Wpis z mikrobloga

#komputery #informatyka

Czy 2020 to już #roklinuksa?

W końcu odważyłem się zrobić formata i jako pierwsze weszło #ubuntu (aka nie umiem zainstalować Debiana).

1. Instalacja - jak to w Ubuntu super prosty przyjazny instalator, ale gdy chcemy mieć niestandardową instalacje - w moim przypadku LVM zaszyfrowany LUKSem niezajmujący całego dysku to już musimy szukać innego sposobu (w opcji z szyfrowaniem można tylko użyć całego dysku). Na szczęście dostępne jest małe iso z samym instalatorem w trybie tekstowym (bardzo podobny do tego z Debiana) gdzie choć mniej intuicyjnie to można ustawić bardziej zaawansowane rozwiązania. W tym tekstowym instalatorze jest możliwość wyboru grupy pakietów do instalacji np. ubuntu-desktop-minimal wrzuca podstawowy system + #gnome 3 stylizowane na Unity + przeglądarkę - całkiem spoko opcja, bo nie wgrywa rythmboxów, totema i innych zbędnych rzeczy.
2. Na Ubuntu zdecydowałem się, bo jest chyba jedynym distro z długim wsparciem będącym jednocześnie zorientowanym na desktop - wiadomo RHEL/CentOS jest stabilniejszy, ale używałem trochę tego na desktopie i było to dość upierdliwe. Tutaj jest conajmniej dobrze - interfejs przyjemny i intuicyjny, a w repo tysiące pakietów z aplikacjami na pulpit. Szkoda ze tyle lat zmarnowano na rozwój Unity, z którego zostały całe dwa rozszerzenia do GNOME Shell imitujące Unity. Na plus też bezproblemowa instalacja sterowników NVidia oraz Steama, który z protonem robi kawał dobrej roboty (którą wcześniej robił PlayOnLinux).
3. Żeby nie męczyć się już z aktualizacją 19.10 do 20.04 spróbowałem instalacji daily build nadchodzącego wydania i był to dobry pomysł - nie natrafiłem na błędy, a codziennie aktualizowany OS jeszcze się nie wysypał, w razie problemów mam snapshota partycji root.
4. Natomiast na minus są snapy. Najpierw LibreOffice - nawet nie zauważyłem że ubuntowy "software-center" zainstalował mi snapa a nie kilkanaście debów. Niestety pakiet biurowy przywitał mnie angielskim interfejsem, a szybki Google w temacie jak zainstalować i18n do libre'a zainstalowanego ze snapa podpowiedział że najlepiej zainstalować jeszcze raz z PPA. Dalej rclone - również instalowałem przez GUI i niestety błąd przy zapisywaniu pliku konfiguracyjnego, użyłem więc apta i proszę - nie dość że działa to jeszcze jest to trochę nowsza wersja. Jest taka przeglądarka jak GNOME Web (kiedyś pod nazwą Epiphany), z fajną opcją "zainstalowania" aplikacji webowej - dodana tak strona otrzymuje ładną ikonkę w menu, a po uruchomieniu jest osobnym oknem, a nie kolejną kartą w Firefoxie - np. do WhatsAppa jak znalazł. Znów użyłem graficznego toola do instalacji tej przeglądarki, znów zainstalowała się paczka snap, w której ów funkcja nie działała, po instalacji normalnie aptem jest ok.
5. Podsumowując - z #linux na desktopie jest nieźle, ale te cały snapy powodują więcej problemów niż pożytku. Nie rozumiem po co Ubuntu w ogóle instaluje paczki snap, gdy te programy są nornalnie w repo, a snapy to starsze wersje i aplikacje tak zainstalowane nie działają w pełni dobrze .
  • 6
@anonciak88: u mnie jest ok, od pojawienia się wersji 3 nigdy nie próbowałem używać dłużej GNOME. KDE męczyłem bardzo długo, najpierw 3.5, potem wczesne 4. które sypały się co chwilę do w miarę stabilnych ostatnich z gałęzi 4. LXDE, MATE. Xfce wszystkie trzy szanuje, ale chciałem czegoś nowszego/ładniejszego.