Wpis z mikrobloga

  • 14
#uk #inzynieria #pracbaza
Dopiero dziś, po 11 miesiącach życia na emigracji poznałem się na brytyjskim "beating around the bush". Przechodząc do rzeczy - kilka miesięcy temu miałem gości z innej firmy w liczbie 7+ osób, którzy przyjechali testować nowe rozwiązanie w jednej z maszyn. Tak na prawdę tylko 2 osoby z tej grupy były techniczne, reszta przyjechała na doczepkę, bo w sumie czemu nie (handlowcy). Na placu testowym panują bardzo restrykcyjne zasady bezpieczeństwa - co jest zrozumiałe ze względu na ciągle pracujące tam maszyny budowlane. Problem polega na tym, że takiego gościa z innej firmy gówno to obchodzi, bo od niego żadnych konsekwencji nikt nie wyciągnie. W dużym skrócie - nic nikomu się nie stało, ale nie udało mi się ich utrzymać przez 2 dni w jednym miejscu. Ktoś tam odebrał telefon i odszedł na 15m, ktoś tam musiał iść do kibla a ktoś inny miał wywalone w to co robimy i z nudów zaglądał do śmietnika. Miałem koleżankę z USA, której zadaniem było pilnować towarzystwo. Ja jako inżynier testujący byłem operatorem maszyny, osobą zbierającą dane i koordynującą wszystkie testy. I teraz do sedna - inni pracownicy mojej firmy będący w tym czasie na placu, zamiast upomnieć "włóczykijów" nie odezwały się słowem (nawet, a może przede wszystkim do mnie).

Efekt? Po 3 miesiącach dowiaduję się, że jest nowa procedura by wprowadzić kogoś na plac - 10-minutowe szkolenie z BHP. Nikt nawet słowem nie powiedział, że chodziło o sytuację ze mną ("someone brought people to test area and they wandered around"). Dopiero jak wprost zapytałem czy chodziło o mnie, dostałem odpowiedź, że tak.
Na pytanie co takie szkolenie da, skoro ci ludzie wiedzieli, że nie mogą się oddalać od wyznaczonego miejsca zobaczyłem tylko wzruszenie brwiami.

Do czego zmierzam? Ano do tego, że gdyby operator, który zauważył potencjalne zagrożenie za pierwszym razem zatrzymał się i kazał #!$%@?ć do wyznaczonego miejsca odniósłby lepszy skutek niż ta cała prezentacja w power poincie i przypominanie, żeby się nie oddalać. Z jednej strony rozumiem, bo to nie jest w zakresie ich obowiązków, ale z drugiej śmiać mi się chce, jak pomyślę, że ktoś uznał to za rozwiązanie problemu. Koleżanka, która robiła za niańkę nie jest z UK, więc to ja jestem ten winny ;)

I w sumie nie mam nic przeciwko - tyle, że gdyby ktoś zwrócił mi/im uwagę od razu, to taka sytuacja zdarzyłaby się raz - a tak nie wiadomo ile razy któryś z przedszkolaków sobie odszedł. Ale lepiej siedzieć cicho i się nie odzywać, bo jeszcze ktoś poczuje się urażony ;)

Tyle żali na dziś ¯_(ツ)_/¯
  • 4
  • Odpowiedz
  • 11
@narwi To właśnie brytyjska kultura. Nic nie pisną a potem wielkie łubudu- tak jakby dosłownie czekali n Twoją wyjebkę. To nie tyle ich wina ile inna kultura pracy
  • Odpowiedz
@narwi: u nas rano na spotkaniu jest zawsze ustna informacja kto obcy bedzie przebywal na terenie zakladu; poza tym nie raz bylo: o co chodzi? co ty tu chciales? gdzie kask i kamizelka? (do obcych) itp. (Szkocja)
  • Odpowiedz