Wpis z mikrobloga

Dobra, pora na drugą część.

Wybaczcie, że taka długa przerwa była, ale nie miałem kiedy siąść dłużej przy wykopie nawet.

Po przygodach z Kasią na jakiś czas znów dałem sobie spokój, a przynajmniej kolejny raz próbowałem. Niestety moje serducho znów mocniej zabiło. W ogóle wydaję mi się, że albo mam jakiś spaczony gust, albo podobają mi się kobiety o takich bardzo nietypowych a zarazem delikatnych rysach twarzy ale nie na tyle, żeby rzucało się to ludziom w oczy.

Być może za młodu wątek cierpień młodego Wertera dał mi się we znaki (to jedyna lektura z jakiej dostawałem 5 na sprawdzianach i wypracowaniach).

Była to raczej choroba miłosna, a moja wybranka zapewne nawet nie wiedziała, że przy niej moje serce popadało w arytmię. Niestety nie znałem nawet jej imienia, bo nikt z moich znajomych również o niej nie wiedział za dużo, a właściwie to nic nie wiedział. To małe ziarnko tajemnicy jeszcze bardziej nakręcało moją chorobę.

Była to blond włosa dziewczyna, rok starsza ode mnie, wydawała się kolejną szaramyszkadlaanonka, chociaż seksapil bił od niej, niczym łuna od światła. Zawsze jakimś dziwnym trafem mieliśmy lekcje w podobnych salach i to jedna za drugą. To były moje ulubione dni. Wielokrotnie zdarzało się, że ten blond anioł chyba z automatu już przychodził w to samo miejsce, gdzie ja obecnie przebywałem podczas przerw między zajęciami, nawet jeśli nie było w pobliskich salach innych lekcji. Może to był przypadek, a może ja czegoś nie zauważyłem. Myślę, że ona mogła w końcu coś wyczuwać, bo gdy spoglądała na mnie (i to nierzadko), to zawsze uciekałem wzrokiem i robiłem się czerwony na twarzy. W swoich myślach nazywałem ją różnie, zależnie od nastroju. Tak o to, gdy miałem lepszy dzień była dla mnie Anastazją, Marysią czy Adrianną, żeby podczas gorszych chwil być Jadwigą bądź Justyną.

I tak mijały dni, a ja wpędzałem się coraz bardziej w odmęty miłosnego szaleństwa, aż któregoś dnia postanowiłem, że z nią porozmawiam. Gdy wreszcie zgromadziłem tyle mentalnej energii i poszedłem do niej, to niczym błyskawica me serce przeszył jej widok ze szkolnym amantem, który zmieniał panny, jak rękawiczki. Mój mózg toczył swoistą batalię z sercem i przez jakiś czas nie mogłem pojąć jak to możliwe. I tak w końcu zapomniałem o moim aniele i poddałem się towarzyszącym emocjom jednocześnie ukrywając grymas złamanego serca po raz kolejny.

Będąc w miłosnej rozpaczy zostałem zauważony przez inną, równie uroczą panienkę, Paulinę. W sumie czasem się widujemy przypadkowo, ale patrząc z perspektywy czasu ciesze się, że nic z tego nie wyszło. Chociaż była przeciwieństwem tej poprzedniej, urodę miała podobną. Często się do mnie uśmiechała i machała na korytarzu, często rozmawialiśmy na przerwach i w sumie tyle. Nie wiem, czy jej się podobałem, bo nigdy nie brałem tej znajomości na poważnie i ona chyba też nie.

Wreszcie, gdy moje serce doszło do jako takiego stanu znów byłem zmuszony unikać pewnej damy. Miała na imię Ewa i znaliśmy się w sumie od jakiegoś czasu, bo mieszkała obok mojego kumpla. Była dziwna, serio dziwna. Znajomy pokazywał mi zdjęcia jej ołtarzyka z moimi fotografiami (znali się od małego, więc czasem u niej bywał). Miała chłopaka, a i tak próbowała się ze mną związać, gdy jej odmówiłem, to zaczęły się jakieś głuche telefony w nocy i wielokrotnie podjeżdżała chyba z jakimiś znajomymi pod mój dom. Postawiłem sprawę jasno i stanowczym tonem zażądałem, żeby to się więcej nie powtórzyło i żeby się ze mną nie kontaktowała. Podziałało, teraz jest po ślubie z tym swoim ówczesnym chłopakiem. Co za ulga.

W końcu mogłem chwilę odetchnąć po tych miłosnych perypetiach, ale to oczywiście nie koniec. Nie chcę, żeby to było tl:dr. Więc ponownie, jeśli będzie jakiś plusik dodam część trzecią.

#gownowpis #wspomnienia #zwiazki #uczucia #relacjedamskomeskie #rozowepaski #licbaza #milosnehistorie #logikaniebieskichpaskow #przegryw #zlamaneserca