Aktywne Wpisy
![Korba112](https://wykop.pl/cdn/c0834752/52b025306739c0cf975f1d62febd8053479a238318eb3d84f880c0aa662546b8,q60.png)
Korba112 +82
Ludzie są #!$%@? bezwzgldni wobec swoich bliskich. 96 lat nie oddycha, nie unosi się klatka piersiowa. I co? I dzwonią oczekując, że przyjadą ratownicy i wskrzeszą człowieka zamiast spokojnie dać odejść wśród bliskich.
Reanimowalibyście swojego bliskiego w tym wieku?
#999 #ratownikmedyczny #kiciochpyta
Reanimowalibyście swojego bliskiego w tym wieku?
#999 #ratownikmedyczny #kiciochpyta
![arysto2011](https://wykop.pl/cdn/c3397992/arysto2011_Kcu5Bhvdxa,q60.jpg)
arysto2011 +142
#globcio #bekazlewactwa #ocieplenieklimatu
W latach 90. popularna była dziura ozonowa i kwaśne deszcze. W Świecie Nauki i innych popularnonaukowych czasopismach pisano poważnie, że będziemy żyć pod kopułami, bo z nieba za 10 lat będzie leciał kwas. Co drugi mieszkaniec Ziemi miał umrzeć na czerniaka skóry.
Widać dzisiaj, że po 30 latach ta narracja jest identyczna, ale bardziej wyrafinowana. Walczy się z naturalnymi zjawiskami, które mają miejsce - ze zmianami klimatycznymi. Jak świat
W latach 90. popularna była dziura ozonowa i kwaśne deszcze. W Świecie Nauki i innych popularnonaukowych czasopismach pisano poważnie, że będziemy żyć pod kopułami, bo z nieba za 10 lat będzie leciał kwas. Co drugi mieszkaniec Ziemi miał umrzeć na czerniaka skóry.
Widać dzisiaj, że po 30 latach ta narracja jest identyczna, ale bardziej wyrafinowana. Walczy się z naturalnymi zjawiskami, które mają miejsce - ze zmianami klimatycznymi. Jak świat
100/100
Maison Ikkoku (1986), TV, 8-cour
studio Deen
Omawiana dziś produkcja to pod wieloma względami absolutne naj-; najlepszy serial drugiej połowy lat 80-tych, najlepsza adaptacja najlepszego dzieła p. Rumiko Takahashi, najlepsza komedia romantyczna w pełnoletnim składzie, najładniejszy seans swoich czasów… Absolutne wyżyny minionej epoki, ukazujące wszem i wobec, że da się uczynić nawet po bajkowemu niezręczny romans rzeczą interesującą młodych i starych, kobiety i mężczyzn, absolutny bestseller i telewizyjny hit. Nie śmiem udawać, że Maison Ikkoku nie znajduje się niedaleko od mojego osobistego podium anime wszech czasów, stąd wybór serialu na zakończenie #bajeksto. Kochani Czytelnicy, pora Wam ukochać to wyborne dzieło.
Obserwujemy losy ulokowanego w podtokijskim fikcyjnym miasteczku Tokeizaka domu Ikkoku, wynajmowanej na pokoje staroświeckiej pensji o bodaj jednej, jedynej zalecie – niewygórowanej cenie za czynsz, którą wieczni lokatorzy domu i tak rzadko kiedy płacą z racji braku na obiekcie gospodarza. No, do czasu – gospodynią zostaje młoda Kyoko Otonashi, przenosząca się do Tokeizaki wraz z osobliwie po ludzku nazwanym wielgachnym psem, Soichiro. Dziewczynie przyjdzie wziąć w karby swoich zdemoralizowanych lokatorów, jak i doprowadzić podupadły Ikkoku do racjonalnego stanu użytkowania. Dlaczego w ogóle zabrała się za taką robotę, myślicie?
Jej lokatorami są, o imionach filuternie nawiązujących do numerów ich pokoi; małżeństwo Ichinose z synem pod jedynką; zatrudniony nie wiedzieć gdzie i kiedy pracujący Yotsuya pod czwórką; od kilku lat bezskutecznie aplikujący do miejscowych uniwersytetów Godai pod piątką; wreszcie hostessa w podrzędnym barze w okolicy, Akemi Roppongi, pod szóstką. To Yusaku Godai będzie naszym głównym bohaterem – młody człowiek o niewygórowanych ambicjach, niepewny siebie i patologicznie niezdolny do podejmowania decyzji, a przy tym na zabój w pięknej, młodej gospodyni zakochany. Jak jednak skraść jej serce? Kyoko jest nad wyraz dojrzała, jednak w sprawach sercowych albo ślepa, albo ślepotę z jakiejś przyczyny wybiera…
Wybaczcie mi, Czytelnicy. Ośmielę się popełnić spojler, aby przybliżyć Wam produkcję znacznie dokładniej, odsłonić jej właściwy klucz – Kyoko to młoda wdowa, która straciła męża zupełnie niedawno. Posadę gospodyni w Ikkoku dostała od teścia, zdruzgotanego ciężkim losem swojej świeżo upieczonej synowej. Zarówno jemu, jak i rodzinie Kyoko marzy się, by dziewczyna odzyskała pogodę ducha, ale też nie zamykała zupełnie serca do końca życia, słowem – aby dojrzała do ponownego zamążpójścia. Możemy karcić ich w duchu za niedelikatność, jednak seans uświadamia nam dobitnie, z wątku na wątek, że Kyoko naprawdę potrzeba stawić czoła śmierci męża, bez tego pozostanie wrakiem kobiety.
I jak Godai ma niby zaimponować młodej wdowie? Nie może dostać się na uniwersytet, również dzięki w zasadzie stałej obecności reszty lokatorów w jego pokoju, drwiących z niego, imprezujących do białego rana i przejadających jego marne pieniądze. Namolni lokatorzy zyskują pogłębiony rys, otrzymują bardzo często doskonale wpasowane w fabułę własne wątki, jednak muszą ustąpić głównym bohaterom pola, jakkolwiek ich spojrzenie na wysiłki Godaia pogłębia i nasze zrozumienie sytuacji. Gdy ów chłopak wreszcie trafia na uczelnię, dziwnym zbiegiem okoliczności przydarza mu się wplątać w niejednoznaczny związek z Kozue, uważającą go za chłopaka, a której nie potrafi zwyczajnie odtrącić.
Wokół Kyoko z kolei kręci się wytrwale Mitaka, dziany i przystojny trener tenisa, światowiec i kobieciarz, który poprzysiągł sobie ustatkować się właśnie z Kyoko – piękną, młodą, a jednak o pociągającej nucie fatalnej w jej charakterze roztropnej gospodyni. Skoro Godaiowi można, to można i jej – ten teatr wzajemnej zazdrości, podsycanej co i rusz kolejnymi bzdurnymi zbiegami okoliczności, stanowi gros fabuły. Chociaż ‘bzdurny’ to dość bzdurne określenie – każdy z tych zbiegów okoliczności rzuca więcej światła na charaktery Kyoko i Godaia, a niecierpliwić się ich niezgrabnością będziemy raczej razem z resztą obsady, w ścisłej końcówce serialu, gdy wszystko już właściwie sobie powiedzieli, a mimo to brakuje inicjatywy.
Udzielająca się nam niecierpliwość bohaterów drugiego planu to fantastyczny efekt świetnego scenariusza, rzadko kiedy pozwalającego sobie na dłużyzny, za wyjątkiem może niekiedy bezczelnych cliffhangerów, których i tak nie uświadczymy nazbyt wiele. Zazwyczaj ograniczają się do kilku sekwencji dwóch-trzech odcinków, zaś cała reszta, chronologicznie następująca po sobie na przestrzeni kilku lat, to pogłębianie charakteryzacji i kolejne życiowe troski, którym stawia się tu czoła z pomocą najbliższych, przyjaciół i rodziny. Wspaniale gra tu upływ czasu i zmieniające się pory roku, chociaż mam pod tym względem nieco żalu do twórców – zmiany czasu nie uświadczymy zbytnio po samych bohaterach.
Imponuje mi w Maison Ikkoku stałość jakości animacji, utrzymująca się bez większych beknięć przez dwa lata emisji, bez konieczności wypuszczania recapów, mimo trójki reżyserów – pp. Yamazakiego, Anno i Yoshinagiego. Produkcja zresztą wyszła spod tych samych dłoni, które do tej pory rysowały i wprawiały w ruch Urusei Yatsura, dzielące z Maison Ikkoku również część obsady głosowej. I tak nazwiska w serialu są kultowe – p. Futamata (Godai), p. Tominaga (Kozue) i p. Furukawa (kolega Godaia, Sakamoto) spotkali się przecież przy Patlaborze, a reszta obsady głównie przy wspomnianym Urusei Yatsura. Do roli gwiazdy serialu wyznaczono z kolei p. Sumi Shimamoto (Kyoko), znaną już z pracy jako główny głos u samego p. Miyazakiego.
Chemia! Tym słowem określę głosowe boje ekipy. Zabawy za mikrofonami mieli aktorzy co niemiara, dzięki czemu i nam buzia składa się w uśmiech, szczególnie podczas nasiadówek lokatorów w pokoju Godaia. Ale, ale! Czy nie będzie nadużyciem bezczelnym pominąć muzykę? To twór p. Kenjiego Kawai, stałego współpracownika p. Oshii, ścieżka dźwiękowa bujająca nas w najlepsze przecudnymi rytmami j-popu z lat 80-tych, wesolutkimi lub nachmurzonymi wedle życzenia. Szczególnym zaś przyczynkiem do sławy są diabelsko udane openingi (pięć sztuk) i endingi (sześć), istne szlagiery. Kto kręci nosem na muzykę w Maison Ikkoku, ten być może oglądał serial w zatyczkach do uszu.
Kochani Czytelnicy, seans to raczej długi, stąd należy wygospodarować sobie nieco czasu i uwagi. Niby w zamiarach miał być to dla mnie seans-wypełniacz, coś pomiędzy produkcjami, dajmy na to, bardziej intensywnymi w treści i liczbie odcinków. Nic z tego – Maison Ikkoku zdominował zupełnie moje oglądanie wszelkiego anime na czas dwóch miesięcy, a jakież to były piękne miesiące! Nie żałuję ani chwili. I Wam, polecając ów serial, nie proponuję wyrzucenia czasu w błoto, lecz jedno z absolutnie najważniejszych dzieł japońskiej animacji, świetną adaptację mangi uznawanej za najlepszą spośród narysowanych przez laureatkę Grand Prix de la ville d’Angouleme, prestiżowej francuskiej nagrody dla rysowników komiksowych.
Tymi słowami kończę #bajeksto i dziękuję Wam za tych kilka ostatnich miesięcy czytelnictwa. Życzę Wam, kochani Czytelnicy, wszystkiego najlepszego z nadchodzącym Bożym Narodzeniem i udanego Nowego Roku.
źródło: comment_LEQb0fYmPmAqi21uXFOtDqIgEUWKz3mP.jpg
Pobierz