Wpis z mikrobloga

Ściana tekstu, chętni mogą czytać, jak nie, przejść do 3pkt. Czyli jak ktoś "zdrowy" czyta to i w niektórych momentach widzi że gdzieś "mam połowę sukcesu", to niech rozwinie swoją myśl, które miejsce o co chodzi, co dalej itp.
Mirek zaoferował mi pomoc w znalezieniu terapeuty i pomoc w ocenie czy przeprowadza terapię prawidłowo – z powodu moich wcześniejszych negatywnych doświadczeń. Nie potrafię zaufać terapeucie, otworzyć się, a przed tymi przed którymi to zrobiłem, nic nie wychodziło. Pomyślałem że napiszę tu i zawołam go, ale też dla zasięgu, wrzucę to jako nowy post, może ktoś będzie chętny również pomóc, albo wymieniać się doświadczeniami, spostrzeżeniami odnośnie terapii i tego co mi będzie potrzebne – zapraszam. Może dowiesz się czegoś o sobie, czytając o mnie. Zawołam w poście osoby które odpisały coś więcej w poprzednich postach, jeśli macie ochotę, zapraszam.
Jednak jeżeli decydujesz się czytać – proszę skup się by nie marnować czasu mojego i swojego. Być może wiele się będziesz musiał domyślać, jak chcesz to pytaj. Nie piszę tego tylko żeby wrzucić na mirko, również jeśli trzeba to będę mógł to pokazać terapeucie dla szybkiego startu w terapii.

#!$%@? mnie zbytnie wnikanie w szczegóły, zbytnie myślenie, filozofowanie - żeby nie wyśmiał mnie nikt, nie dotknął, tak jak to miało miejsce w dzieciństwie. I wnikam i myślę, gdy wszyscy wokół mają #!$%@? i żyją. I jestem w takiej właśnie kiszonce, sam siebie maltretuje. Robię to bo próbuję. Tak naprawdę w ogóle najchętniej bym nie wnikał, żył jak każdy "normik". Tylko pytanie czy życie rządzi mną, czy ja moim życiem. I czy w ogóle da się. Czy ma się wolną wolę, możliwość zmiany kierunku, czy tylko może być zmieniony z zewnątrz. Docierają do mnie głosy, że nie można inaczej, niż z pomocą z zewnątrz, wyjść z bańki w której jestem. Załóżmy że przez 10 lat robi się coś konsekwentnie, np. programuje - dzięki temu staje się, - programistą. Problem w tym że nie wychodzi mi robienie czegoś konsekwentnie, nie jestem w stanie tego osiągnąć.

Punkt 0 - Często mam myśli samobójcze. Mam 28 lat, i nie wyobrażam sobie mojego życia po 30-stce. Jest masa dysfunkcji we mnie. Najprościej to by było - kopiować od innych ludzi zachowania, jestem jestem wyrzutkiem społecznym i pewnie to też jest powód, choć się staram - tego że nie mam wielu znajomych ani żadnych przyjaciół. To próbuję.
https://www.youtube.com/watch?v=X2cKv5LtgL4
Tak jak w tym filmiku mówi ta psychoterapeutka - terapia to nie słuchanie, tylko środowisko w której osoba ma możliwość nauczenia się umiejętności społecznych które w znaczny sposób ułatwią jej życie.

Więc 1 i najważniejszy warunek jaki musiałby być postawiony przy znalezieniu osoby dzięki której pomocy pójdę do przodu - to zadanie pytania.
Czy ja na tej terapii nauczę się nowych umiejętności, żeby mi było łatwiej w życiu - a nie, że sobie będę słuchany?Do tej pory we wszystkich podejmowanych terapiach było wysłuchiwane co mówię. Straciłem chęć, ale spróbuję jeszcze ten kolejny raz.

Problemy:
2-ga rzecz, co mi jest. Tutaj start, a niżej dalszy ciąg.
Wszystko co robię nieświadomie lub bardziej świadomie podżyrowane jest lękiem. Nabytym będąc dzieckiem, zmieniło to moje życie. Moje relacje w rodzinie leżą, bo odsunąłem i schowałem się i przez odległą bliskość, nie mówię, nie czuję bliskości. Te relacje mają przeszkody które nie wiem, czy chcę pokonywać. Od dziecka, nie żyję – a raczej żyje fantazjowaniem którym sobie starałem radzić.
Nie mam predyspozycji do wrodzonej depresji, natomiast nabyłem to zaburzenie, doświadczyłem kilku okresów kilkumięsięcznych które chyba trzebaby nazwać epizodami depresyjnymi. Dzisiaj to chyba dystymia.
Mam też zaburzenie osobowości. Mam uparcie upatrzone jaki byłem za dziecka, i nie chcę się zgodzić, że się zmieniłem. Wygięło mnie bardzo. Mój charakter, nie uznaje tego, jaką nabyłem poprzez doświadczenia psychikę, poprzez kontakt z środowiskiem, doświadczenia, wychowanie, dorastanie, dojrzewanie. Odrzuca ją i nie będzie raczej potrafić przyjąć, jednocześnie samemu nie umierając. Odrzucam „wejście w dorosłość”. Staram się aby „klamka jeszcze nie zapadła”. Nie wiem jak miałbym poradzić sobie ze stratą. Jednocześnie poddanie się prądowi, każdy rozumie jako złożenie się ze wszechświatem w symbiozie. Ludzie w większości nie są zmieni przez świat drastycznie, toteż dostosowują się, do zmian. Świat, zmienia ich – są słabi, jeśli da się być silnym – opierać się temu jak świat chce Cie zmienić. Ja się opieram, od dziecka, praktycznie odkąd pamiętam.
Ostatecznie, nie wierzę w siebię. Mimo posiadania pewności siebie, nie posiadam jej.
Dalej uzależnienie, od pornografii. Tzn. nawyk tego że wszelkie negatywne emocje topię w.. tym, czymś. W filmie Cashback było powiedziane zdanie które chyba dobrze oddaje mój hak na to jaki się kiedyś stworzył. "Lack of shyness was so confusing to me", że kobiety chcą być "złe". W obrazie, chemicznej mieszance, którą mam pierwotnie zawartą w hormonach, prymitywnym poczuciu dopaminy, rozmnażania. Miesza się to wszystko z emocjami międzyludzkimi, np. poczucia jakiejś namiastki związku.
Dalej nabyta fobia społeczna wraz z zespołem stresu pourazowego. Nie potrafię inicjacji seksualnej przejść. Bo dla człowieka którym się stałem - pozwolenie sobie na dopuszczenie do siebie kogoś intymnie, tak żeby miał dostęp do głębszych emocji jest niewykonalne. Zbyt szybko nadal, dzieje się to, że przelęknę się zobaczenia mnie przez drugiego człowieka i go odpycham. W skutek czego, nawet zagadanie do dziewczyny, albo przyjęcie jej zainteresowania jest niewykonalne.
Jak tylko widzę atrakcyjną kobietę – zaczynam natychmiast czuć za duże do kontroli emocje przejmujące moje zachowania - żeby tylko absolutnie się nie zdradzić z tym że mi się podoba, ukryć wszelkie sygnały możliwego wykazania zainteresowania. Nie może odczuć mojego zainteresowania ab-so-lut-nie, bo inaczej czuję że zginę. W dzieciństwie doświadczyłem traumy związanej z agresywną, nagłą zmianą środowiska na zagrażające. Podobała mi się wtedy dziewczyna - i zdusiłem w sobie emocje nie pozwalając im wydostać się na zewnątrz, tylko ku uciesze rówieśników. I tak je już na zawsze trzymam w sobie, i jak tylko ktoś się do mnie chciał zbliżyć to ja automatycznie uciekam. Miałem #!$%@?ą sytuację w szkole, anomalię właściwie.
Tak wybierając - wycofanie się - nie wiedziałem co robić, no i robiłem co mogłem, ale wybrałem błędnie.
Zły wybór nawiązuje do tego, że nie wiedząc co robić, wycofałem się, zamiast walczyć o swoje miejsce.
Walcząc o swoje miejsce, byłbym pewnie dalej człowiekiem, który nie za bardzo zważa na przestrzeń ludzi otaczających mnie, co było powodem zapalnym w pierwszej kolejności.
Czy taki narcyzm by się to opłacił przy kobietach?, dużo tekstów na internecie pisze że tak, nie wiem. Pewnie żyłbym bezrefleksyjnie jak inni ludzie, albo na te refleksje przyszedł by czas tak jak u innych ludzi...
Niezły impas się zrobił, bo jakbym głośno o tym powiedział co się dzieje, to pewnie interweniowali by dorośli i przynajmniej wyszłoby to na światło dzienne. A tak - właściwie mówiłem że nic mi się nie dzieje, jak ktoś się pytał co mi się dzieje.
Ważne by zanotować że mam to PRAWIE od zawsze. Niekonfrontacyjny sposób bycia ojca, myślę utworzył podświadome podstawy do tego że nie miałem kontaktów z dziewczynami takich właśnie ustawionych na seksualność, tylko koleżeństwo. Ale duża „dynamiczność” była ze względu na matkę chociaż, oraz mój charakter. Byłyby z tego związki bez problemu, ale myślę, że problemem okazałoby się, że inni faceci byliby jakby właśnie „włączeni” seksualnie a ja nie. Inny feel powstawałby dla laski. Pewnie z czasem bym do prawidłowych wniosków dotarł, pewnie w takim samym jak dziś do nich docieram, z drugiej strony.
To, razem z przykrymi doświadczeniami, osłabiającymi wysoką pewność siebie jaką kiedyś miałem, a dzisiaj posiadam jej mniejszą część, no i od zawsze zaburzeniami na tle wyglądu (dysmorfofobia się to nazywa) - mam aktualnie duży problem jeśli chodzi o kwestię zaproponowania się, złożenia kobiecie propozycji bycia partnerami seksualnymi, kochankami - której w żaden sposób bym nie miał xD gdyby nie to co doświadczyłem... Taki.. wstyd za samego siebie. Pojęcia nie macie jak mnie to #!$%@?, i jak zagubiony byłem bo nie wiedziałem co się dzieje, bo takie emocje są tak obce dla mnie xD, tzn. były.
BARDZO często, zauważam jakie to głupie, nie trzeba mi mówić. Tak jakbym miał płotek zbudowany z tych doświadczeń i widzę wszystko dookoła co się dzieje, a ja jestem jak w jakiejś zagrodzie z której nie mogę się ruszyć, choć teoretycznie wystarczy przeskoczyć.
Niektóre rzeczy daje radę tak przeskakiwać, ale z czasem ubiło to mnie.
Martwię się trochę tym, że nie mam możliwości używania doświadczenia, które powstałoby normalnie - wytworzonego w czasie gdy u mnie były #!$%@? rzeczy. Innymi słowy, ja ogólnie jestem sobie w stanie wyobrazić dużo i na bazie tego wyobrażenia działać, dowiedzieć i stosować, samemu kreować. Czyli powiedzmy trzymam rękę na pulsie i dowiaduje się tego z neta. Ale to wyobrażenie, razem z plusami i minusami że to nie doświadczenia. Coś jak w Ślepnąc od świateł.
Dalej znerwicowanie, napięte mięśnie, wieczna nerwówa, zszarpane nerwy, poczucie zaszczucia w miejscach publicznych, strach przed wieloma sytuacjami z większa ilością ludzi (co ciekawe nie jeśli są znajomi Ci ludzie, no ale to wiadomo, widać po opisie dlaczego - przejmuje się tak bardzo tym co pomyślą, ci którzy mnie poznają, jak mnie odbiorą, bo kiedyś to był horror, i musiałem ja wytwarzać w kimś co o mnie pomyśli, a przynajmniej chcieć próbować to robić i zauważąc że nic mi z tego nie wychodzi). Np. nie wsiądę do windy jeśli widzę że jedzie nią atrakcyjna dziewczyna lub robię wszystko by być niewidzialnym, nie wyjdę za drzwi jak sąsiedzi są obok, czasami mam problem z tym żeby jechać na uczelnie jak wiem że byłbym spóźniony. Wyolbrzymiam - po prostu wystarczy że człowiek się nie zna z sąsiadami, nie ma dobrego kontaktu i też postara się uniknąć "konfrontacji". Ale czy na pewno? Ja w moim wyobrażeniach robię sobie imprezy z nimi. Ja w realu, cierpię bo nie jestem w stanie skonfrontować się ze strachem.
Dalej duży ubytek inteligencji zaćpaniem, i stresem, i cofnięciem się w rozwoju.
Na koniec ledwo ukończone studia i dostana po znajomości praca, czyli kulejąca "kariera" i nie istniejące życie prywatne i rodzinne. Brak perspektyw.
Ojciec nieogarnięty społecznie nie pomaga, mama ogarniająca ale zmarła na raka kilka lat temu.

I to ja, ktoś kto kiedyś był na kierunku wygryw.
A dziś jak oglądam facebook ludzi z moich lat 5-15, widzę ich wszystkich pożenionych to czuję pięść w brzuch i brak powietrza.
I chcę żeby nie podchodzili do mnie ludzie, taką emocję odnajduję.
I mogę sobie w łeb strzelić. Nie wiem co by było adekwatną satysfakcją do morderstwa. Chciałbym żeby śmierć mnie nie obejmowała. Odnajduje w sobie rejon gdzie wygięcie przez życie, prowadzi do miejsca obsesyjności. Myślów, urojeń przedstawiających mnie jako osobę którą nigdy nie byłem, ale wyobrażałem sobie że taki jestem. Zaburzenie a la superbohater ze skazą. Który poprzez firmę technologiczną robi system komputerowy obsługujący ludzką psychikę, przestawiający emocje, myśli jak potrzeba, coś jak ten NeuraLink od Muska. Komputerowo wspomagana psychika, to za niedługo wcale nie będzie sci-fi, skąd krok do kopiowania i modyfikowania jej. Tym samym, uzyskuje władzę, nad tym że go nie są w stanie dotknąć, siły zewnętrzne. Czyli jakaś projekcja, tego jak byłem potraktowany.
Tylko przez bycie dzieckiem, mogłem popełnić błąd że wierzę że jestem w stanie zastopować czas. A zmianę się akceptuje, dorośli ludzie akceptują zmianę i poddają się jej, gdy następuje przełączenie. Porzucają dawne życie i biorą to co nowe. Ja zablokowałem to i przez dekady ciągnąłem to. I nie wiem czy nie mam już dość. Chciałbym krzywdzić w sumie ludzi. Narzucać im swoją wolę. Raz i karta zmieniona i to satysfakcjonowało by mnie. Jak odpowiednio satysfakcjonuje ludzi coś im odpowiedniego, to w czym znajdują ich satysfakcję, każdy ma swoją. Miałbym ochotę tak, łamać charakter ludzi. Wtedy działałbym na zasadzie tego jacy są dla mnie odrażający, bo takie moje zdanie jest, co do tego co mi życie zrobiło.
Przyjąłem w taktyce ochronnej to że trzymam się daleko od emocji, i sprowadziło mnie to w dół.
To co to jest, depersonalizacja, osobowość mi się rozpadła? Nastąpiła zmiana (z tym zastrzeżeniem że ja jestem cały czas uczepiony tego by wrócić) z ekstrawertyka w introwertyka. Zacząłem stać bardziej na tym drugim polu, korzystać bardziej z charakteru, emocji, zachowań adekwatnych dla tych drugich osób. ;/

Czuję co jakiś czas przejaśnienia. Raz czy dwa w życiu, były czysto chemiczne – poczucie jak to jest bez depresji. JA #!$%@?, to inny świat jest! Dynamizm +100. Myślenie - klarowne. Poczucie, niezmienne. Urzeczywistnienie, ugruntowanie, brak fantazjowania, brak wymuszeń by walczyć o hormony dopaminy albo serotoniny. Częściej – poprzez bycie w świecie wyobrażeń, uświadamiam sobie coś i następuje realizacja, że tak coś naprawdę wygląda.
I to jest właśnie to. Że spotkałem się ze światem i zobaczyłem, doświadczyłem jak działa – że mnie w dupę wyruchali i czuję się zawiedziony, i schowałem się, i moja morale straciłem, i moje serce mam złamane, i próbować już nie chcę – bo całe życie próbowałem i magiczna granica niewidzialna trzymała – od spełnienia mnie. I radzę sobie tak, tak jak od jakiegoś krótkiego czasu po doświadczeniu traumy odkryłem że sobie radzę – fantazjuje jak by to było w moich fantazjach. Że czuję że wystarczy choć tyle, że wystarczyłoby tylko to, żeby polecieć, żeby się udało, przeżyć to, co chciałem przeżyć. I to jest właśnie moje zaburzenie. Nie chcę się spojrzeć na świat. Nie chcę go zobaczyć jakim jest, nie chce przyznać że on taki jest bo.. Bo by to znaczyło że nie mogę być już dzieckiem. To by znaczyło że już jestem dorosły. A nie mogę jeszcze być. Bo jeszcze nie wróciłem.
Ale prawdziwe problemy to będą te które zaczną po zaangażowaniu się w relacje. I mam świadomość, że szukam dziury w całym, ale nie wiem co robić. Czuję nóż na gardle gdy chce zrobić krok do przodu i wszystkie efekty psychosomatyczne.
Tak to wygląda.

Oczywiście że myślę o tym że za głęboko wchodzę w temat swojej osobowości. Jak to się mówi, mniej wiesz – lepiej śpisz. Może sama świadomość tego nie pozwala mi zapomnieć? Próbuję eliminować moje problemy, żeby życie stało się lepsze po kolei ale powstają nowe i tonę, będąc za czasem, za teraz. To chyba definicja przegrywu, co by nie robił, jest spóźniony – bo gdy orientuje się i chcę zacząć zmieniać – to jest już za późno? Jednocześnie czuję to – nigdy tak naprawdę nie skoczyłem. Nie zaryzykowałem tak naprawdę. Że utonę. Boję się żyć tak naprawdę. Bo to życie jest gwałtowne, rzuca ludźmi jak kukłami, jak marzanną na sztormie, pacynka. Ale jednocześnie.. inni chyba nie mają tak ;(. I co teraz? Ja wiem że ludzie są tak samo beznadziejni jak ja. Kupy gówna mieszające się ze sobą ze swoimi problemami które wychodzą na światło dzienne i śmierdzą, i zaliczają porażki, wpadki - i żyją. A ja, martwy trwam. Samemu zrobiłem się sam, a raczej te wczesne doświadczenia z dzieciństwa i późniejsze.

Terapeuta dla mnie:
3-cia rzecz, a więc dopasowany do tego nurt psychoterapii. Efektem problemów, czy przyczyną jest to że nie wiem co mam zrobić w życiu? Myślę że to jest teraz najważniejsze pytanie.
No co no, kierunek to chyba uznanie, przyklepanie że jest tak, a nie inaczej.
Odkryć schematy którymi działam
A potrzebuję https://www.wykop.pl/wpis/46913397/#comment-165882981
Wydaje mi się że w moim przypadku przydatne będą Poz-Beh do 1 i 3 rzeczy a Gestalt do 2. Czyli dwóch specjalistów, super by było aby współpracowali ze sobą nad planem działania i moich postępach.

Ja często mam myśli że w sumie po co mi to. Że wszyscy takie problemy ("to nie są problemy anon, uwierz w siebie") mają, a ja się do tego masturbuję. No to co ja mam w końcu, szukać pomocy czy nie ma do czego? No nie potrzebne mi to, w ogóle... to tylko, tożsamość. Tożsamość inna niż ktoś KTO BEZ SWOICH PROBLEMÓW JEST NIKIM.

Szybka zmiana nie jest moż­liwa. Nie ma szans na rady­kalną poprawę stanu pacjenta w ciągu kilku mie­sięcy. Zniekształcone prze­ko­na­nia i utrwa­lone nie­ko­rzystne reak­cje są nie­malże wszyst­kim, co pacjent ma. Są ego­syn­to­niczne, tzn. pacjent żyje w zgo­dzie z nimi pomimo wszyst­kich szkód i trud­no­ści, do któ­rych pro­wa­dzą. Klient nie wyobraża sobie zmiany, musiałby zabić część sie­bie, stra­ciłby swoje poczu­cie toż­sa­mo­ści, gdyby na nią przyzwolił.


Odrzucamy chyba wszystkie kobiety które są świeżo po magistrze a więc jakieś 70% wszystkich ofert w necie, oraz wszystkich przeciętnych absolwentów którzy musieli się gdzieś pochować.
Zasięg wyszukiwania: Cała Polska
Nurty: Do 10rż, wytworzyły się zachowania które teraz trzeba we mnie zmienić. Na to nie wiem jaki system zastosować. Powiedzmy schematów, ale strzelam. Na dzisiejsze rzeczy, o których sposób myślenia można zmienić można zastosować beh-poz. Na pozwolenie sobie na dopuszczenie kogoś do siebie, nauczyć się chyba sposobów obrony i obsługi swoich emocji, na to może być Gestalt.
Warunki: Ciągła superwizja, 4-5 letnia szkoła terapii, doświadczenie w pracy z chorymi na oddziale dziennym w szpitalu, akredytacja Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, 10+ lat doświadczenia, osoba zorientowana wśród problemów męskich - większość to pomoc od kobiet dla kobiet, no i żadnego faceta #!$%@? z wyglądu mośka ze słabą psychiką bez konkretu, który powiedział sobie - a od dziś zacznę myśleć inaczej i po problemie, odpłynął w gondoli w stronę zachodzącego słońca. Trudno wymierzyć z kim będę się czuć komfortowo. Brak oceniania i zajmowania stanowiska przez terapeutę. Żadnych coachów.
http://www.ptp.org.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=53

Martwi mnie to:

Oczywiście. Koncentrowanie pacjenta na rozgrzebywaniu problemów z zamierzchłej przeszłości i wmawianie mu, że trzeba je koniecznie przepracować by uzyskać równowagę w wieku dojrzałym nie ma żadnego uzasadnienia w badaniach. Tymczasem zdarza się, że pod wpływem tak prowadzonej terapii pacjenci zrywają kontakty z najbliższą rodziną „uświadomiwszy sobie”, że coś było nie tak.


Ten zespół nie wygląda źle
https://www.cpi.poznan.pl/zespol/
https://www.lps.pl/zespol/
Zauważyłem że MASA terapeutów pracuje w nurcie dynamicznym ;/

https://www.znanylekarz.pl/aneta-pylypczuk-2/psychiatra-seksuolog-psychoterapeuta/zamosc#address-id=[854616,939496]
https://www.znanylekarz.pl/seweryn-segiet/psychiatra-psychoterapeuta/oswiecim#address-id=[462680,919262]
https://www.znanylekarz.pl/jadwiga-wylag/psychoterapeuta-psycholog-terapeuta/tarnowskie-gory#address-id=[385348]
ale brak doświadczenia w pracy w szpitalu https://www.znanylekarz.pl/bartosz-lamch/psycholog-psychoterapeuta-terapeuta/wroclaw#address-id=[855188]
https://www.znanylekarz.pl/elzbieta-kobrzynska-zochowska-2/psychiatra-psychoterapeuta-terapeuta/warszawa#address-id=[914588]

ciekawostki,terapeuta wszystkich nurtów:
https://www.znanylekarz.pl/piotr-koremba/psychoterapeuta-psycholog/wroclaw#address-id=[242142]
ciekawa specjalizacja
https://www.znanylekarz.pl/
nowylogin234 - Ściana tekstu, chętni mogą czytać, jak nie, przejść do 3pkt. Czyli jak...

źródło: comment_158439626004Ox1aCFz891dBPNMOR2pL.jpg

Pobierz
  • 8
@nowylogin234: Ja nadal uważam, że wystarczy jedna osoba, tj. terapeuta poznawczo-behawioralny ze szkoleniem ze schematów (tzn. pracujący również na schematach). Praca w szpitalu nic nie wnosi, zupełnie pomiń to kryterium. Racja, w Polsce dominuje nurt dynamiczny, natomiast poznawczo-behawioralny jest ogólnie dość młodym nurtem i zbyt wielu, doświadczonych 10+ lat terapeutów nie znajdziesz.

Sprawdzałeś tą liste?
http://www.pttpb.pl/strefa-pacjenta/licencjonowani-terapeuci/
http://www.pttpb.pl/mapa-terapeutow/

Nie mam pojęcia jak Ty wybrałeś tych ludzi na kandydatów...

Aneta P. - terapeuta
@nowylogin234 po przeczytaniu tego wpisu, do głowy wpada mi tylko jedna rzecz.

Czasami można się pogubić w walkowabiu jednego tematu ciągle i ciągle. Podczas terapii nie dostaniesz przepisu na dobre życie - sam musisz to odkryć, a terapeuta ma być Twoim przewodnikiem. On Ci nie powie - rób tak i tak. On Cie nakieruje tak, abyś sam podjął dobra decyzję. Czasami wymaga to więcej czasu, niż byś oczekiwał.
Na Twoim miejscu, skupiłabym
Zapomniałem napisać, do problemów należy dołożyć jeszcze potwierdzony jakiś miesiąc temu u ortodonty, bruksizm. Bruksizm mający podłoże w zaburzeniach nerwowych, to nieświadome tarcie zgryzu o siebie w czasie snu powodujące ścieranie zębów.

@Kameishi: thx i czekam na Twoje przemyślenia po przeczytaniu
@Wychwalany: widziałem tą listę, przy szukaniu tej którą wrzuciłem do posta u góry. Szczerze mówiąc, przeszukałem własnie tą pierwszą tej nie. Sprawdzę.
Portal znanylekarz przeszukiwałem, dlatego że jest więcej
@nowylogin234: Hej. Czytając Twój wpis notowałem sobie uwagi i co myślę:
1. Terapeuta
Terapeuta nie jest osobą, która ma Ci mówić co masz robić, tylko wskazać kierunek w którym powinieneś podążać.
2. Filozofowanie
Wbrew pozorom mózg nie lubi wielozadaniowości, więc jeżeli coś robisz to skup się na tym. Jeśli masz z tym problemy możesz liczyć w myślach albo powtarzać tekst jakiejś piosenki. Mnie to pomaga.
3. Porno
Staraj się to kontrolować