Wpis z mikrobloga

Babcia Zosia i wszystkie ciotki upierały się, by nadać mi imię Bieluchna. To dlatego, że urodziłam się białowłosa i wszystkie kobiety w rodzinie radowały się, że będę blondynką. Ludowa mądrość mówi bowiem, że blondynki mają łatwiej w życiu.
Pomysł imienia podsunęła babcia. Jakaś jej przodkini - żyjąca na przełomie XVI i XVII wieku – tak się właśnie nazywała. Mojej matce Bieluchna średnio przypadła do gustu, więc usiłowała przekonać pozostałych, że skoro do rodu Hołowniów należały także bardzo liczne Katarzyny i Joanny, to może lepiej byłoby wybrać któreś z powyższych imion. Babcia, matka oraz ciotki sprzeczały się o tę nieszczęsną Bieluchnę całymi dniami, więc ojciec – znużony ciągnącym się konfliktem – napomknął, że jego pierwsza dziewczyna miała na imię Wiesława, a Wiesława to, jego zdaniem, dobry kompromis między pospolitością Katarzyny a ekstrawagancją Bieluchny.
- Wiesława! A to żeś wymyślił. O. Kro. Pnie – wybrzydzała ciocia Bożena, opalając się na leżaku i plasterkami ogórka zwilżając powieki.
Ciocia Bożena zawsze nosiła ogórki na oczach i uważała, że opalanie się jest esencją istnienia każdej szanującej się kobiety. Nawet wtedy, gdy zdiagnozowano u niej czerniaka.
- Słońce jest lekiem na wszystko. Ten czerniak zrobił się od słońca i od słońca zniknie – mawiała ciocia, liżąc plasterki ogórka tak, jakby to były znaczki pocztowe.
Polizane ogórki podobno lepiej trzymają się oka.
- Sławek, ty to się lepiej nie wtrącaj, o takich sprawach decydują kobiety – rzekła babcia. – Bieluchna będzie i koniec.
Dopiero moja matka, stając w obronie ojca, podjęła ostateczną decyzję:
- A mi się Wiesia podoba. Na pierwsze będzie miała Kasia, na drugie Wiesia. Kasia Wiesia. Ładnie.
- Bardzo ładnie. Zobaczycie, że Wiesia będzie się wszystkim podobać! – przyklasnął matce ojciec.

Prawie nikomu nie podobało się moje drugie imię.
- Nie pasuje do ciebie – powtarzały koleżanki ze szkoły.
Nieznajomi mawiali zaś:
- Wiesia kojarzy mi się z wsią.
Najczęściej jednak reagowano na moje drugie imię w następujący sposób:
- Wiesia? Hahaha.
Ja jednak nie miałam zamiaru się siebie wstydzić.
Swoją drogą, pamiętam, jak niegdyś z mojego okręgu kandydowała do sejmu pani Marianna Fiut. Pani Fiut miała bardzo intrygujące hasło wyborcze. Brzmiało ono: „Marianna Fiut – kandydatka z jajami.” Pytana o to, czy nie wstydzi się swojego nazwiska, odparła:
- Być może kiedyś nazwisko „Kaczmarek” też kiedyś będzie się wszystkim kojarzyło dwuznacznie.

#nunkunpisze
  • 1