Wpis z mikrobloga

Pisałem ostatnio o perypetiach z #nazwapl która mocno reklamuje się na wykopie oraz jest największą firmą tego typu w #polska. W skrócie opiszę dlaczego według mnie NIE WARTO korzystać z ich usług.
Każdy kto ma stronę musi posiadać domenę (pomijam mini-stronki czy też blogi). Firm które oferują domeny są dziesiątki, cena zakupu nowej domeny to zwykle ~10 zł, a przedłużenia jej po roku (na kolejne 12 miesięcy) to 50-60 zł. Odkupiłem ostatnio pewien serwis internetowy i by było mniej formalności poprzedni właściciel wysłał mi domenę na moje konto w nazwie które założyłem wiele lat temu, gdy oferowali domeny za 0 zł - skorzystałem z nich, przydały się na zaplecza pozycjonerskie.
Jakoś 2 tygodnie przed końcem ważności domeny dostałem fakturę od nazwy - około 150 zł. Cena z kosmosu więc od razu wydrukowałem wniosek o wydanie authcode (kodu potrzebnego do przeniesienia domeny do innej firmy) i wysłałem podpisany skan z pieczątką na maila. No i tu pojawił się problem - nazwa.pl tłumacząc się "bezpieczeństwem" nie wysyła kodów mailowo. Wszystkie inne firmy idą w przód jeśli chodzi a nowoczesność, podpisy cyfrowe, logowanie poprzez bank, potwierdzenia SMS, a nazwa cofnęła się do średniowiecza i wymaga tradycyjnego papierowego listu. By było zabawniej to kod odsyła pocztą. Dlaczego tak? Zapewne ma to zniechęcić do przenosin do innej firmy. W normalnej firmie wystarczy kilka klików by dostać ten kod, w nazwa mimo, że do końca ważności domeny zostało 2 tygodnie wiedziałem, że nie mam szans na przeniesienie jej w tym czasie (i miałem racje, strona jakiś czas nie działała). Co więcej - jeśli nie opłacę jej w terminie i zacznie wygasać (30 dni po nieopłaceniu domena jest nieaktywna, ale dalej dla nas trzymana) to przywrócenie jej to kolejne ~150 zł - razem prawie 300 zeta, gdy u konkurencji można to mieć za 6 dyszek. Nic dziwnego, że bronią się rękami i nogami.
Przechodząc jednak do sedna: niech mi ktoś wytłumaczy jak tradycyjny list może być bezpieczniejszy od maila, podpisu cyfrowego, logowania przez bank i/lub weryfikacji SMS/telefonicznej? W dzisiejszych czasach nawet konto bankowe można otworzyć przez neta w kilka minut. Jak to wygląda z listem tradycyjnym? Dosłownie nasz kod domeny, który nie raz może być warty grube tysiące (a i nawet miliony) złotych, przechodzi przez ręce obcych ludzi - pani na poczcie, pracownikowi sortowni, listonoszowi, może jeszcze komuś po drodze. Każdy z nich teoretycznie może podejrzeć co jest w kopercie. Ten przykład podałem pracownikowi nazwy - sam przyznał, że nazwa nie bierze za to odpowiedzialności, bo to nie oni dostarczają pocztę: "nazwa.pl nie ponosi jednak odpowiedzialności za to, jeśli dany pracownik Poczty postanowi tą tajemnicę naruszyć. Ze strony nazwa.pl zakładamy, że pracownicy Poczty nie będą otwierali korespondencji wysyłanej do naszych Klientów." - czyli takie zakładanie jest według nich bardziej bezpieczne niż podpisy cyfrowe itd. Idąc jednak tą myślą, że listonosz ani nikt po drodze nie zerknie do naszego listu trafiamy na kolejne zagrożenia. Co jeśli mieszkamy w domu i mamy konflikt z bratem/mamą/dziadkiem lub mieszkamy w akademiku/pokoju w mieszkaniu gdzie mieszka 5 innych osób? Listonosz teoretycznie ma prawo nas poprosić o dowód, ale nie raz przesyłki lądują nawet u sąsiadów. Jest więc spora szansa, że list wpadnie w niepowołane ręce i ktoś z domowników podrze go lub po prostu wykorzysta kod. Mało to prawdopodobne, ale jednak. Poza tym w ten sposób bardzo łatwo można też pozyskać w zasadzie każdą domenę - kupujemy pieczątkę/zostaw do pieczątek za kilkanaście zeta. Wysyłamy list w imieniu kogoś innego. List zwrotny z kodem trafia jednak na adres prawdziwego właściciela. Ostatnim krokiem jest więc przekupienie kogoś kto ma ten list w rękach (zakładam, że oferując np: 10k zł osobie która zarabia najniższą krajową pójdzie na to od razu - bo chodzi tylko o zgubienie listu, który przecież mógł zgubić się po drodze). Brzmi trochę jak z filmu, ale w dzisiejszych czasach gdzie czytam o zabiciu kogoś za flachę wódki czy jakieś mafie vatowe/lekowe to jest to jak najbardziej realne. Dalej wydaje mi się, że prościej przekupić listonosza niż pracownika hostingu gdzie ofiara ma konto pocztowe (więc zazwyczaj google, onet itd) czy pracownika banku by zdobyć podpis cyfrowy.
Podsumowując: moja OPINIA O NAZWA.PL jest negatywna. Wydaje mi się, że ponad bezpieczeństwem jest chęć zatrzymania klienta niż pójście mu na rękę. Do tego ceny najwyższe. Może ktoś z @ZaufanaTrzeciaStrona lub @niebezpiecznik-pl powiedzą jak taki list może być bezpieczniejszy, bo ja za cholerę nie wiem.
Ps. Pisałem też skargę do net-art, ale mnie zbyli. Pisałem też oficjalną skargę do NASK, ale skarga została zamknięta, bo podobno nazwa.pl przedstawiła mi możliwe rozwiązania (owszem, dzwonili - pytali czemu chce przenieść i zaoferowali zniżkę 30% - co dalej było i tak sporo droższe niż u konkurencji. Nic jednak nie mówili o innych rozwiązaniach tj. w jaki inny sposób otrzymam kod domeny.) Aktualnie odwołałem się od decyzji NASK i czekam.
PS 2. Gdy zakładałem konto w nazwie w regulaminie pisało, że wniosek można wysłać pocztą tradycyjną, mailowo lub faksem. Sądząc po dziesiątkach skarg i negatywnych komentarzy zmienili ten punkt jakieś 2 lata temu.

#januszebiznesu #oszukujo #afera - zapewne zainteresuje to większość osób z #webdev, #hosting, bo zwykle mają domeny. A przysiągłem sobie, że jak tylko będę mógł to będę opisywał swoje przygody z nazwą
  • 4
  • Odpowiedz
@chomik3: Ja miałem w @nazwa_pl kiedyś trzy domeny .pl i wirtualny serwer. Serwer oczywiście płatny raz na 3 miesiące za 40 zeta za miesiąc (120zł za 3 mies). Z mojej winy przespałem przeniesienie danych na serwer do innego dostawcy, więc oczywiście zapłaciłem kolejne 120 zł na podtrzymanie go przy życiu jeszcze przez kolejne 3-4 dni. U nowego dostawcy płacę 10zł/miesiąc (120zł za rok) za serwer o zbliżonych parametrach. Oczywiście
  • Odpowiedz