Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
96/100

Shinsekai yori (2012), TV, 2-cour
studio A-1 Pictures

Jednym z obecnie kultowych seansów poważnych studio A-1 jawi się ta historia, złudnie reklamowana jako magiczne przygody grupki nastolatków w cokolwiek szytwniacko zarządzanej społeczności, aby przemienić się w istny festiwal szczucia ludzkim upodleniem, którego bohaterami są równie dobrze pp. Orwell i Huxley. Kochani Czytelnicy – SSY to dobry serial, ale przy tym koszmarnie zmanierowany, a jego manierą jest nawarstwiająca się podpucha, która pęka z hukiem, strzelając nam prosto w oczy. Prawdziwe dzieje tego świata i prawdziwy obraz fabuły serialu wylewają się, niby jakaś lawa z wulkanu, a są przy tym porównywalnie niszczycielskie, głównie dla pozostałych produkcji jesieni 2012. No dobrze, ale z czym to się je?

Oglądamy losy świeżo upieczonych uczniów Akademii Mędrców, instytucji kształcącej młodzież sielankowej społeczności Kamisu, niemalże wiejskiej z natury. Młodzież owa już rozbudziła w sobie moce psychokinezy, określane tutaj mianem ‘cantus,’ a typowe dla każdego dorosłego mieszkańca. Ani nauka, ani życie w tej ograniczającej zewsząd społeczności nie są łatwe, co odczuwają na własnej skórze Saki, Maria, Shun i Satoru, grupka przyjaciół. Niby należała kiedyś do tej grupy także Reiko, ale pewnego pięknego dnia zniknęła, a reszta nie jest za bardzo w stanie sobie przypomnieć, czy właściwie kiedykolwiek istniała. Czego uczniowie dowiadują się z ust przypadkiem rozbudzonej podczas leśnej wędrówki sztucznej inteligencji, znany im świat, powstały tysiąc lat po upadku poprzedniej ludzkiej cywilizacji, składa się wyłącznie z psychokinetyków z bardzo konkretnego powodu, zwykłych ludzi nie uświadczy się z racji ich wysiłków, a deprymująco kontrolowana społeczność wielce dba o genetyczny materiał swoich członków, nie wahając się przycinać niesforne gałęzie…

Moment wyjawienia prawdy o świecie to pierwsza cezura serialu, po której oglądamy już w zasadzie seans wolny od wesołkowatego czasem tonu. Zamiast tego wkradają się zewsząd nuty koszmarnej wręcz dystopii. To jednak nie koniec, bowiem tego typu przeskoki jeszcze kilka razy nastąpią, pogrążając tę historię w kuble z rozpaczą po samo dno. Popisowy wątek niby-szczurów, inteligentnych bestii wyhodowanych przez ludzi do niewolniczej pracy, dominuje wszelką dyskusję nt. serialu. Oto w późniejszych partiach serialu szczury, pierwotnie rozrzucone po prymitywnych koloniach, które ludzie pacyfikują dla utrzymania posłuszeństwa, jednoczą się pod berłem przywódcy o Orwellowskim imieniu Squealer, przybierając strukturę dotąd niespotykaną, a wymierzoną ludziom na pohybel.

Tak się dziwnie złożyło, że SSY debiutowało w rok po Meguce, a oba piekielnie wpływowe te seriale łączy w zasadzie identyczna wolta – bywa pięknie i miło, a potem nagle nie. Być może jest to porównanie niesprawiedliwe, bowiem SSY, mimo wszystko, do momentu zagrania w otwarte karty sprytnie sączy swoją niepokojącą atmosferę, pozwala sobie również na zupełnie inną definicję rozmachu – zamiast scen ‘epickich’ mamy raczej epicką skalę przedsięwzięcia pod względem koncepcyjnym. I tak problemy społeczności psychokinetyków wywodzą się bezpośrednio z jej działalności na przestrzeni wielu lat, samych założeń systemowych, walących się w rękach eksperymentów, których nie powinno się nigdy przeprowadzać – Meguca, serial przecież zupełnie odmienny, skradł jednak bezczelnie pazur tej wolty. Niefortunne spóźnienie, bowiem SSY to adaptacja powieści z 2008.

Adaptowano ją przede wszystkim dłońmi p. Ishihary, reżysera słynniejszego zdecydowanie bardziej z designów, który jak na złość tutaj designów nie uprawiał. Wprawia się tu w ruch idylliczne krajobrazy, po których szwendają się bohaterowie nagryzmoleni w stylu już przysłowiowo chyba kojarzonym z mijającą dekadą – cieniutkie kontury, koszmarnie płaskie kolory. I o ile mało interesująco się prezentują, to znacznie lepiej wypadają głosowo. Najwięcej nasłuchamy się żeńskiego duetu pp. Endou i Hanazawy (Saki, Maria), a także męskiego pp. Aonumy i Asahiny (Shun, Satoru). Ledwie rozpoznawalny p. Namikawa gra zaś rolę życia jako Squealer, sepleniąc i mamrocząc coś po szczurzemu, za plecami stale kryjąc nóż.

Nie zrozumcie mnie proszę źle – SSY to autentycznie dobry serial, jednak nie ma za grosz gracji w dawkowaniu swojej dystopii. Gdy daruje sobie już sączenie jej przez szpary, będzie do końca seansu wylewał ją nam na głowy z wiadra, wyrzuciwszy precz subtelność wyrazu. Zyskuje dzięki temu szeroko pojęty ton katastroficzny, umyka jednak klimat odkrywania jak głęboko odgórny zamysł przenika wszystkie sfery życia bohaterów. Szczurzy wątek ratuje drugą połowę, bez niego już się nieco gubiącą. Zgrabnie wykorzystuje pozostawione znacznie wcześniej plot hooki, a nas eskortuje bezboleśnie do wielce bolesnego dla bohaterów finału. Co tu polecać – dawno każdy powinien był się z serialem zapoznać, to jeden z klasyków tej dekady.
Pobierz tobaccotobacco - #anime #bajeksto
96/100

Shinsekai yori (2012), TV, 2-cour
studi...
źródło: comment_iIcE7vbsL8q7IEh6iFf8AZuwuUGf6xH0.jpg
  • 3