Wpis z mikrobloga

#protest #aborcja #gownowpis #polska #przegryw

Nie zastanawialiście się nigdy na ostatnim problemem w kontekście własnych narodzin? Tyle się mówi o prawie do życia, ale co to jest w ogolę takiego? Przecież to nie niesie żadnych wskaźników jakościowych.

Ba, najgłośniej się krzyczy o prawie do życia w przypadku poważnie upośledzonych. Chcielibyście mieć zespół downa? Za łatwo wam się żyje i chcecie nie mieć ręki? Może jakaś choroba na całe życie, która wam uniemożliwi wyjście z mieszkania? A może jakaś choroba, która wam wykręca twarz w kubistyczne kształty, a nie jakieś śmieszne zakola? Może zamiast 172 cm, karłowatość 110 cm?

Pewnie! Macie do tego prawo jak nikt - to wasze PRAWO DO ŻYCIA i są dzięki bogu ludzie, którzy będą zaciekle bronić waszego prawa. Nie tylko nie pozwolą was abortować, ale będą pilnować żeby wam przypadkiem nie przyszło do głowy prosić o śmierć, bo wasze życie jest piekłem. Piekłem, ale macie do niego prawo, wspaniały dar od boga (i od tych prymitywów).

Czy prawo do życia w piekle, to dar, czy katorga? Czy skrócenie męki nie jest postrzegane jako akt laski? Rozumiem, że nie można zabijać żyjących, ale kogoś kto nawet nie wie, że istnieje, a jak zacznie to tylko po to żeby cierpieć?