Wpis z mikrobloga

- Jaki adres? - pyta lekarz, którego wezwałam udręczona silną alergią - dosłownie i w przenośni - zachodzącą mi za skórę.
- Farnetella 30.
- Proszę pani, takie miejsce nie istnieje na mapie tego świata.
- Na mapie może i nie, ale w rzeczywistości tak - przekonuję. - Mogę wysłać współrzędne, z nawigacją pan trafi.
- Nie da rady. Muszę podać dokładny adres w rozliczeniu dla ubezpieczyciela. Poza tym nie używam nawigacji. Czy może mi pani wytłumaczyć tak normalnie, jak mam dojechać?
- Jedzie pan od Sinalungi w kierunku Farnetelli, mija zamek, jakieś 2 kilometry dalej będzie zatoczka i zjazd w drogę gruntową. Leży tam teraz martwa sarna. Co prawda została już tylko głowa i kopytka, ale na pewno pan trafi.
- I daleko tą polną drogą trzeba jechać?
- Jakieś dwa kilometry, aż będzie rozjazd, wtedy w prawo, i jeszcze kilkaset metrów przez sad oliwny. Przed domem stoi czarna Honda na polskich blachach.
- Czyli najpierw do Farnetelli... - powtarza doktor, a ja wciąż puchnąc raptownie, uświadamiam sobie, że nazwa mojego miejsca zamieszkania brzmi w dopełniaczu jak jakieś małe, spiralne, włoskie kluseczki.
Farnetelli.
Lekarz, oczywiście, nie trafia. Światło przed domem zapala się automatycznie w środku nocy, jak zawsze, gdy przy fotokomórce przefruwa ćma pawica albo dwa wygłodniałe nietoperze, sypiające w składziku na drewno. Nietoperze po włosku to "pipistrelli".
Swoją drogą, uważam, że "pipistrelli" to też stosowna nazwa dla makaronu.
Tym razem jednak nic fruwającego nie wywołało żarówek z wilgotnej ciemności. Było to żółte Punto cabrio, którym przyjechała bezzębna kobieta w garsonce i średnim wieku.
Odwiedza nas każdego dnia, ale gdy tylko ktoś wychodzi z domu, oddala się z chlupotem błota pod buksującymi kołami.
Czasami o świcie przemyka z lornetką między oliwkami, ukradkiem zaglądając w okna.
- To wariatka - tłumaczy ogrodnik pielęgnujący drzewa oliwne. - Ona zawsze musi kogoś śledzić. Wybrała sobie właścicielkę tego domu, a skoro teraz jej nie ma, to uwzięła się na panią.
- Już dawno powinni ją zamknąć w psychiatryku - powtarzają rolnicy w rytm pyrkotu traktora i zgrzytu sekatorów.
Od jednej z kobiet dowiaduję się, że to żona ogrodnika, który wdał się w romans z właścicielką domu zamieszkiwanego obecnie przeze mnie.
- To dobra kobieta, teraz taka jest biedna. Smacznie gotuje - moja rozmówczyni tłumaczy współczującym tonem.
Ogrodnik od lat ma liczne kochanki, ale zamiast się rozwieść, wplątuje całą Farnetellę w wojnę płci.
Jego żona kuca za kamiennym murkiem, bacznie mnie obserwując.

#nunkunpisze
  • 6