Wpis z mikrobloga

Spędziłem prawie 10 tygodni w psychiatryku. Biorę regularnie leki, a od przyszłego tygodnia będę chodził na oddział dzienny, lecz to wszystko i tak nie zmieni faktu, że istnieję, że przez tyle lat cierpiałem, cierpię i z pewnością jeszcze będę cierpiał. Gdyby ktoś mógł mi zaoferować cokolwiek. Rzecz materialną, zdrowie ( fizyczne i psychiczne ), zmianę wyglądu - cokolwiek, lub możliwość nie urodzenia się, to bez zastanowienia wybrałbym opcję numer 2. Opcja numer 1 nie sprawi, że zapomnę o cierpieniu którego doświadczyłem.
Ostatnio podczas rozmowy z psychologiem porównaliśmy moje życie do przebiegnięcia maratonu. Zostałem bez własnej woli wepchnięty na start i od 6 lat stoję w miejscu. Nie wiem co ze sobą zabrać, w co się ubrać, ani nawet w którą stronę biec. Nie wiem nawet po co mam uczestniczyć w biegu. Nie chcę biec. Od 6 lat nie chcę. To instynkt przetrwania usilnie trzyma mnie na tym starcie, mimo iż znalazłem sposób by dotrzeć do mety w kilka sekund, to nie potrafię tego zrobić. Powoli kończą się sposoby które miały sprawić, że będę chciał biec. Wszyscy mi mówią bym nie patrzył zbyt daleko w przyszłość, lecz pula działań mających na celu zmianę mojego nastawienia do tego świata maleje z tygodnia na tydzień. Co będzie jak dotrę do końca? Nadal będę w takiej sytuacji jak teraz. Jak 6 lat temu. Pójdę do innego lekarza, a on zrobi listę złożoną z psychotropów, terapii, szpitali, a ja z posępną miną będę odpowiadał, że tę opcję mam za sobą i może ją odhaczyć. Co wtedy?
#depresja #antynatalizm
  • 3