Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
69/100

Mushishi (2005), TV, 2-cour + 2x1-cour + 3x specjale
studio Artland

Kontynuując wątek iyashikei nie sposób zignorować produkcji dla tego podgatunku absolutnie kultowej, a jednak nietypowej – tutaj bohaterom dzieje się wiele złego, czasem z własnej winy, czasem zupełnie bez specjalnego powodu, zaś główny bohater stara się problemom ludzkim zaradzić w granicach możliwości swojej profesji, zaledwie niekiedy angażując się całym sobą. Wyciszenie i ukojenie przynosi serial Mushishi w nieco inny sposób – wszystkie te spadające na głowy klientów tytułowego mushishi (mushi-znawcy, w wolnym przekładzie) to element natury tego świata, do którego uczymy się nie mieć nigdy żalu.

Złe rzeczy przytrafiać mogą się ludziom dosyć przypadkowo, a niekiedy nie sposób dać im kompletny odpór. Wszystko to kwestia znalezienia się w złym miejscu, o złej porze. Może tak być, że padnie człowiek ofiarą mushi – obrazowo wyjaśnionych jako najprostszych form życia, na drabinie bytów stanowiących same korzenie. Te przybierają formy na poły żyjątek, na poły zjawisk naturalnych, potrafią opętać człowieka, jednak kierują się zawsze instynktem przetrwania. Mushi wykazują skłonność do poszukiwania pożywienia, rozmnażania się, umierania. Rzeczą mushishi jest prawidłowo zidentyfikować mushi i dbać o to, by światy ich i ludzi nie przynosiły sobie wzajemnie szkody.

Naszym bohaterem jest Ginko, podróżujący po Japonii reprezentant tej profesji, który pomaga napotkanym ludziom z ich problemami. Ginko cyklicznie odwiedza ważne skupiska mushi, domostwa swoich znajomych, ulubione miejsca na biwak, jednak nigdzie nie zatrzymuje się na dłużej ze względu na rzadką przypadłość – skupia on wokół siebie okoliczne mushi, co w dłuższej perspektywie mogłoby powodować zakłócenia w lokalnym ekosystemie. Tym ostatnim słowem można najśmielej chyba określić to, w jaki sposób Ginko postrzega mushi i ludzi – nauczony doświadczeniem wie doskonale, że obie grupy stworzeń będą żyły ze sobą zawsze, zaś jego rolą jest pośredniczyć między nimi, oraz regularnie naprawiać nadużycia z obu stron.

Fantastycznie się śledzi podróże Ginko ze względu na jego charakter. To już człowiek niemłody, otrzaskany w swojej profesji ekspert, który unika wielkich emocji związanych z działalnością istot czasem przecież śmiercionośnych. Chyba wyłącznie dzięki postaci Ginko nigdy nie obwiniamy zbyt szczerze mushi o jakiekolwiek przypadłości ludzkie, bowiem on sam nigdy tego nie robi. Rzadko się denerwuje, niemal wyłącznie na bezmyślne okrucieństwo. Że ludzie ignorują dosyć rutynowo jego polecenia i porady – zdążył się dawno przyzwyczaić. Nie może jednak nigdzie zostać na dłużej, zatem musi wykazywać się wielkim taktem i empatią w celu rozwiązywania na poczekaniu problemów swoich klientów, zostawiając u nich często niedosyt. Nam, widzom, daje tym ukojenie.

Podróże przez Japonię bardzo rzadko zahaczają o miasta, Ginko zazwyczaj kręci się po chałupinkach na wygwizdowie, małych wioskach, czasem rozwiązuje problemy pojedynczych osób, napotkanych w szczerej głuszy. A głusza jest tutaj, śmiem twierdzić, zapierająca dech w piersi. Mushishi to najładniejsze przedstawienie natury, jakie do tej pory powstało, twierdzę to w pełni świadomie i nie boję się posądzenia o arogancję. Podróże Ginko mają miejsce we wszystkich porach roku, zaprowadzają go w rozmaite japońskie krajobrazy, a te są bez wyjątku piękne. W portfolio studio Artland zupełny rodzynek, jako że powstał Mushishi pomiędzy produkcjami bardziej typowymi – komediami ecchi, i to wcale nie przesadnie dobrymi.

Piękno krajobrazów jest jeszcze uwydatniane przez subtelną ścieżkę dźwiękową, stanowiącą w większości przypadków delikatne plumkanie na tym czy innym azjatyckim instrumencie, wspomagane niekiedy gitarą akustyczną. W zasadzie jedyną postacią, która przewija się przez cały serial, jest sam Ginko, grany świetnie i z polotem przez p. Yuto Nakano. To często cynik i kpiarz, jednak nie zdarza mu się drwić z ludzi po złości, jest w tym bardzo autoironiczny i naturalny. No i ciągle pali kiepa, co z automatu winduje go w rankingu postaci z anime na wyżyny. Czasem słyszymy narratorkę, p. Mikę Doi, której przypada także większa rola w jednym z odcinków serialu.

Nie powinno się Mushishi oglądać z marszu, uprzedzę od razu. Odcinek dziennie to dawka i tak solidna, jako że serialu czeka Was grubo ponad 40 odcinków, plus garść nieco dłuższych dodatków. Jest on przy tym niechronologiczny, więc możecie równie dobrze wybierać sobie odcinki na chybił-trafił, a numery ulubionych notować na potrzeby ponownych seansów. Genialna formuła, znakomita oprawa audio-wideo, teatr jednego aktora, bardzo przy tym charyzmatycznego – Mushishi to klasyk, i powinien być wymieniany jednym tchem z Arią, czy szczególnie z Natsume Yuujinchou, jeżeli chodzi o tej podgatunek. Polecam, jak najbardziej.
źródło: comment_XTywc7xpOUhQx7aHovhSigRWV76sjmhV.jpg