Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#pytanie #praca #przegryw #niebieskiepaski #rozowepaski

Cześć mirki i mirabelki. W tym wyznaniu nie będzie tl;dr (a wyznanie będzie dosyć długie), bo po tylu latach czuję potrzebę wyrzucić to wszystko z siebie i chciałbym, żeby osoby to czytające wczuły się w moją sytuację i ewentualnie pokierowały mnie na jakieś dobre tory.

Zacznę wyznanie od tego, że jestem przegrywem mentalnym: trzydziestka już bliżej niż dalej a jestem bezrobotnym nikim. Pewnie sobie teraz pomyślicie, że jestem zwykłym nierobem i leniem, któremu nie chce się pracować, ale tak nie jest.

Prawdą jest, że jestem też "społecznie upośledzony" i nie potrafię nic sam zrobić/boję się konsekwencji moich działań/nie potrafię rozmawiać z ludźmi. Zacznijmy od tego, że wychowywałem się tylko z matką, która wszystko za mnie (i za moje rodzeństwo) robiła sama... wiecie, coś na zasadzie: tego nie rób/tego nie ruszaj/nigdzie nie wychodź, co przez te wszystkie lata sprawiło, że nie odnajduję się w społeczeństwie. Moje wszystkie lata edukacji sprowadzały się do pójścia do szkoły i powrotu do domu. Nigdy nigdzie nie chodziłem: wszystkie wypady klasowe omijałem szerokim łukiem, wycieczki szkolne to samo. W mieście, w którym uczęszczałem do szkoły średniej przez 3 lata znam tylko tę szkołę i dworzec - gdyby ktoś mnie zawiózł parę ulic dalej i wypuścił, to bym się zgubił. Byłem przez rówieśników traktowany jak powietrze, bo nie potrafiłem znaleźć z nimi wspólnego języka (przynajmniej nie byłem gnębiony, jeden plus). Mimo, że obwiniam za to matulę, to nie mam jej tego za złe. Ona tak naprawdę chciała dobrze, nie wiedząc, że robi mi tym tylko większą krzywdę - sama była wychowywana w myśl zasady "dzieci = darmowa siła robocza" i chciała nam tego zaoszczędzić przez bycie "nadopiekuńczą". O ojcu się nie wypowiadam, bo mimo, że jest w tym też jego wina, to nie utrzymujemy kontaktu i niech tak pozostanie.

No i teraz jestem taki sobie ja: bez życia, bez perspektyw, bez miłości, bez... niczego. Skończyłem szkołę średnią (liceum), zdałem maturę i ruszyłem na studia. Zacząłem filologię angielską, bo to chyba jedyna rzecz, która mi "w miarę" wychodziła - angielski. Niestety, nic to nie dało, bo studia rzuciłem z powodu - UWAGA - planu zajęć! Studiowałem dziennie, bo "za darmo", a mój plan zajęć przez większość czasu wyglądał tak, że o 8 początek zajęć, które trwały do 12/13, później 4 godzinne okienko i znowu zajęcia. Mój dom znajdował się 30 km od uczelni, więc żeby dojechać na 8 musiałem wstawać już po 5; zajęcia do 12 i każdy się zawijał do domu/akademika/na miasto na czas przerwy a ja... siedziałem bite 4 godziny na uczelni, bo nie miałem gdzie i z kim się podziać. Później zajęcia do 17/18 i czekanie 2 godziny na autobus powrotny. Wychodziło na to, że wstawałem rano o 5 a w domu byłem dopiero o 21... i tak dzień w dzień. Nawet nie było czasu i chęci na naukę. Wytrwałem pół semestru i rzuciłem. Próbowałem jeszcze innych kierunków, ale zawsze kończyło się tak samo.

Następnym krokiem była rejestracja w pośredniaku, co dało chwilowy efekt w postaci półrocznego stażu na stanowisku "magazyniera" u typowego Janusza - prowadził on mały sklepik z drobiazgami, a jego magazyn to piwnica do której wstawił 5 półek na krzyż. Moim głównym zadaniem było naprawianie tych jego figurek, które się uszkodziły w transporcie, ale tak naprawdę wykorzystywał mnie do wszystkiego: a to mu przetkaj rurę w zlewie w domu, a to mu wyciągnij coś ze studni bo mu wpadło, a to mu skoś trawnik, a to jego żonie samochód umyj - wiecie, darmowy niewolnik (sam przyznał, że interes mu nie idzie i zgłosił się do pośredniaka po darmową siłę roboczą). Nie narzekałem zbytnio, bo to pierwsza moja praca i co miesiąc wpadało mi 1000 zł + zwrot za dojazdy, więc miałem swoją pierwszą kasę dla siebie + Janusz poszedł mi na małe ustępstwa, żeby mi bardziej pasowały dojazdy. Nie jestem jakiś wymagający i nie potrzebowałem dużo, tym bardziej, że mieszkając w domu rodzinnym nie musiałem zasadniczo opłacać żadnych rachunków. Staż dobiegł końca, więc dostałem ofertę przedłużenia go o 3 miesiące, ale oczywiście było to na zasadzie "takie minimum muszę ci zaoferować, żeby pośredniak się nie przyczepił, ale prawdę mówiąc nie jest mi to na rękę". Zbliżała się zima, a pomieszczenie w którym przebywałem nie miało ogrzewania i nie zapowiadało się na zmianę, więc zrezygnowałem z przedłużenia, co zaowocowało wykreśleniem mnie z listy osób bezrobotnych. Po tym zarejestrowałem się w pośredniaku ponownie, ale żadnej normalnej oferty już nie dostałem.

W życiu miłosnym też klapa. Niby z wyglądu nie jestem tragiczny - dałbym sobie 6/10, od różowych słyszałem zazwyczaj 7/10, ale co z tego, skoro żadna dziewczyna nie poleci na bezrobotnego. Miałem kilka znajomości z potencjałem na coś więcej, ale kończyłem je ze względu na wstyd przed moim brakiem zaradności życiowej. W sumie to już tyle lat jestem sam, że się nawet do tego przyzwyczaiłem i nie mam już takiego parcia na związki jak kiedyś.

I teraz żyję sobie na garnuszku u rodzicielki i nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem. Lata lecą, a mi brak pomysłu co zrobić, żeby odbić się od dna. Nie posiadam żadnych specjalnych certyfikatów, żadnych szkoleń (mimo, że wyraziłem na takowe chęć w Urzędzie Pracy, to nie dostałem żadnych propozycji). Jedyne co posiadam to matura, angielski na poziomie komunikatywnym (nie jest jakiś szałowy, sophisticated "ą" i "ę", ale osobiście oceniłbym go na lekko ponadprzeciętny) i prawo jazdy kat.B ale samochodu brak (aczkolwiek kierowca ze mnie bardzo marny, że tak to delikatnie ujmę i nie ufam swoim umiejętnościom). I tu jest właśnie do was pytanie, mirki i mirabelki: co robić? Robić jakieś kursy, np językowe? Zapisać się do jakiejś szkoły policealnej? Prawdę mówiąc nie potrzeba mi dużo: zakładając, że będę w swoim domu rodzinnym, to 1-1,5k na czysto to dla mnie w zupełności wystarczająca suma, przynajmniej na start. Idealnie chciałbym móc pracować ze zwierzętami (jakiś sklep zoologiczny może, czy schronisko dla zwierząt?), ale nie zamykam się na inne propozycje. Myślałem też o pracach zdalnych, typu tester gier czy cokolwiek innego. Próbował ktoś?

Prawdę mówiąc czuję, że gdzieś tam głęboko we mnie drzemie potencjał, ale ja sam nie potrafię go wydobyć na powierzchnię, albo po prostu boję się zacząć żyć.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5ecd793ab940832ef250ea42
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: marcel_pijak
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 10
@AnonimoweMirkoWyznania: Gdybyś tylko był bardziej przebojowy, pewny siebie to z takim angielskim wiele korpo by Cię wzięło. Angielski jest istotny i to co potrafisz, jaki jesteś. Wiele kursów ma wartość dla pracodawcy porównywalną z papierem toaletowym. Pracodawcy wolą kogoś kto jest obrotny, umie się odnaleźć, nawet jak ma braki w wykształceniu. (sam mam dobrego kumpla, dyrektora w firmie informatycznej który przerwał studia, więc ma wykształcenie średnie)
@AnonimoweMirkoWyznania: Z tego co widzę to mieszkasz daleko od jakiegoś większego miasta?
Wydaje się, że najlepiej będzie - oczywiście - znaleźć pracę tak, by móc odkładać z niej pieniądze, najlepiej większość i starać się poświęcać większość czasu, który poświęcałbyś na rozrywki "płonne" (nieprzynoszące wymiernych korzyści poza samą rozrywki) na naukę albo szkolenie się w czymś, co Ci się podoba. To jest najważniejsze - nie starać się być na siłę ekonomistą, lekarzem
OP: @marcel_pijak Niestety, ale przebojowość to jest to czego mi brakuje i długo będzie jeszcze brakować. Moja pewność siebie w każdej potencjalnej sytuacji jest praktycznie równa 0. Nie ukrywam, że większość siedzi w mojej głowie, ale są też takie rzeczy - pewne mankamenty - które zauważam w moim wyglądzie fizycznym, a które praca/pieniądze mogłyby pomóc rozwiązać i trochę podbić moją samoocenę i pewność siebie.Wolałbym nie rzucać się od razu na głęboką
OP: @Daxarat Co do związków to nie jest też tak do końca. Bardziej chodzi o to, że po prostu wstydzę się brnąć daną znajomość dalej i przenieść ją na wyższy poziom, bo nic sobą nie reprezentuję - co potencjalnej dziewczynie po chłopaku, który nie pracuje. Wiadomo, pieniądze to nie wszystko, ale no jest różnica między zarabiam mało a nie zarabiam nic... choć zdaję sobie z tego sprawę, że mogą istnieć takie
@AnonimoweMirkoWyznania: Najpierw musisz się czuć dobrze sam ze sobą, nie określać siebie samego jako "nikogo". Z tego co i jak piszesz nie wynika, żebyś był nikim, tylko ułożyło się tak, a nie inaczej. Rozsądnie, o stopniowym poprawianiu własnej sytuacji, drobnych, organicznych zmianach :) Teraz tylko dużo ciężkiej pracy i sprzyjających dice rolli.
BiednaAzjatka: Kolego z tego co piszesz to tak czy siak do jakiej pracy byś nie poszedł to nie masz w sobie tyle samozaparcia żeby się w niej rozwijać. Nie myśl o kursach i pomysłach bo kilka razy próbowałeś że studiami i nie wyszło. Z drugiej strony połowa Twojego wpisu to opis dzieciństwa i wewnętrznego żalu.
Zacznij od poszukiwania psychologa. Możesz spróbować na NFZ - może akurat się trafi. Przepracuj swoje dzieciństwo,