Wpis z mikrobloga

#anime #animedyskusja

Kaze no Yojimbo (2001), TV, 2-cour
studio Pierrot

W półświatku anime wyjątkowo trudno o akcyjniaki jednego, bardzo konkretnego typu – akcyjniaki realistyczne, a więc wolne czy to od fantastyki, czy to od sci-fi, bez żadnych górnolotnych wcieleń i przeistoczeń bohaterów, osadzone w Japonii czasów współczesnych, w miasteczku jak każde inne. Ciśnie się na usta najprostsze wytłumaczenie, tego typu historie mogą się po prostu wydawać nudne. Kaze no Yojimbo również może się wydawać z tego powodu odpychającym przez znaczną część czasu antenowego. Serial to głównie nieładny, koszmarnie powolny, rozkładający plot hooki z irytującą opieszałością, a przy tym, pomimo tych wszystkich wad, absolutnie fascynujący.

Część szablonu fabularnego podebrano z filmu p. Kurosawy pt. Yojimbo. Mamy zatem bohatera przybyłego na prowincję pod przybranym imieniem, mistrza sztuk walki, który rozgrywa zwaśnione między sobą przestępcze stronnictwa rodziny Tanokura i przedsiębiorstwa Ginzame. Lawiruje między nimi zatrudniając się jako ochroniarz, staroświecko nazywany tu właśnie yojimbo. W przeciwieństwie do klasycznego filmu, nie jest nasz bohater, G. Kodama, bezpańskim samurajem, włóczącym się za perspektywą łatwego zarobku. Przyjechał z Tokio do podupadłego miasteczka górniczego Kimujuku, wciśniętego gdzieś koło wojewódzkie miasto Sendai, a szczerą głuszę. Uparł się znaleźć w miasteczku niejakiego Genzo Arakiego.

Miejscowi od początku zbywają przybłędę, a robią to w sposób dostatecznie podejrzany, by się Kodama postanowił pokręcić po okolicy na własną rękę, a także na własny pohybel. Tajemnica zniknięcia Arakiego jest bowiem ściśle powiązana z legendą o ukrytym gdzieś koło miasteczka gigantycznym ładunku złota, skradzionym z przejeżdżającego przez okolicę 15 lat temu pociągu. Teorii na temat położenia skarbu jest mnóstwo, przy czym ludzie Ginzame o przywłaszczenie go wyjątkowo uparcie oskarżają rodzinę Tanokura. Intryga zazębia się, zaś niemal wszystkie osoby nazwane z imienia jakoś maczały w tej sprawie palce. Niejednej osobie nasz bohater zajdzie za skórę, usiłując rozwikłać tajemnicę, a po drodze także niejednej osobie da w ryj.

Dziwaczny to seans. To przecież akcyjniak, pełen scen mordobicia, także na śmierć i życie. Animacja jednak rzadko kiedy nadąża za fabułą! KnY to seria z przełomu tysiąclecia, i to po prostu widać. Oszczędza się tu na animacji komputerowej, która wcale nie stoi na najwyższym poziomie. Komiczny wręcz efekt poruszania postaciami od pasa w górę, aby zasymulować chodzenie, wspaniale wprawia w zakłopotanie. Zarówno przez te brzydactwa, jak i przez nieumiejętnie prowadzoną reżyserię pierwszej połowy serialu przyjdzie nam się z mozołem przedzierać, nieczęsto z uśmiechem na ustach. W pierwszej połowie dziwi też gra aktorska, płynnie przechodząca od nieco żenującego dowcipkowania, do pełnych emfazy scen i dramatyzowania do kotleta.

Ta niefortunna formuła rehabilituje się im bliżej jesteśmy końca, gdy to serial nabiera budżetu i polotu. Reżyseria zaczyna sięgać dość śmiało po ciekawe ujęcia i wizualne triki, podane nam na początku bzdurne wątki rzucają nowe światło na całą intrygę, głupawy czasem ton scenariusza wyostrza się i przybiera swoją prawdziwą postać, występy głosowe zaczynają wpisywać się w wydźwięk serialu. Polecam po skończeniu seansu porównać sobie odcinek finałowy z jednym z gorszych odcinków pierwszej połowy, ot dla wprawienia się w zdziwienie. To cały czas ten sam serial! Okropnie się można pomylić, rozważając szybkie rzucenie go w diabli.

Od czego ta przemiana zależy? Czy w pierwszej połowie producent siedział na chorobowym i nie było komu batem zdzielić kadry bajkotwórczej? Niemalże pogrzebano tu serial unikatowy, realistycznie napisany kryminał z ograniczoną do minimum stylistyką typową dla anime/mango. Cierpliwym widzom polecam w ciemno, zaś mniej cierpliwym w ogóle. Ząb czasu nadszarpnął KnY w tej najokrutniejszy dla chińskich bajek sposób, a typowy dla produkcji właśnie z przełomu tysiąclecia. Nie sposób nawet powiedzieć; jaka piękna katastrofa, bo się takie stwierdzenie wcale niekoniecznie obroni. Raczej gratka dla boomerów, spragnionych anime koniecznie nie w typie anime.
źródło: comment_16003525743GGRIlopPct5V5DQH3UaFl.jpg
  • 1