Wpis z mikrobloga

Część piąta Kampanii DnD którą prowadzę.

Pierwsza część
Druga część
Trzecia część
Czwarta część

Tym razem sesję opisała jedna z dziewczyn która z nami gra, myślę że czyta się to dużo lepiej:)

Postacie:
Gandohar - elfi mag, przywódca
Shagar - półork barbarzyńca
Lia - łotrzyk, elfka
Vivi - mniszka, człowiek
Bjorn - krasnolud, wojownik
Erky - (NPC) gnom, kapłan

Po ciężkiej walce z koboldami drużyna musiała odpocząć. Kapłan wyleczył poturbowanych towarzyszy i udała się na spoczynek. W tym samym czasie mag postanowił przygotować magiczny zwój na wypadek większych kłopotów - rozłożył potrzebne przedmioty na podłodze i zaczął szeptać zaklęcia. Ork pozostawiony samemu sobie, zaczął znosić trupy (bogowie tylko wiedzą w jakim celu) do jednego z kątów pomieszczenia. Po zakończonym sprzątaniu uwolnił pobratymców króla goblinów (Dradak), a Lia sprawnie otworzyła im drzwi do korytarza prowadzącego do ich wioski. Gobliny w mgnieniu oka zniknęły w mroku korytarza.

Niedługo po tym wydarzeniu drużyna udała się do sali, w której znaleźli zejście na niższy poziom. Z czeluści sączył się dziwny fioletowy blask oraz zapach ziemi i zgnilizny. Ork nie chcąc czekać, aż reszta namyśli się jak bezpiecznie zejść na dół, skoczył na najbliższe pnącze. Wyślizgnęło mu się z dłoni! Był tak tym faktem zaskoczony, że nie zdążył ponownie schwytać żadnej liany i spadł 24m w przepaść. Przeżył gwałtowne spotkanie z ziemią ale narobił przy tym dość sporo hałasu, dlatego zanim towarzysze podróży zorientowali się co właściwie się stało, na leżącego Shagara skoczyły dwa szkielety i dwie drzewne skazy. Erky i Bjorn sprawnie spuścili się po pnączach aby ochraniać pechowego barbarzyńcę. Gandohar skutecznie strzelał do przeciwników z góry prz pomocy kuszy, którą zabrał jednemu z marwych kolodów. Elfka nie mogła powtórzyć jego sukcesu ze względu na niewielki zasięg swojego łuku. Vivi skacząc na tę samą śliską lianę co ork źle wymierzyła odległość i tylko dzięki niewiarygodnemu refleksowi była w stanie złapać się pnączy w połowie drogi i bezpiecznie ześlizgnąć się na ziemię. Wraz z krasnoludem rozprawili się z drzewnymi potworami, a kapłan przepędził szkielety przy pomocy jakiegoś zaklęcia. Kiedy Erky leczył barbarzyńcę, a elfy schodziły po pnączach, reszta rozejrzała się po pomieszczeniu.

Źródłem niecodziennego światła okazały się fluorescencyjne grzyby wiszące pod stropem i na ścianach. Podłoże które w pewien sposób złagodziło upadek Shagara było glebą wymieszaną z gnijącą roślinnością i podziemną zwierzyną.Tu i ówdzie rosły kępy grzybów i pojedyncze drzewka. Kiedy elfy dotarły na dno zachwiały się od smrodu zgnilizny jaki uderzył w ich nozdrza. “Mam nadzieję, że to zimne i wilgotne powietrze nie zniszczy moich zwojów” - wyszeptał Gandohar pod nosem. Kiedy barbarzyńca był już w stanie stanąć na nogi, mag postanowił, że trzeba rzucić się w pogoń za szkieletami. Vivi i Bjorn rozentuzjazmowani szybkim zwycięstwem ruszyli w pośpiechu za uciekinierami.

Kiedy dotarli do następnego pomieszczenia zaskoczyły ich dwa szczury i owe szkielety, a za nimi zbliżał się jakiś wielki stwór. Krasnolud zmagał się ze szczurami, a mniszka ze szkieletami które szybko pokonała. Prawdziwym wyzwaniem okazał się ten dziwny stwór, który o dziwo potrafił mówić. Pomiędzy obelgami i obietnicami rozszarpania ich na strzępy, bohaterowie usłyszeli, iż nazywa on siebie “łowcą smoków”. Nie wiedzieć czemu (może z głupoty lub zbytniej pewności siebie) Vivi nie zrażona rozmiarami przeciwnika, z podekscytowaniem atakowała go zarówno pięściami jak i wyzwiskami. Reszta drużyny nigdy nie widziała tak dziwnego zachowania u towarzyszki. Na nieszczęście dla mniszki “łowca smoków” nie był kolejnym słabym goblinem. Zniecierpliwiony “szczekaniem” ludzkiej kobiety uciszył ją jednym uderzeniem wielkiego morgenszterna w głowę. Elf i elfka zszokowani tym co stało się Vivi nie byli w stanie precyzyjnie atakować. Zaklęcia maga nie były tak skuteczne jak powinny, a Lia nie mogła odpowiednio wycelować strzelając z łuku. Kolejny cios potwora spadł właśnie na nią. Pomimo potężnego uderzenia w klatkę piersiową łotrzyk jakimś cudem utrzymał się na nogach. Krasnolud dalej zmagał się ze szczurami, a Shagar postanowił mu pomóc. Niestety nieopatrznie zbiegło się to z szarżą potwora. Cios był tak silny iż odrzucił barbarzyńcę na tyły drużyny. Niewątpliwie byłby to koniec orka gdyby nie interwencja kapłana, który jak się okazało już od kilku minut przygotowywał potężny czar, na wypadek gdyby walka przybrała tak niekorzystny obrót. Szczęśliwie “łowca smoków” rozproszony przez niespodziewany atak Bjorna, który w końcu uporał się ze szczurami, stał się podatny na jeden z czarów maga. Stwór zaczął się histerycznie śmiać co ułatwiło drużynie atakowanie go. Śmiertelny cios zadała Lia, która celnie wymierzyłą strzałę prosto w oko bestii.

Po zakończonej walce przyszedł czas na opatrzenie ran i przeszukanie nierównej jaskini. Patrząc na podłogę pełną plam zaschniętej krwi bohaterzy doszli do wniosku, iż ich walka z potworem nie była pierwszą jaka się tu odbyła. Jedynym ciekawym miejscem okazała się nisza we wschodniej ścianie, którą oświetlały fluorescencyjne grzyby. Podróżnicy znaleźli w niej posłanie z włosów i sierści, tyczkę z plamistą peleryną z czarnego futra oraz dwa duże gniazda z włosia i odpadków. Znajdował się tam również stół, na którym leżało dużo prymitywnej, acz śmiercionośnej broni. Wśród niej elfka wypatrzyła długi miecz, który bez namysłu dołączyła do swego ekwipunku.

Po krótkim odpoczynku drużyna ruszyłą dalej. Skierowali się do wąskiego korytarza w którym znaleźli dziwną rozpadlinę wypełnioną dziurami. W dalszej części korytarza znaleźli kamienne drzwi z głową smoka. Lia po krótkich oględzinach stwierdziła, że drzwi są zablokowane przez zepsuty zamek i nic nie może zrobić. Reszta drużyny nie zamierzała się poddać. Trzech najsilniejszych członków postanowiło wspólnymi siłami otworzyć drzwi. Vivi, Shagar i Bjorn ze wszystkich sił napierali na skalną płytę, która pod wpływem ich wysiłków odsunęła się na tyle aby podróżnicy mogli przejść dalej. Oczom bohaterów ukazało się puste pomieszczenie z jedną pustą tacą. Lekko zawiedzeni brakiem skarbów podróżnicy zawrócili do rozpadliny, od której odchodziły kolejne korytarze. Kiedy tylko ją okrążyli Gandohara skręcił w nowy korytarz. W pewnym momencie uwagę maga przykuła szczelina, z której wydobywało się światło. W chwili gdy nachylił się aby lepiej przyjrzeć się nieznanemu zjawisku zaatakowała go dziwna ognista istota przypominająca robala! Rzuciła się wściekle na twarz maga. Shagar chcąc ratować przyjaciela, który stanął w płomieniach zamachnął się toporem na stworzenie. Trafił, jednak krew istoty była gorąca niczym lawa i poparzyła barbarzyńcę. Kiedy mag i ork wyli z bólu, a reszta drużyny zastanawiała się co robić, Lia znudzona jękami towarzyszy szybko i precyzyjnie ustrzeliła dziwną istotę. Drużyna gasiła maga, a Shagar ze wściekłości przeciął stworzenie toporem i zaczął wyciągać z niego flaki. Zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać z żołądka potwora wypadło kilka lśniących kamieni. Po szybkich oględzinach ani Shagar, ani Gandohar, ani Bjorn nie wiedzieli co to za kamienie. Zapytali więc łotrzyka czy wie czym one są. Oczy elfki zaświeciły się z radości lecz na pytające spojrzenia towarzyszy wzruszyła ramionami i wyszeptała pod nosem, że nie ma pojęcia. Gandohar, wciąż jeszcze będący w lekkim szoku, dał hasło do wymarszu.

W następnym korytarzu znaleźli drewniane drzwi, przed którymi się zatrzymali aby złapać oddech. Nagle do uszu barbarzyńcy dobiegło głośne chrapanie. Po szybkiej naradzie zdecydowali, że wyślą łotrzyka na zwiady. Lia bezszelestnie weszła do pomieszczenia w którym było pełno flakoników i moździerzy z dziwnymi substancjami, oraz pięcioro drzwi. Wrażliwe elfie uszy wychwyciły dźwięki z sąsiednich pomieszczeń. Zza pierwszych drzwi po prawej dochodziło chrapanie, zza następnych stukanie metalu o metal. Z przeciwległej strony słychać było gobliny i popiskiwanie szczura. Lia po cichu wróciła do reszty, zdała relację z tego co słyszała i rozrysowała w kurzu, na podłodze układ pomieszczenia. Gandohar zadecydował, że wejdą wszyscy razem. Podczas gdy łotrzyk bezszelestnie wszedł do pomieszczenia, mag potrącili kilka fiolek, a barbarzyńca potknął się i upadł z głośnym przekleństwem na ustach, zaznaczając tym samym swoją obecność w komnacie. Zza drzwi wybiegły na nich gobliny i otoczyły bohaterów. Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie lecz wprawieni w walce Shagar, Bjorn i Vivi w mgnieniu oka rozprawili się z napastnikami, nawet pomimo tego, iż Lia nie przyzwyczajona jeszcze do nowego miecza o mało ich nie poraniła. Oszczędzili zaledwie dwóch przeciwników, których w trakcie uśpił mag.

Po zakończonym starciu drużyna postanowiłą przeszukać wszystkie pomieszenia. Po prawej stronie (patrząc od wejścia) znaleźli obóz goblinów i kuźnię. Po lewej znaleźli “bimbrownię” jak to ujął krasnolud, która składała się z dziwnej machineri śmierdzącej alkoholemi i kadzi z dziwną substancją. Orkowi nawet udało się jej trochę spróbować ale pomimo jego zapewnień o świetnym smaku trunku reszta drużyny nie dała się namówić na degustację. Do ostatniego pomieszczenia zabrali dwa śpiące gobliny aby tam je przesłuchać. W środku znaleźli jedynie szczura przybitego do deski. Zwierzę popiskiwało i starało się wyrwać z sideł. Shagar obudził jeńców i starał się wyciągnąć z nich informacje jednak nie przyniosło to zamierzonego skutku. Rozsierdzony barbarzyńca chcąc ich nastraszyć toporem, j nie zdając sobie sprawy z powagi “okaleczeń” (ucięta noga, ręka itp.) jakie im zadał, niechcący ich zabił. W tym czasie krasnolud poruszony mizernym popiskiwaniem zwierzęcia postanowił skrócić mu męki i ukręcić łepek. Jednak Bjorn miał straszliwego pecha jeśli chodzi o spotkania ze szczurami, kiedy tylko zbliżył swoją dłoń został dotkliwie ugryziony w palec. Szczur zdechł ale zostawił po sobie małą pamiątkę w postaci jątrzącej się rany. Cała ta sytuacja rozbawiłą resztę drużyny, co wywołało dość kwaśna minę u krasnoluda.

Kiedy się już uspokoili ruszyli do ostatnich drzwi znajdujących się naprzeciwko wejścia. Prowadziły one do korytarza, a on z kolei prowadził do kolejnych drzwi, które procichu otworzyła Vivi. Jej oczom ukazał się dziwny ogród. Jasno niebieskie grzyby rosnące w małych kępach pod stropem, na ścianach i na ziemi rzucały, przyprawiające o mdłości światło iluminujące ściany pomieszczenia. Na owych ścianach Vivi zauważyła płaskorzeźby przedstawiające różne etapy ataku smoków na przedstawicieli różnych ras. Pod jedną z nich stała ławka z prymitywnymi narzędziami ogrodniczymi. W połowie pomieszczenia kamienna posadzka zastąpiona została glebą, na której rosły jakieś mizerne rośliny. Pochylała się nad nimi postać przypominająca “łowcę smoków”. Mag pamiętając o tym jak niebezpieczne okazało się starcie z takim stworem, postanowił od razu użyć mocniejszego czaru. Potwór zaczął się śmiać pod nosem ale nadal nie do końca zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie mu groziło. Widząc to reszta drużyny wspólnie zaatakowała stwora. Starcie było krótkie i konkretne, nikt nie ucierpiał, nie licząc oczywiście martwego monstrum.

Gandohar postanowił, że rozbiją obóz i odpoczną we wcześniejszym pomieszczeniu. Reszta zgodziła się i ruszyłą do korytarza. Lia idąc ostatnia spojrzała jeszcze raz na potwora. Wtedy trybiki w jej umyśle zaskoczyły, już wiedziała dlaczego te dwie kreatury wydawały się jej znajome. “To bugbear!” - pomyślała, a przez głowę przeleciało jej kilka wspomnień. Pośpiesznie ruszyła za towarzyszami nie oglądając się już wstecz.

#dnd #grybezpradu #dungeonsanddragons #rpg
  • 5