przebiegł, raczej zębem nie oberwał (ale było ciemno, więc 100% pewności nie mam). Mały nie odpuszcza, dziecko właściciela boi się podejść, ja tylko stoję i trzymam smycz, Thorin próbuje się bronić przez strasznym potworem, który mógłby spokojnie przejść mu pod brzuchem.
Ostatecznie gdzieś po dwóch minutach ganiania w kółko, laska łapie za kark swojego psa, dociska go do ziemi wkurzona (pies piszczy, jakby go obdzierali ze skóry), kilkukrotnie mnie przeprasza. Całość zdarzenia - 2 minuty.

Ja gotuję się wewnątrz z wściekłości, bo każda taka sytuacja może nas cofnąć z robotą bardzo mocno, dopisuję do listy kolejnego właściciela idiotę, który nie umie trzymać psa na smyczy i wracam na chatę ze świadomością, że mój Okruszek teraz potrzebuje co najmniej dwóch kartonów do rozwalenia, żeby się ogarnąć.

I teraz tak, czy ktoś może mi wyjaśnić, co ci ludzie mają w głowach, że puszczają bez smyczy psa, który ze 100 metrów (!) wbiega pod łapy agresywnego psa większego od siebie o jakieś 35kg? Jeszcze mały ignorował wszystkie sygnały, jakie mój pies wysyłał, łącznie ze szczekaniem. To już któryś mały samobójca na osiedlu, Ci ludzie to się chyba nigdy nie nauczą, ze smycze są po to, żeby na nich trzymać psy. (°°
A na koniec taki puszczony samopas pies nasra gdziekolwiek i nikt po nim przecież sprzątać nie będzie ( ͠° °)

#psy #gorzkiezale
  • 106
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@r__k: czy twój pies miał kaganiec? Pewnie #!$%@? nie i to za to jest w porządku dla Ciebie. Duży zlękniony pies bez kagańca, a co jakby szło małe dziecko obok i piesek by się wystraszył?
  • Odpowiedz
@r__k: No No ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Gorzej niż na wsiach. Tam kundle to rzadko biegają luzem. Jedynie po łąkach ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Może jakaś medytacja się ci przyda? No tak na uspokojenie ;)
  • Odpowiedz