Wpis z mikrobloga

Jan Paweł II był niezwykły jak na papieża. Rozmawiał ze zwykłymi ludźmi, co jego poprzednikom nie przyszłoby na myśl. Relacje z młodzieżą, walkę o niepodległość krajów bloku wschodniego oraz dialog między religiami stawiał ponad świętość kościoła. Jego osobliwa natura ukazała się światu także, gdy odwiedził Maranello – słynną miejscowość znaną z produkcji najszybszych czerwonych samochodów. W 1988 roku Papież Polak pojechał na audiencję do samego Enzo Ferrariego.

Związek Watykanu z Włochami jest długi i bardzo burzliwy. Państwo Kościelne początkowo nie zostało uznane. Dopiero Benito Mussolini podpisał tzw. traktaty laterańskie, wydzielające kawałek Rzymu papieżowi, kończąc w ten sposób spór zapoczątkowany w momencie ustanowienia Królestwa Włoch w 1870 roku.

Niedługo później Watykan rozpoczął kolejną wojnę, oskarżając młodego inżyniera i właściciela zespołu wyścigowego, Enzo Ferrariego, o narażanie swoich kierowców na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Duchowni porównali go nawet do rzymskiego boga Saturna, który zjadał własne dzieci.

Po wypadku Luigi Musso w 1958 roku w jezuickim czasopiśmie jeden z nagłówków grzmiał „Bezsensowna rzeź”. Tak zaczęła się historia Enzo Ferrariego i kościoła. Kres tej nieciekawej relacji położył sam Il Commendatore dzięki byciu niezwykle upartym człowiekiem. Spotkał się z ojcem Azzolinim, autorem wcześniej wspomnianego artykułu. Wyjaśnił mu, jak działają wyścigi w bardzo długiej, pięciogodzinnej rozmowie. Jezuita skorygował swój punkt widzenia. W następnym artykule ojciec Azzolini pisał: „Odpowiedzialność za to, co dzieje się w trakcie zawodów leży w całości po stronie organizatorów wyścigów i przedstawicieli władzy, a co za tym idzie nie spada na konstruktorów”. Tym tokiem rozumowania poszli także inni dostojnicy kościelni. Myślenie ewoluowało, tak jak zresztą i samo bezpieczeństwo.

Ten porządek zatwierdził Jan Paweł II, który w 1988 roku odwiedził siedzibę Ferrari w Maranello. Wizyta była elementem większej podróży po północnych Włoszech, gdzie wówczas w samorządach rządziły komunistyczne partie. Poprzez spotkania z władzami Jan Paweł II chciał pokazać, jak ten system działa w bloku wschodnim. W mieście Ferrari papież zatrzymał się nie na zaproszenie, a dlatego, że sam tego zażądał. Parę dni wcześniej jego administracja jedynie poinformowała fabrykę, że jej teren chce zwiedzić najważniejsza osoba w Kościele Katolickim.

4 czerwca 1988 roku Karol Wojtyła wylądował w Maranello, gdzie przywitały go tysiące osób związanych z fabryką. Przy schodkach helikoptera stała jednak Toyota, a nie krwistoczerwony bolid. Papież zwrócił się wówczas do księdza Stanisława Dziwisza, swojego osobistego sekretarza: „Jesteśmy na torze Ferrari, nie znalazłoby się dla mnie jakieś?”. Spanikowany Piero Ferrari, który w imieniu ojca witał gościa, nie wiedział co robić. Wokół samochodów z brykającym konikiem na masce nie brakowało, ale przecież nie mógł być to zwykły wóz. Jan Paweł II nie miał nigdy wcześniej okazji jeździć takim autem. Najczęściej podróżował limuzynami bądź Papamobile. Poza tym gościł na prawdziwie wyścigowej ziemi, musiało się znaleźć jakieś Ferrari!

„Nikomu z nas nie przyszło nawet do głowy, że można proponować papieżowi zmianę jego zwyczajów” – tłumaczył po latach Piero Ferrari. Na szczęście niedaleko stał zaparkowany kabriolet Mondial. Na fotelu kierowcy usiadł nie kto inny, tylko Piero Ferrari. 68-letni wówczas papież był wyraźnie zachwycony zmianą szofera oraz wozu.

Mimo tego, że Jan Paweł II nie był największym fanem motoryzacji, wiedział, że dla wiernych z Maranello czy dla wielu innych na świecie, Ferrari znaczy bardzo wiele.

„Ja prowadziłem, a on stał obok, cały w bieli. […] Zostać szoferem papieża, wieść go w swoim Ferrari, to jeden z takich momentów, kiedy człowieka przechodzą dreszcze” – wspomina Ferrari.

Na spotkanie z papieżem wstęp mieli jedynie pracownicy fabryki oraz ich rodziny. Nie bez przyczyny, bo ten wygłosił mowę o godnych warunkach pracy człowieka. „Praca jest środkiem nie tylko do zdobycia tego, co potrzebne do życia naszego i bliskich, ale także umożliwia spełnienie i przyczynia się do budowy wspólnego dobra” – mówił.

W tej historii pojawia się także inny samochód, jeszcze szybszy od czerwonego Mondiala. Na terenie fabryki na papieża czekało dwóch kierowców wyścigowych – Włoch Michele Alboreto oraz Austriak Gerhard Berger wraz z bolidem F1/87/88C, którego sercem była uturbiona jednostka V6 z 900 końmi na pokładzie. Ferrari miało się czym pochwalić! Na zdjęciach ze spotkania możemy dopatrzeć się jeszcze innych modeli – wyścigowego 375 z 1951 roku oraz kilku sportowych, jednak te tylko migają swoją czerwienią ze zdjęć, nie są dobrze widoczne.

Papieżowi Polakowi nie udało się trafić na audiencję do Enzo Ferrariego. Tak, to papież musiał zapisać się na spotkanie! 90-letni wtedy założyciel firmy był już bardzo chory. Trzy miesiące później zmarł. Zwierzchnikowi Kościoła udało się jednak z nim porozmawiać przez telefon.

Przy pożegnaniu był oczywiście czas na upominki. Papież nie otrzymał żadnego z czerwonych Ferrari. Stajnia przekazała mu czteroletnią klacz o imieniu Fleur d’Elise (z francuska – kwiat lilii burbońskiej). Wyglądała dokładnie, jak koń z emblematu marki. Jan Paweł II nie miał w zwyczaju zatrzymywać prezentów, które otrzymał. „Dostaję aż tyle podarków, że czuję się w obowiązku przekazywać je dalej” – tłumaczył. Koniem otrzymanym od stajni Ferrari też się podzielił. Klacz została podarowana jednemu z instytutów zajmujących się leczeniem dzieci poprzez hipoterapię.

Do ponownego spotkania Jana Pawła II z Ferrari miało dojść niemal 20 lat później. Ówczesne władze firmy oraz kierowcy zespołu w F1 udali się na audiencję do Watykanu. Papież pobłogosławił między innymi Michaela Schumachera, Rubensa Barrichello, Jeana Todta oraz swojego kierowcę z 1988 roku – Piero Ferrari. Tym razem goście przywieźli inne podarki – miniaturę ówczesnego bolidu F1 F2005 oraz pełnowymiarowe Ferrari Enzo numer 400. Był to ostatni wyprodukowany egzemplarz tego modelu poświęconego w całości założycielowi legendarnej marki.

Papież nie mógł już jeździć tym samochodem i zlecił sprzedanie go. Cały zysk, czyli milion dolarów, został przekazany ofiarom tsunami w południowej Azji. Kolejny właściciel zlicytował Ferrari Enzo już za ponad 6 milionów dolarów. Obecnie auto znajduje się w garażu prywatnego kolekcjonera z Meksyku.
#motoryzacja #papiez #ciekawostki
morgiel - Jan Paweł II był niezwykły jak na papieża. Rozmawiał ze zwykłymi ludźmi, co...

źródło: comment_kqGGr2wa1qnAWhbIY3b63lBGntaPelPO.jpg

Pobierz
  • 20
  • Odpowiedz
„Praca jest środkiem nie tylko do zdobycia tego, co potrzebne do życia naszego i bliskich, ale także umożliwia spełnienie i przyczynia się do budowy wspólnego dobra” – mówił.


@morgiel: I dlatego w Polsce szeregowym pracownikom na najniższych szczeblach żyje się bardzo dobrze bo pobożni zamożni Polacy wzięli sobie do serca te nauki i dobrze wynagradzają swoich pracowników. A nie coś mi się pomyliło przecież Papież to tylko kremówki lubił i machał
  • Odpowiedz