Wpis z mikrobloga

Dziś dowiedziałem się, że mój dawny znajomy ze szkolnych lat dostał robotę na pewnym wysokim stanowisku, z pięciocyfrowymi zarobkami. Pomyślicie sobie, że pewnie jakiś programista15k, inżynier czy inny wybitny specjalista? Jeśli tak, to dalej żyjecie bajeczkami o merytokracji i jakimkolwiek porządku w tym ku*widołku drabiny społecznej, na której wszyscy się trzymamy, walcząc o dobra materialne będące jedynym namacalnym wyznacznikiem niezmarnowanego życia.
Typ ma IQ oscylujące poniżej średniej, jego wykształcenie skończyło się na gimnazjum, nie zna języków, nic nie potrafi. Wróć - potrafi. Być duszą towarzystwa, bywalcem wszystkim imprez gdzie jest głośno i można zmoczyć ryja. Ma też lepkie łapki, umie cwaniakować i podrywać panienki, bo dostał ciało i ryj 9/10. Nigdy nie skalał swych rąk pracą, jego wkład w społeczeństwo jest równy okrągłe zero. Hobby? Siłka i melanże.
Zapytacie więc zdziwieni - jak to jest możliwe? Ano kiedy Wy uczyliście się dalej i zdobywaliście ogromnym nakładem pracy kolejne niewiele warte papierki - typ taki jak ten poznawał na baletach kolejnych ludzi. I kolejnych. Aż dostał po znajomości stanowisko, na które normalny człowiek z ulicy musiałby przynieść w zębach stos dyplomów i dwadzieścia lat doświadczenia w branży. Tam zdobędzie kolejne znajomości, wybije się wyżej i wyżej.
A teraz pomyśl, że to nie są takie jednostkowe przypadki. Że tacy ludzie uzyskują istotne stanowiska, że kreują rzeczywistość, zostają Twoim szefem, urzędnikiem decydującym czy możesz postawić dom na własnej ziemi, politykiem uchwalającym gnębiące cię jeszcze bardziej prawo albo innym "autorytetem" wtłaczającym ci do łba kolejne półprawdy, manipulacje i morały. Ilu takich niekompetentnych karierowiczów jest? Tego nikt nie wie, ale patrząc na stan tego państwa i społeczeństwa - wystarczająco dużo, by chyba nic nie działało jak powinno.

Chociaż nie - działa. Tak, współczesny świat jakoś działa. Wiesz, jaki jest przepis? Zanotuj sobie;

Wybierasz co najgorsze z kapitalizmu, co najgorsze z socjalizmu, posypujesz szczyptą populizmu, mieszasz do uzyskania konsystencji jednolitej bylejakości pokrytej ładnie wyglądającym i pachnącym kożuszkiem mającym dać ci złudną nadzieję smacznego posiłku - aż wkładasz do piekarnika zwanego szeroko pojętą edukacją. Wyjmujesz po jakichś 18 latach (choć zazwyczaj trwa to dłużej) i tak powstaje współczesny świat. Posiłek ten składa się z grubej warstwy wytresowanych przez system edukacji frajerów przekładanych mocno rozwodnionym kremem z niewielkiej ilości ciężko harujących, wysokowartościowych jednostek scalających tą breję we w miarę kształtną bryłę. Część ta służy podtrzymywaniu cienkiej warstwy pasożytoliny wygrywu, która to - choć wygląda wprost wspaniale - w smaku jest niezjadliwa, zalatując mieszanką wazeliny, cwaniactwa, kolesiostwa a czasem daje się wyczuć nawet delikatną nutę zwykłego gówna i polityki. Danie podaje się w szczelnym opakowaniu państwa, posypane z wierzchu pudrem o lekkim posmaku demokracji wolnorynkowej oraz stojących za nią innych pięknych idei. Koszt? Jedynie ogromna liczba zmarnowanych życiorysów ludzkich, produktu powszechnego, samoodnawiającego się i o niskim koszcie wytworzenia. Spokojnie - kiedy danie przygotujesz, życiorysy te będą się jeszcze cieszyć, że stały się częścią tej sraczki którą masz właśnie na talerzu.
A teraz nie jedz tej potrawy, jest zupełnie niezjadliwa. To tylko ozdoba. Od czasu do czasu zamieszaj jakimś kryzysem, by całość nie oklapła, dodawaj konserwantów w formie dodruku pieniędzy - i obserwuj z dumą swoje dzieło.

A teraz, szaraczku, skoro rozumiesz jak to działa - wracaj do swojej najniższej warstwy tej potrawy. Ciężko pracuj by jedzonko którego jesteś częścią nie oklapło i warstwy nie wymieszały się za bardzo. Pracuj dużo, ciężko, aż któregoś dnia może, MOŻE wypłyniesz nieco wyżej w tej brei. Tłumacz swój los filozoficznymi pierdołami, zamykaj jak najczęściej oczy na szarą rzeczywistość - albo zakładaj różowe okulary chwilowych przyjemności. Lub uwierz w kłamstwo, że pieniądze i fizyczność to nie wszystko - i zatop się w całości w masie Tobie podobnych w kołowrotku zasilającym szczęście tych nielicznych, którym dane było w porę z niego wysiąść i patrzeć teraz z satysfakcją na robiących na niego frajerów.

Wiecie co daje mi siłę by żyć? Nadzieja, że w końcu, może za mojego życia - ten cyrk w taki czy inny sposób z hukiem się rozleci. I w tym krótkim, przełomowym momencie, kiedy wszystko na dobre ogarną płomienie chaosu - będę dolewał benzyny do ognia trawiącego ten chory świat. I będę wreszcie szczęśliwy i wolny. Aż chaos pochłonie też mnie - lub powstanie zupełnie nowy świat, który okaże się w gruncie rzeczy takim samym jak wszystkie poprzednie.

A teraz, kiedy wyrzuciłem to z siebie i emocje mi opadły - wracam do ciężkiej tyrki. Do roli niewolnika na pokładzie tego wielkiego #!$%@?łka zmierzającego donikąd przez ocean nicości. I będę dalej marzyć, że może jutro, może za rok - ten statek wreszcie zatonie.

#przegryw #depresja
  • 7
@guardofnothingness: Znam kilka takich osób z którymi chodziłem do gimnazjum/liceum, jeden nawet rzucił liceum w 2 klasie i poszedł robić pizze. Teraz w bedą <25vl jest jakimś ważniakiem pod krawatem w jakieś wsiarskiej organizacji. Drugi to taki typowy Chad uważam że ponadprzeciętnie inteligenty ale co najważniejsze ultra-dynamiczny. Złapał się pewnej niszy która w tamtym dopiero czasie kiełkowała i teraz jest ceo w korpo, bez studiów. Takich przykładów jest mnóstwo. Tylko oni