Wpis z mikrobloga

Siemano italiano mirasy! ()()()

Wracam po banie (którego w sumie nie wiem za co dostałem do moderacji tego jakże wspaniałego serwisu ze śmiesznymi obrazkami). Należy Wam się gruuuba aktualizacja z mojego pobytu #naoddzialenerwic. Działo się w #!$%@? dużo, ale po kolei.

No więc, mój pobyt dobiegł końca już 3 kwietnia w piątek. Kolokwium zadecydowało, że zostanę zwolniony z oddziału tydzień wcześniej ze względu na epidemię #koronawirus. Także święta Wielkiej Nocy spędziłem już w domku. Ogólnie odchodziłem w stonowanym nastroju, żadnego smutku że się żegnam z kolegami i koleżankami nie było, głównie dlatego że zdecydowana większość oddziałowej ekipy zdążyła odejść, a z nowymi osobami które stopniowo przychodziły miałem raczej kontakt powierzchowny. Mimo wszystko spędziłem na oddziale solidny kawał mojego życia w tym roku, a czułem jakby tylko dosłownie tydzień tam był. Podziękowałem lekarzom, personelowi, pozostałym ziomkom i odszedłem z zaleceniami od doktor prowadzącej do domku. Z leków dostałem tylko parogen na smutne chwile.

Pobyt na oddziale oceniam bardzo pozytywnie. Poznałem kilku naprawdę skromnych, ułożonych ludzi, którzy zostali wypluci przez bezlitosne społeczeństwo na margines i przez to się załamali. Ale osoby z zaburzeniami odżywiania też w większości były spoko (choć tutaj ogromny procent stanowiły dziewczyny, z niektórymi w ogóle nie miałem kontaktu więc do końca obiektywnie się nie mogę wypowiedzieć). Placówka miód-malina, lekarze i personel bardzo w porządku, terapie kreatywne i stawiające na pracę empiryczną z pacjentami i terapię szokową, bez głaskania po główce i klepaniu po plecach tylko podejmują realne działanie nad pokonaniem barier u pacjenta. Nie faszerują lekami (prawie w ogóle nie stosują, tylko można poprosić o jakiegoś uspokajacza na noce), nie ma przymusu (bo to oddział gdzie stawiają się osoby dobrowolnie, w każdej chwili można zakończyć pobyt). Lekarze naprawdę słuchają uwag pacjentów, rozumieją ich lęki i starają się metodą małych kroków wyciągnąć z człowieka z gówna. Naprawdę gorąco polecam, choć nie ukrywam, że ten miesiąc był najgorszym (a byłem od stycznia) na oddziale, ale to głównie ze względu na lekkie wyobcowanie (jak wyżej wspomniałem większość osób mi bliskich odeszło) i tego #!$%@? wirusa.

Pobyt na oddziale naprawdę mnie umocnił. Przez koronawirusa nie mam zbytnio okazji, aby potrenować „wyjścia do ludzi”, ale czuję się znacznie pewniejszy siebie, gadka mi się wyrobiła po konwersacjach z innymi pacjentami, jestem teraz nawet ciekawy poznawania nowych ludzi i świata wokoło. Nie boję się już tak krytyki czy odrzucenia, choć nadal miewam pewne obawy przy nawiązywaniu bliższych relacji. Zacząłem akceptować siebie, że nie jestem idealny i że są różni ludzie z różnymi życiorysami i nie należy nikogo „mierzyć swoją miarą”, jak robią to wykopki z wiadomego tagu, dzieląc ludzi na normików i tak dalej. Wymieniając plusy dalej, to wyrobiłem samodyscyplinę, codzienny trening poranny to już mój stały nawyk. No i najważniejsze – moje czerwienienie się przy różowych jest znacznie mniejsze. Odczuwam teraz tylko niewielki dyskomfort w relacjach z dziewczynami, mogę normalnie porozmawiać bez dukania, podbić itd. To uważam za największy plus mojego całego pobytu na oddziale.

Jeśli chodzi już stricte o moje dalsze życie poszpitalne – siedzę niestety w domu na dupie i szukam pracy. Monotonia mnie w tym domu dopadła, ciężko mi usiedzieć w miejscu, chciałbym na rowerze gdzieś pojeździć, do parku pójść, czy na basen żeby jak najszybciej znaleźć jakichś znajomych z okolicy. Ogólnie mam szansę na robotę w biurze jako pomoc biurowa w firmie kolegi ojca (z którym po latach ciszy nawiązałem kontakt), więc może coś mi się zawodowo ułoży. Myślę nad pisaniem tekstów do #weszlo i innych redakcji w tematyce sportowej, ale przez wirusa jest posucha więc na razie daje sobie na wstrzymanie. Siedzę więc w chałupie, pomagam mamie, czytam, oglądam, kontempluję i w jakieś tam gierki gram. No bo co innego robić? Mandatu szukać? Jeśli chodzi o rudą, to nie mamy już kontaktu za bardzo, napisałem jej 3 dni temu smsa co tam u niej i nie odpisuje, także pogodziłem się już z porażką tego związku. Z oddziałowymi kumplami w większości mam kontakt. Aizcheimer, Basista, mój kumpel z pokoju i wielu, wielu innych nadal trzyma ze mną gadkę na messengerach czy smsach.

Pozdro dla wszystkich, którzy zmarnowali czas na czytanie moich wypocin pod tagiem. Jak obiecałem, w ciągu najbliższych dni wlecą jakieś pozostałe na moim telefonie wpisy z dziennych raportów z pobytu na oddziale. Nie ma tego dużo, ale coś tam fajnego jest, więc jak ktoś nie ma nic lepszego do roboty to będzie mógł poczytać.

Bardzo dziękuję za mile słowa, fajne interakcje pod dziennymi wpisami, plusowanie, i tak dalej, i tak dalej. Może to komuś pomoże w walce ze swoimi barierami psychicznymi, nerwicami, depresjami i fobiami. Polecam opuścić swoją strefę komfortu i postarać się o kwalifikację na ten oddział. Walczcie z choróbskiem, nie dajcie się!

  • 15
@mirekzwirek8: O Siemka, cieszę się że wszystko u ciebie gra, no i że cała ta terapia postawiła cię na nogi, mam nadzieję że ta pogoda ducha i patrzenie w przyszłość utrzymają się, pomimo tak dziwnych okoliczności jakie teraz mamy. Dla ciebie jako aspirującego dziennikarza sportowego to tragiczne okoliczności, ale jak się ruszy to na bank dasz sobie rade( ͡° ͜ʖ ͡°)
A gdyby nie to reporterstwo to