Wpis z mikrobloga

Kroniki Gothic II Noc Kruka – część IX (Stan postaci poziom 16 – NAJEMNIK –ROZDZIAŁ 2)

Jeśli chcesz być wołany do następnych kronik, plusuj komentarz na dole!

Dla nieświadomych #gothickroniki to autorski tag, w którym dzielę się wrażeniami z gry Gothic (obecnie Gothic II), którą mnóstwo osób zna na pamięć, a je przechodzę ją pierwszy raz.

Znajduję się w zgliszczach wymarłej cywilizacji. Jak wynika ze słów Saturasa oraz pozostałych magów, czcili oni boga Adanosa, jednakże jeden z mieszkańców dopuścił się czynu zbeszczeszczenia świątyni, ściągając tym samym na mieszkańców gniew boga równowagi. Tym samym potężne fale zalały całość terenu i przez wiele stuleci miejsce to pozostawało odcięte od świata.

Słucham tak tych opowieści o poranku. Każdy z magów zajmuje się swoją częścią badań. Myxir np. fascynuje się światem duchów oraz magią pozwalającą rozmawiać ze zmarłymi. Inny z kolei mag bada mechanizm teleportów, który jest zasilany kamieniami ogniskującymi, tymi samym, które użyto do utworzenia baeriery w Górniczej Dolinie.
I jak zawsze pośród tego całego zgiełku znajduję się ja, bezimienny bohater, którego zadaniem jest dotarcie do owej świątyni Adanosa. Niestety pilnują jej bandyci, którzy strategicznie okopali się na bagnach nie dopuszczając nikogo z zewnątrz w swoje szeregi. By móc zbliżyć się do nich potrzebuję pancerza bandytów. A tak się składa, że po przeciwnej stronie wyspy urzędują piraci, może oni będą w stanie mi pomóc?

Same te ruiny mocno trącą architekturą majów, ale nie szkodzi. Poprzez oczywiste odwołanie do naszego świata, następuje u mnie całkowita immersja i poddanie się wydarzeniom. Dlatego też zacząłem zwiedzać pobliskie ruiny, kamienne domki, które już porosły zieleniną, czy pozostałości po wzniosłej konstrukcji w południowej części placu. Znalazłem tu mnóstwo czarów, mikstur ( w tym jedna zwiększająca życie na stałe), strzał, czy kamiennych tabliczek. Oczywiście część z nich nie zamierzam użyć, inne za to oczekują na odpowiedni moment.
Udałem się do głównej świątyni, tej, w której znajduje się portal. To tam widziałem piedestał dla kamienia ogniskującego. Umieściłem go i tym samym zaliczyłem pierwszą część zadania. A mapa kupiona od jednego z magów utwierdziła mnie w przekonaniu, że Jarkendar (jak mi powiedzieliście) to naprawdę spory teren.
Moje pierwsze kroki skierowałem w stronę pirackiego obozowiska, lecz mój zmysł zbieracza spowodował zejście z głównej ścieżki i tym samym natrafiłem na polnego pełzacza- nową bestię, czyli jakąś przerośniętą modliszkę, której ty jest wypukły jak u chrabąszcza i pewnie nie jednego korciło, by wycięty tył służył jako tarcza. Walka z nimi okazała się łatwa, ale animacje ich ataku oraz schemat był taki sam jak polna bestia, a więc szybkie, mało przewidywalne ataki. Strategia więc przebiegała następująco – nie przestaję atakować i nie dopuszczam bestii do kontry. Co prawda taktyka nie jest idealn,a bo wystarczy drugi osobnik by ją zaburzyć, nie mniej, udało się i 150 expa dało mi do zrozumienia, w jak niebezpiecznym miejscu się znalazłem dlatego muszę uważać. W ruinach poza placem znalazłem szkielety i kolejne zwoje magiczne oraz mikstury. Sam też pozbierałem mnóstwo roślin leczniczych, polnych jagód i innego zielska, z którego i tak rzadko korzystam bo zazwyczaj piję mikstury xD

Zaczęło zachodzić słońce i na słuchawkach zagrała muzyka, która chyba stała się obecnie moim ulubionym fragmentem gry. Pisząc te słowa słyszę ten śpiewny i miły, żeński, nostalgiczny głos, który idealnie maluje mi w głowie klimat wolności. Ten portal jakoś tak oddzielił okupowane przez polityczne zagrywki paladynów Khorinis. Teraz jestem na pustkowiu, w którym chyba nie będzie niczego prócz przyrody i śladów zaginionej cywilizacji. Tutaj jakoś tak poczułem że nie jestem pilnowany i ścigany przez głupie prawo. Gdy w Khorinis zabłądzę i zginę w lesie to mogę zostać odnaleziony przez wieśniaka bądź. Tutaj jednak moje ciało może zostać zbite i trwać przez miliony lat. A wszystko na własne ryzyko. Wolność… boże co za ulga.

I w tej trwającej melancholii gdy obserwowałem zachodzące Słońce to zauważyłem stojącego nieopodal człowieka, który stał na drodze prowadzącej do prawdopodobnego obozu piratów. Jack Aligator, bo tak nazywał się jegomość, tylko potwierdził moje wcześniejsze odczucia o wolności, zwłaszcza że on sam należy do piratów. I są oni skłóceni z bandytami, mimo iż wcześniej ze sobą współpracowali. Nasza rozmowa doprowadziła do propozycji zapolowania razem. Cóż, długie godziny expienia wyrobiły w końcu u mnie jakieś poczucie siły, które zostało zauważone przez wolnego pirata ;D W dodatku sam mam interes by skumplować się z frakcją, bo ponoć posiadają oni na zbyciu ubranie bandytów, a te jest mi niezbędne do dostania się niepostrzeżenie w ich szeregi. Dlatego też mimo tego, że czułem się kompletnie obco na tym terenie, tak zaufałem Jackowi i ruszyliśmy w drogę do obozu piratów. Po dordze dowiedziałem się ciekawych rzeczy, takich jak to, że Greg jest przywódcą piratów i jego obecność w Khorinis jest nieprawdopodobna nawet jak dla piratów. Tym bardziej jest to dziwne dla mnie…

Zaczęliśmy biec równym, rytmicznym krokiem, a ja, nie znając terenu na wszelki wypadek dzierżyłem jeszcze rękojeść Rapiera. Szybko musiała zostać wykorzystana, bo w pobliskiej jaskini, będącej skrótem do obozu znaleźliśmy pierwsze ofiary do polowania – polne pełzacze. Jack Aligator okazał się silnym wojownikiem, jego ruchy to wyższa szkoła machania mieczem, a stwory padały szybko, nie musiałem nawet nic robić, bo to on prowadził. I nie powiedziałbym że biegliśmy ścieżką. Raczej to były wydeptane przez kilkorga ludzi drogi i gdyby tak zostawić te miejsca na pastwę losu to pojawiłyby się tam krzaki, drzewa i krzewy. Wszystko zbite ze sobą jak kupka piachu. To była dżungla, mimo iż palmowa, tak dżungla. W pewnym momencie dotarliśmy do potężnej kotliny z jeziorem w jej epicentrum, gdzie stoczyliśmy walkę z topielcami oraz jaszczurami. Tutaj musieliśmy zawrócić, ale miejsce wydaje mi się na tyle charakterystyczne, że coś czuję że skrywa wiele swoich tajemnic, na pewno wrócę tam podczas swobodniejszej eksploracji.
W pewnym momencie teren zaczął się zmieniać. Gęstość poszczególnych roślin zmalała, a dominująca kolor zieleni zaczęła ustępować suchej pomarańczy i tak znaleźliśmy się na skraju terenu przypominającego kanion kolorado. Kamienne pustkowie. To tutaj stoczyliśmy walkę z bagiennymi szczurami, które były celem pirata idącego ze mną. Ja sam nie miałem za dużo co do roboty, a i tak nie czułem jakoś potrzeby odbijania w inne ścieżki. Miałem dziwne wrażenie, że ta prowizoryczna ścieżka, którą podążamy jest jedynym słusznym wyborem. Jack w pewnym momencie zatrzymał się i walnął do mnie sprutę, że NIKOGO ŻEŚ NIE ZABIŁ. No kurna jak miałem, jak ty wszystko czyściłeś i zasłaniałeś mi pole machania mieczem xD No ale, jego chwilowy #!$%@? ustąpił prośbie. Skierował mnie do obozu piratów, znajdującego się za budowaną palisadą, by oddać jednemu z urzędującym tam piratowi mięso z polowania.
No i zaczęła się klasyczna rozmowa nieznajomy kontra cieć pilnujący bramy. Czyli „kim jesteś” „jak chcesz przejść to zapłać” „Aaa, znasz się z Jackiem, no to spuszczę z ceny”.

No ale jakoś nie omieszkało mi się płacić nieznajomemu 400 sztuk złota, toteż z rozmowy dowiedziałem się o jeszcze jednej możliwości. Otóż na lewo od obozowiska piratów stoi stara wieża, którą zajęli bandyci, chcący najprawdopodobniej pod osłoną nocy zaatakować obóz. Dlatego tez udałem się w tamtym kierunku.
Jak się okazało bandyci oczywiście tam byli. Ale moja walka z nimi nie należała do najłatwiejszych. Z racji tego, że ściezka prowadząca do wieży była wąska, za sprawą klifu po lewej i skały po prawej stronie, toteż kiedy owi bandyci zaczęli niemiłosierny ostrzał mojego bohatera tak musiałęm zastosować „taktyczny odwrót”. Wypiłem miksturę i spróbowałem innej taktyki. Kula ognia w rękę i schowałem się za drzewo, który osłaniał mnie z linii ostrzałowej. Wychyliłem się delikatnie na tyle, by dostrzegł mnie jeden z bandytów i ja posłałem kulę ognia w jego stronę, a on strzał do mnie. Ja się uchyliłem w ostatniej chwili, on nie. Dlatego też kiedy otrzymał obrażenia od ognia, to chyba uznał, że podejdzie do mnie z mieczem. A tutaj już mogłem o wiele łatwiej sobie poradzić. Taktyka atakująco-obronna sprawdziła się wyśmienicie. Z jednym wyjątkiem..

Nie wziąłem pod uwagę tego, że cały czas znajduję się w „safe zone” linii drzewa, a atakowanie bandyty powoduje zejście z tej linii, wobec czego w pewnym momencie pozostali bandyci mogli pomóc swojemu koledze i rozpoczęli kolejny ostrzał w moją stronę. Ale tym razem miałem przewagę z tego powodu, że ten pierwszy bandyta, którego atakowałem, gonił mnie z mieczem. Dlatego gdy schowałem się za skałą, tak mogłem w spokoju go dobić. Kolejnych bandytów postanowiłem zaskoczyć szarżą. Na pełnym zdrowiu schowałem się za linią drzewa tak by nie mogli mnie ostrzeliwać i dopadłem ich przy pełnej prędkości. Żeby obrazowo porównać jak szybki było to pojedynek, wystarczy wspomnieć, że pierwszego bandytę zabiłem w czasie animacji chowania kuszy przez drugiego, by spróbować wyciągnąć miecz, mający mnie zabić.
Nie przewidziałem jednak tego, że w wieży będzie czaił się jeszcze jeden bandyta. Który zaczął do mnie strzelać w wieży. Usunąłem się więc z linii strzału i schowałem przy wieży, tak by móc dobić bandytę walczącego wręcz. Nagle jednak usłyszałem animację wyciągania miecza, i drugi bandyta wybiegł z wieży. Ale nie pobiegł do mnie, lecz do stada polnych pełzaczy, które urzędowały za wieżą w ilości 4-5. Jak się okazało, pełzacze szybko rozprawiły się z nieprzyjacielem. Dlatego mogłem i ja się na spokojnie nimi zająć, bo ja ze swoim bandytą tez się uporałem.

W samej wieży nie znalazłem niczego szczególnie cennego. Dlatego wróciłem się do bramy obozu piratów i poprosiłem znowu o zgodę na wejście, tym razem powołując się na moje wybicie piratów z wieży. Cena spuszczona do 200 zł. Ehhh… nie była to może cena jakiej bym oczekiwał, ale nie widziałem sposobności by jeszcze bardziej skrócić czynsz. Zgodziłem się, modląc się w duchu, że może za jakiś czas jakoś to wszystko nadrobię.
Wszedłem do środka, do obozu piratów. W zasadzie nie można było tego nazwać obozem, raczej obozowiskiem. Całość wyglądała raczej na teren, za którym nie za bardzo będzie trzeba płakać, kiedy się go opuści. Parę prostych domków, nieregularna architektura. Można powiedzieć chaos w strukturze i budowie, co w jakimś stopniu odzwierciedla ten koczowniczy i zawiadiacki styl życia piratów. Dostrzegłem takie elementy jak armata i kule leżące obok niej, jakieś łódki, ręczne tartaki w których wyrabia się kolejne materiały drewniane. Ale podziwianie obozowiska postanowiłem zachować na później, bo teraz interesuje mnie misja i ludzie.

Pierwszą mą uwagę przykuł jegomość o imieniu Bones, który dzierżył ogromny dwuręczny topór i cały czas ćwiczył. Nie był za bardzo rozmowny, cały czas tylko wymachiwał tym toporem.
Następnie pogadałem ze Skipem, który przybył tu z Khorinis. Wspomniał w rozmowie o Gregu, który ruszył do Khorinis i nie wrócił, a do tego czasu jego miejsce zajmuje niejaki Francis, którego część załogi niespecjalnie lubi. A jeśli chcę zdobyć pancerz bandyty, to muszę wkraść się do chaty samego Grega ( o #!$%@?..).
Rozmowa z innymi piratami przebiegała w podobny sposób. Po prostu mówili to samo (że Grega nie ma, że Francis się rządzi, że bandyci #!$%@?ą), ale na inne sposoby. Jedynie nieliczni, tacy jak Garret opowiadali coś więcej, jak choćby fakt, że Greg ma poukrywane na wyspie swoje skarby, a jeden z nich jest w ukrytej zatoczce na lewo od plaży.
Rozglądając się jeszcze dalej natrafiłem na stojącą nieco na uboczu chatkę Morgana, który był ciągle pijany i opowiadał mi o potworach w dalszej części plaży i sposobie, że Francisa można pobić albo zmusić żeby dano nam klucz do chaty Grega. Cenna informacja! U gościa natomiast nauczyłem się broni jednoręcznej oraz oddałem mu mięso od Jacka Aligatora.
Idąc w dalszą część plaży natrafiłem na niekoniecznie pustą zatoczkę, gdyż tutaj własne obozowisko urządzili sobie nie piraci, a jaszczury i topielce! Rozpocząłem więc z nimi walkę. Pierwszy Jaszczur padł bardzo szybko, kolejnym poszło trochę dłużej z racji braku wpadających krytyków ;( Topielce natomiast z pokorą przyjęły co bardziej śmiercionośne ciosy. Jaskinia natomiast oferowała spotkanie z samym Cieniostworem!

I okurde.png stwierdziłem, że pora zrezygnować z taktycznego odwrotu, a zastosować taktyczne uśmiercanie przeciwnika. Niestety taktyczne uśmiercanie przeciwnika zastosował na mnie sam stwór, dlatego musiałem wczytać ponownie grę ..
Kolejne podejście zacząłem inaczej. Pamiętacie jak w poprzednich kronikach podkradałem się do jaskiń by okradać cieniostwory? No.. to teraz go nie okradam, a zabijam. I to działa! Zaskoczenie Cieniostwora daje mi kilka cennych sekund kiedy to mam czas by zadać mu jak najwięcej obrażeń zanim ten rozpocznie na mnie swoją szarżę. Ale dało się w jakiś sposób tego uniknąć, bo zanim zabiłem bestię, to zadał mi 3 celne ciosy, a ogólnie zadał ich 6-7 (reszta była chybiona). Gdyby nie umiejętne (i trochę farciarskie) uniki w trakcie ataku, to męczyłbym się już z walką na kolejnym save’ie. Ale na szczęście pokonałem cieniostwora! Ha! Nie jest to co prawda walka, którą mogłbym wygrać teraz za każdym razem, ale poczułem się na tyle pewnie, by po prostu próbować szczęścia na tego typu przeciwnikach po moim powrocie do Khorinis.
Zebrałem stamtąd zwoje, pierścienie i jakieś inne rzeczy, a zapuszczając się dalej w pobliże skał przy plaży znalazłem w wodzie samotnie leżącą bryłkę rudy ^^ Wróciłem do obozowiska, który powoli kończył swój cykl dzienny wraz z leniwie zachodzącym słońcem. Siedząc tak przy ognisku zerkając na otchłań morza poczułem znowu chęć przygody i zerknąłem na mapę Jarkendaru, tutaj mą uwagę przykuła niewielka zatoczka, o której wspominał Garret. Udałem się tam i niestety spotkałem tam moją zmorę. Mojego omena, koszmar powracający co noc, wyrywający mnie z szczęśliwych macek snu. Ognisty jaszczur …teraz jeszcze groźniejszy i agresywniejszy. Nawet nie miałem co podchodzić. Nawet po założeniu pierścieni, amuletu i pasa poprawiającego statystyki obrony przed ogniem nie dałem rady rozwalić gadów. Są po prostu za mocne. A jeszcze widok tego, że nie siedzi ich tam 2-3, a chyba z 4-5 mnie przerasta.
Zmęczony, zszargany, z ogromną plamą na honorze wróciłem do ogniska piratów i sielankę przerwał ten instynktowny dryg, który cały czas przypomina mi o mojej misji tutaj. Nie tylko przygoda, ale również obowiązek. Kruk, bandyci, zbroja, Greg… Francis.

Udałem się do chaty Grega, przy której siedział owy pirat. Jak się domyślacie nie był zbyt aprobująco zadowolony, gdy podszedł do niego obcy facet i wspomniał mu, że chce dostać się do chaty osoby najważniejszej w całym obozie xD Niestety żadne argumenty nie chciały go przekonać, a ja wydatek 2 tysięcy sztuk złota uważałem za rozbój w biały dzień, dlatego też stoczyłem pojedynek z Francisem. Gdy pirat padł na posadzkę, tak dorwałem się do jego kieszeni zabierając klucz do chaty Grega. Jego samego nie ma, a ja nie jestem tu znany, nikt nie zna mojego imienia, co może pójść nie tak, prawda?
W chacie Grega znalazłem mnóstwo skarbów! Mieszki złota, tytonie, mapę skarbów(!), sekstans, butelki rumu. Ale zbroi bandytów ni widu ni słychu. Zamiast niej postrzępiony dziennik, a w nim zapiski Grega, który wspomina, że też chce dorwać Kruka za ostatnie przewinienia pieniężne i zbroję dostał ktoś Bones, ten sam który tak macha toporem w powietrzu dnie i noce. On? No dobra, to skoro i tak nie robi z tej zbroi żadnego pożytku to pożyczę ją od niego. Otwieram drzwi a tu:

- HEJ, CO ROBISZ W MOJEJ CHACIE?

O #!$%@? Greg! Co jak, gdzie? Skąd on się tu wziął. O #!$%@? a ja rozkradłem całą jego chatę xD Ze stresu pot spłynął mi po twarzy, ale pirat chyba coś… niespecjalnie się zainteresował moim przywłaszczeniem jego dóbr dla siebie. #!$%@?ł Francisa za to, ze ten leży i nic nie robi. Trochę mi to przypomniało sytuację z dzieciństwa, gdzie moja mama wróciła kiedyś z pracy i ja zesrany czekam na ochrzan, że cały dzień gram, a ta zamiast tego cała sraka zwaliła się na mojego brata, który nie wyrzucił śmieci więc #!$%@?ł w całym domu. Neounikającykul.gif
Tak więc Greg zamiast spuścić mi sromotny #!$%@? za to co robiłem w jego chacie dał mi zadanie oczyszczenia pobliskiego kanionu z brzytwiaków. Dzięki temu zasłużę na zbroję bandytów ;D A wspomniałem, że dał mi zbroję piratów? Która jest lepsza od tej co obecnie nosiłem? Nie? xD No to już wiecie.
Greg wrócił, rodzinka piratów jest w komplecie (noo… prócz zaginionych dwóch, co poszli na przeszpiegi do bandytów i mam ich znaleźć), ja siedzę przy ognisku popijając Grog, w tle szumią fale, a ja udaję się na spoczynek, nie mogąc się doczekać, jakież to przygody będą czekać na mnie następnego dnia.

Opinia: W Jarkendarze w tle leci naprawdę świetny utwór, ściągnąłem go sobie i naprawdę mi się podoba. Sama lokacja jest spora, tropikalna, ale i połączona z dżunglą, co nadaje tego lekko klaustrofobicznego klimatu, który pamiętam z pierwszej części. Sam obóz piratów jest zabawny i autentyczny, a ja sam nie mogę się nadziwić jak już w miarę mocny jestem. No kurde 16 poziom, heloł! Jeżeli cały ten wątek, zadania i to wszystko to jest DLC do Gothica 2 to #!$%@?, współczesne gry uczcie się. Podoba mi się ten cały wątek zaginionych, wątek duchów. A jeszcze bardziej jaram się na myśl, że prawdopodobnie spotkam niektórych członków Starego Obozu ( w liście od Grega był wspomniany Bloodwynn)

#gothickroniki #gothic #gothic2
Dziuzeppe - Kroniki Gothic II Noc Kruka – część IX (Stan postaci poziom 16 – NAJEMNIK...

źródło: comment_xB4ZABzwLywARDvQ7VwCBXSyCNtKZTtX.jpg

Pobierz
  • 48
@Dziuzeppe: nie podoba mi sie twoja nauka kuszy. Wez to ogarnij bo wali po oczach. Na szczescie jarkendar to kopalnia Expa.
Co do wejscia do obozu, wracajac z polowania z aligatorem nie spotkales moze drwali? Bo gdybys wzial info to jeszcze taniej bys wszedl ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Edit: a jesli chodzi o soundtrack. Faktyvznie wymiata. Nie wiem czy znam cos lepszego od tego w innej grze.
@nightmarenight: W sumie chyba te tabliczki ogarnę na kusze, bo samej kuszy się nie ucze, bo ponoć nie mogę jak w jedynce próbować robić postać dystansową i w zwarciu konsekwentnie. Stawiam na broń jednoręczną, bo jednak jest ta tendencja do ostrożniejszego wydawania punktów.