Wpis z mikrobloga

Mamy weekend wyścigowy, miał być odcinek o wyścigu - pisałem o GP Singapuru 2009, ale artykuł wyszedł mi beznadziejny, i nie nadaje się do publikacji. Postanowiłem zatem, że wracamy do szkalowania naszego ulubionego kierowcy.

Dziś w cyklu #krotkahistoriaof1 - Krótka historia o karierze w F1 Fernando Alonso. Odcinek szósty.

Dla nowych osób w naszym kółku adoracyjnym, linki do poprzednich odcinków serii:
- Odcinek 1: okres 1999-2006.
- Odcinek 2: pobyt w McLarenie.
- Odcinek 3: sezon 2008
- Odcinek 4: sezon 2009 i transfer do Ferrari
- Odcinek 5: pierwsza połowa sezonu 2010

Kolejne wyścigi to pokaz, że Ferrari wraca do walki o mistrzostwo - Felipe stracił prawo do kończenia wyścigów przed Fernando, więc nie dziwi fakt że w walce o czołowe pozycje liczył się tylko jeden czerwony samochód. Na Węgrzech Alonso dojeżdża na P2, bo Webber był poza zasięgiem - ale ważne było to, że Ferrari pozamiatało McLarena, który nie był w stanie nadążyć nawet za tym drugim czerwonym pojazdem, i ledwo wywiózł punkty. Na Spa mamy typową belgijską pogodę - z jednej strony toru deszcz, a z drugiej słońce. Śliski, wilgotny tor zaskakuje wszystkich w ostatniej szykanie, i niemal cała stawka zgodnie przestrzeliwuje punkt hamowania, i jadą prosto XD To aż trzeba pokazać. Alonso miał tu wyjątkowego pecha, bo nawet wyczuł punkt, tak samo jak Vettel przed nim - ale z kolei z tyłu Rubens już tego miejsca nie wyczuł, i uderzył w tył samochodu Ferrari. Barrichello swój wyścig skończył, a bolid Alonso chyba tylko dzięki względom potwora diabelskiego szatana przetrwał tą kolizję, i Fernando mógł kontynuować - co prawda z końca stawki, bo przy okazji zjechał na pit stop i zmienił opony na przejściówki - ale mógł jechać dalej. Zmiana na intery okazała się chybiona, i chwilę później wrócił po slicki. Fernando powoli przebijał się do punktowanej dziesiątki, aż do końcówki wyścigu, i powrotu opadów deszczu. Na przejściówkach Alonso popełnia błąd, i uderza w bandę na wyjściu z zakrętu Malmedy.

Zero punktów w Belgii Fernando odbił sobie w najlepszy możliwy sposób, pokonując Buttona w walce o zwycięstwo w GP Włoch. Dzięki Fernando, zespół Ferrari wygrał GP Włoch na Monzy po raz pierwszy od czasów Michaela Schumachera. To chyba był moment, kiedy w zespole naprawdę uwierzono w to, że Fernando jeszcze może dogonić Webbera, i wywalczyć to mistrzostwo. Tak, Webbera - Alonso w tamtym momencie był przed Vettelem w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata, a po kolizji Hamiltona z Massą, to właśnie Webber prowadził w mistrzostwach. Walka o tytuł zasługuje na szerszy opis niż tylko perspektywa czerwonego garażu, tam co wyścig ktoś tracił i odzyskiwał szanse na tytuł, obiecuję że kiedyś do tego wrócę.

W kolejnym wyścigu, w Singapurze, Alonso odnosi kolejne zwycięstwo - po świetnym występie w kwalifikacjach (o włos pokonał Vettela), w wyścigu powstrzymuje szarżującego kierowcę Red Bulla. Za jego plecami Hamilton ma kolejną kolizję, tym razem dostaje strzała od Webbera, i traci kolejne punkty - co sprawia, że Alonso wyprzedza go w klasyfikacji generalnej, i wskakuje na drugie miejsce. W Japonii Alonso ma trochę szczęścia, że w Renault jakiś patałach nie przykręcił koła w samochodzie Kubicy, i ten wypada z wyścigu zanim ten się jeszcze zaczął. Wyścig to kolejne plucie w twarz McLarenowi, bo te samochody nie mogą nadążyć za czerwonym bolidem. Zupełnie inaczej jest z przodu - Alonso bez problemu jest w stanie nadążyć za Red Bullami, gdzie wciąż nie decydują się na team orders, nie chcąc zniżać się do poziomu czerwonych.

GP Korei z kolei to powrót kabareciku. Nie od dziś wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, ale aż przypomina się GP Chin z roku wcześniej - wtedy jakoś Alonso nie przeszkadzały warunki, w których Button nie był w stanie nic zobaczyć. I o ile przy intensywnych opadach cała stawka była zgodna, że warunki nie nadają się do jazdy, o tyle po czerwonej fladze - gdy opady osłabły - większa część stawki przestała mieć opory do ścigania się. Jedynymi dwoma płaczkami, zupełnie przypadkiem, byli Mark Webber (lider mistrzostw świata, jeszcze), i Fernando Alonso (wicelider mistrzostw świata, także 'jeszcze'), warto przypomnieć słynne "worst conditions I've ever drove a car". Z kolei kierowcy którzy musieli gonić (Lewis Hamilton), twierdzili że to po prostu mokry wyścig, i że można - a wręcz trzeba się ścigać. Po pewnym czasie Charlie Whiting dał się przekonać, i puścił wyścig. Długo to nie trwało, bo już chwilę później Webber rozbił się - Alonso znowu sprzyjało szczęście, bo gdy Webber po odbiciu się od bandy wracał na optymalną linię jazdy, Alonso zdołał go ominąć. Tego szczęścia nie miał Nico Rosberg, który dobrze czuł się na mokrym torze, chyba pierwszy raz od swojego debiutu w F1 (przyszłość pokazała, że być może i jedyny). Alonso jechał na P2, za plecami Vettela, aż do pit stopów. Wtedy problemy z nakrętką za 1000 dolarów sprawiły, że stracił pozycję i spadł na P3. Hamilton jednak popełnił błąd na jednym z następnych okrążeń, i Alonso odzyskał swoją drugą pozycję.
Wyścig trwał, i robiło się coraz ciemniej - słońce powoli zachodziło za horyzont, na co bardzo uwagę zwracał Vettel. Możliwe że z tego powodu jego tempo spadło, chociaż za bardziej prawdopodobną przyczynę pogorszenia czasów okrążeń uznawałbym postępujący spadek mocy silnika, który ostatecznie doprowadził do jego unieszkodliwienia. Aż oczy się pocą jak się widzi dreptającego na krzesełku Adriana Neweya, zamartwionego że jego klątwa po raz kolejny daje popis - wtedy uchodził za konstruktora, którego konstrukcje są niezwykle szybkie - ale także i bardzo zawodne. Na skutek awarii Vettela prowadzenie w wyścigu objął Alonso, i dojechał na tym prowadzeniu do mety. Masturbacjom w czerwonym garażu nie było końca, a w boksie spod znaku puszek zapadł marazm - wszyscy zakładali, że żeby pokonać Alonso, muszą zniżyć się do jego taktyk, i postawić na jednego byka, a nie rozgrywać obie ręce (hm, w odniesieniu do kart angielskie 'hand' brzmi lepiej niż polska 'ręka') - i trzeba było raczej grać na Webbera (10 punktów straty), niż na Vettela (25 punktów straty, matematyka pozwalała mu stracić szanse na mistrzostwo już po kolejnym wyścigu). McLaren przez swoje #!$%@? podejście niby był w grze, ale wszyscy i tak nastawiali się na rozstrzygnięcie między Alonso a Webberem. Fernando oczywiście nie byłby sobą, jakby nie #!$%@?ął jakiegoś głupiego tekstu - dlatego stwierdził, że "trzyma Red Bulla za słowo, i że potraktują kierowców tak samo, nie wymuszając przepuszczania". Dobrze, że Fernando dba o takie postawy, i pewnie sam nigdy nic takiego by nie wymyślił, bo zasady fair play przedkłada ponad wszystko.

No cóż, Red Bull nie zagrał na Webbera, przynajmniej w Brazylii. Po zamieszaniu na mokrym torze w kwalifikacjach (burdel do tego stopnia, że Pole Position zdobył Hulkenberg), Red Bull zachował się jak korpo, utrzymując pozycje obydwu kierowców - Vettel przed Webberem. Pozwoliło to nieco zbliżyć się zarówno jednemu, jak i drugiemu kierowcy - choć zamiast odrobić 10 punktów (i defacto zrównać się z Alonso), Webber odrobił zaledwie trzy. Oznaczało to, że na ostatni wyścig - do Abu Zabi - Alonso (246) prowadził przed Webberem (238, -8) i Vettelem (231, -15), co Red Bullowi wciąż dawało dwie karty do rozegrania. Hamilton jeszcze matematycznie się liczył (222, -24), ale była to tylko iluzoryczna szansa. A sam wyścig w Brazylii? Nuuuudy, najciekawszym wydarzeniem był chyba wypadek Force India - ale było to tak bardzo bez znaczenia, że nawet nie pamiętam czy był to Sutil, czy Liuzzi.

Meldujemy się w Abu Zabi, na zaledwie drugim wyścigu w historii na tym torze - ale pierwszy raz miał to być 'title decider'. W kwalifikacjach zawiódł Webber, który zameldował się za plecami wszystkich pretendentów do tytułu, i jeszcze dodatkowo Jensona Buttona, lądując na P5. Vettel i Hamilton byli daleko z przodu, ale Alonso wyglądał na kierowcę, który spokojnie dowiezie podium - trzecie miejsce dawało mu mistrzostwo pod warunkiem, że Webber nie wygra, a przy słabszej dyspozycji Australijczyka wydawało się to mało prawdopodobne. Sam wyścig też możemy uznać za straszne nudziarstwo, bo w sumie było to 55 okrążeń pełne braku jakiejkolwiek akcji, aczkolwiek - był to ciekawy wyścig dla entuzjastów strategii. Mieliśmy bowiem zobrazowane dwa zupełnie różne podejścia. Pierwsze, zaprezentowane przez Webbera - szybki postój po twarde opony (nieco wymuszony, podejrzewano uszkodzenie opony po otarciu bandy), ale mogło to pozwolić na uniknięcie brudnego powietrza w samochodzie, który ciężko będzie wyprzedzić ze względu na podobne tempo, i w ten sposób taki 'prototyp undercuta'. Problem w tym, że Webber stracił nieco czasu za Alguersuarim, i Alonso zjechał chwilę potem, aby pokryć postój Webbera - tym sposobem mógł kontrolować Australijczyka, a gdy reszta zjedzie, Alonso wróci na P3 albo P4, i zdobędzie tytuł. No to jak myślicie, czy ten plan się udał? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
No może nawet i by się udał, gdyby nie pewien sympatyczny rosjanin, zwany "ruską rakietą z Wyborga". Zjechał on po twarde opony gdy na torze był SC po wypadku Schumachera z Liuzzim, i miał w planach jechać aż do mety. Traf chciał, że Alonso po swoim postoju znalazł się za jego plecami. Na świeżych oponach, i dysponując dużo szybszym autem powinien bez problemu go wyprzedzić, nie?
Przejdźmy na chwilę na czoło stawki - dłuższy stint na miękkich oponach pozwolił wrócić liderom na czołowych pozycjach, i nie musieli oni się użerać z maruderami (jedynie Hamilton nadział się na Kubicę, co uniemożliwiło mu pogoń za Vettelem). Opony Bridgestone (dla których był to pożegnalny wyścig, po 14 sezonach obecności w F1) zużywały się wolniej niż to co znamy dzisiaj, a zatem różnica wynikająca ze świeżego kompletu nie była tak drastyczna jak to mamy teraz. Dzięki temu wydłużone stinty sprawiły, że czołówka utrzymała swoje pozycje.
Wróćmy do rynsztoka, gdzie Alonso jest karmiony jakimś #!$%@? jak to niesamowicie wielki jest jego talent, i żeby go użył XDDDD Pietrow nawet nie musiał się jakoś specjalnie wysilać żeby obronić się przed sfrustrowanym hiszpanem, wystarczyło jechać swoje. Alonso zorientował się, że stracił tyle czasu za Pietrowem, że nagle i Vettel stał się zagrożeniem dla jego mistrzostwa (przy wygranej Vettela, Alonso potrzebował być na czwartym miejscu. Szybka kalkulacja, i z przodu mamy oprócz Vettela także Hamiltona, Buttona, Rosberga, a nawet Kubicę i tego przeklętego Pietrowa. Jedyna nadzieja w... HAMILTONIE? No może nawet by była, gdyby nie świetna obrona Kubicy przed naprawdę mocno naciskającym Lewisem.
Zakończenie pewnie znacie - wyścig wygrał Vettel, przed McLarenami, Rosbergiem i obydwoma samochodami Renault. Nikt nie miał na tyle poczucia fair play co Felipe Massa, żeby oddać pozycję boskiemu Fernando i oddać mu trzeci tytuł mistrza świata. Nasz ulubieniec oczywiście przyjął porażkę z godnością.

Tyle w tym odcinku, na następny naprawdę trzeba będzie trochę poczekać. Ten który właśnie przeczytaliście planowałem opublikować dużo później, gdy będę miał napisaną zadowalającą mnie część kolejnego epizodu.

Wybaczcie mi słabą jakość zdjęcia, chciałem koniecznie to ujęcie - ale myślałem, że istnieje w lepszej jakości. ( ͡° ʖ̯ ͡°)

#f1 #krotkahistoriaof1 <-- polecam obserwować, łatwiej będzie odsiać od reszty powrutowego spamu na głównym tagu.
fordern - Mamy weekend wyścigowy, miał być odcinek o wyścigu - pisałem o GP Singapuru...

źródło: comment_L9YheJ1Zo3IWYX2tGIgGsWBFifXtETwq.jpg

Pobierz
  • 10
@fordern: no trudno żeby niechęć jakiegoś Mirka z Polski była przyczyną takich zachowań Alonso ( ͡° ͜ʖ ͡°)
każdy ma prawo mieć sympatie i antypatie, natomiast z oczywistych względów implikują one brak obiektywizmu, co przy pisaniu o "historii" jest niepożądane, bo powstają wtedy apokryfy, a nie faktyczne relacje.

natomiast szanuję oczywiście włożoną pracę.
@fordern: ten strzał od Webbera to celowo? Bo ja kojarzę Lewisa po zewnętrznej, który za mocno przyciął. Chyba, że Mark zrobił to co Seb w Australii 2009, puścił hamulec. Ale zawsze kojarzyłem to jako incydent z większą winą Lewisa.

A Abu Zabi i pit stop Webbera - kojarzę teorię, że to była przynęta Red Bulla, żeby Seb miał szansę i żeby Alonso spadł ¯\_(ツ)_/¯
via Android
  • 0
@revlayup: Jeżeli masz na myśli Singapur - wątpię żeby to było celowe, ryzykował też tym że sam może nie ukończyć wyścigu - a po słabych punktach na Monzy, musiał zapunktować bo grupa pościgowa była coraz bliżej.

Hamilton był po zewnętrznej, i do tego już z przodu. W mojej opinii oskarżanie Hamiltona to tak jakby oskarżać Kubicę za wypadek Russella z pierwszego okrążenia wczoraj. ¯_(ツ)_/¯
@fordern: wydaje mi się, że nawet Sokół oskarżał Hamiltona ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Wg mnie był znacznie mniej z przodu, no i to wejście, nie wyjście. Pamiętam, że trochę się ludzie kłócili o to.

A była za to jakaś kara?