Aktywne Wpisy
ZenujacaDoomerka +39
Komary to są takie debile. Po co on podchodzi mi do ucha skoro wie że zginie przez to śmiercią tragiczną? Lata ewolucji a one dalej bez mózgu
blackout77 +2
mhmm #famemma
Skopiuj link
Skopiuj linkWykop.pl
#lacunafabularnieczarnolisto
Po śmieci Habemusa-Papy, Byrdie postanowiła opuścić Louis Colony. Mówiło się, że tracąc przyjaciela, straciła także jedyny powód trzymający ją dalej w tym zapomnianym przez normalność mieście. Prawdziwy powód był jednak dużo bardziej prozaiczny, albowiem wraz z śmiercią Papy, Abercrombie przestał płacić Byrdie pensje, toteż postanowiła się spakować, i poszukać pracy na pustynii.
— Hej głosie z nieba, możesz się zamknąć? Denerwujesz mnie.
— Nie mogę, albowiem jestem Narratorem tej historii.
— To chociaż podrzuć trochę jedzenia, głodna jestem...
— Zabrałaś z sobą cały plecak żywności, gdzie on się podział?
_bek
— Te, Narrator. Mylisz, że ta czaszka bizona jest zjadliwa? — powiedziała wskazując na znajdujący się niedaleko czerep — w ogóle, dlaczego zawsze widzi się tylko czaszkę bizona, gdzie reszta szkieletu? Karły zabrały, czy jak.
— Niepisana zasada tanich westernów.
— Czego?
— Twoi praprawnukowie będą wiedzieć.
Zmęczenie, głód i pragnienie z każdą minutą coraz bardziej dawało się Byrdie w znak. W pewnym momencie, niczym prowadzona ręką Boga, obróciła swoją głowę w lewo, aby zobaczyć małą smużkę dymu, która oznaczała tylko jedno – cywilizacje.
.
.
.
obróciła swoją głowę w lewo...
.
.
.
#!$%@?, BYRDIE POPATRZ SIĘ W LEWO
...
W to drugie lewo...
— Dym! Dym oznacza ogień, ogień oznacza piec kaflowy, piec kaflowy oznacza chleb, a chleb oznacza okruchy, za pomocą których zwabię ptaszory, które następnie zjem na surowo. Dalej Narrator, biegniemy!
Kilka kilometrów i omdleń później
Obóz, tipi, JEDZENIE — zakrzyknęła Byrdie, po czym wgryzła się w pierwszą napotkaną rzecz. Na jej nieszczęście, tą rzeczą okazała się zwęglona, drewniana gałązka.
— Witaj, zbłąkana istota. Widzę po tobie, że jesteś głodna. Czyżby to właśnie zew żołądka sprowadził cię do mnie? — przed Byrdie znienacka pojawił się stary Indianin, jego liczne ozdoby i błyskotki wskazywały na jego silne połączenie z duchami. Oprócz tego, obok stał kolejny Indianin, młodszy i wyższy.
— Nazywam się Tańczący Wąż, a to mój pomocniko-ochroniarz, Biały Kuropatw. Przebywam na tej pustyni z polecenia duchów. Powiedziały mi w tajemnicy, że wkrótce spotkam na tej ziemi, czempiona który pomoże pokonać blade twarze.
— I co, to ja mam być tą bohaterką?
— Ty? Nie rozśmieszaj mnie, widać po tobie, że nie pokonasz nawet pasikonika. Ale moje haluksy zaczynają się odzywać, także idźmy do tipi, a wszystko ci pokażę.
— Czekaj dziadku, mam kilka pytań. Dlaczego nazywasz się Tańczący Wąż skoro węże nie mają nóg, po drugie dlaczego nazywasz się Tańczący Wąż skoro węże nie mają nóg, i co najważniejsze dlaczego nazywasz się Tańczący Wąż skoro węże nie mają nóg?
— Pozwól, że ci zademonstruje. Kuropatwie, dzisiaj.
Na sygnał swojego mistrza Biały Kuropatw wyjął zza pasa kilka różnokolorowych piór, po czym zaczął nimi machać przed twarzą starego Indianina. Kilka machnięć wystarczyło, aby jego oczy zaszły mgłą, z ust zaczęła się toczyć piana, a ciało zeszło do podłogi przy konwulsyjnych drgawkach. Mimo wszystko, ruchy te były pełne gracji.
— Brawo, brawo — powiedziała Byrdie
— On jest genialny! — krzyknął Agustin Agurrola
— Trzy razy tak, przechodzisz dalej! — skończyła Agnieszka Chylińska
Jeden atak epilepsji później
Tańczący Wąż kiedy doszedł już do siebie, zaprosił Byrdie do tipi gdzie Byrdie czekała indiańska inicjacja. Biały Kuropatw niestety nie mógł brać udział w ceremonii, zajęty poganianiem tych obcych ludzi, próbujących zaprosić szamana do „talentshow”. Dziwne.
— A więc córko Ziemi, aby zostać prawdziwym Indianinem, musimy zacząć od podstaw, a więc od imienia. Wiedz, że nasze imiona to coś więcej niż słowa. Pierwszy człon, to coś co nasz wyróżnia, odznacza nas. Drugi, to nasze duchowe zwierzę do którego jesteśmy podobni, z którym jesteśmy związani. A więc, może powiesz coś o sobie, coś naprawdę ważnego i pomyślimy jaki zwierzak wziął cię pod opiekę.
— A więc tak, urodziłam się...
— Nie, nie, nie, tylko najważniejsze rzeczy.
— No więc cóż... Ooo, a nie... hmm... Mam hemoroidy!
— To na pewno jest coś znaczącego?
— Nic innego nie wymyślę — odparła bez namysłu
— Eeee, a więc, khe. Twój.. tył krwawi, jest pełny soku życia. I tak samo jest w komarzyc, które okradają nas z życia, by później przekuć je w swoje dzieci. I choć to porównanie nie ma sensu, to nic lepszego nie wymyślę, tak więc od dzisiaj zwać się będziesz Komarzycą. A teraz porozmawiajmy o pierwszym członie imienia.
pryk
— Zwęglone drewno nie służy mojemu brzuchowi, ooo...
pryk, pryk_
— Ale #!$%@? — powiedziała Byrdie
— Ale #!$%@? — powiedział Tańczący Wąż
— Ale #!$%@? — powiedział Narrator
— W tym smrodzie nie da się wytrzymać, musimy stąd uciekać! — zakrzyknęł Tańczący Wąż
— Ale jeszcze nie wybraliśmy mojego indiańskiego imienia — zaprotestowała Byrdie
— Od dziś nazywasz się Pierdząca Komarzyca, a teraz przesuń się z drogi, bo zaraz się udusze...
I tak, w smrodzie gazów ododbytniczych, w tipi szamana-epileptyka narodziła się nowa historia, historia Byrdie – Pierdzącej Komarzycy!