Aktywne Wpisy
Marco_Pollo +30
MondryPajonk +3
Mam problem z #strazmiejska. Wczoraj w godzinach wieczornych byliśmy w 50 osób ze znajomymi na wawelu. 40 osób paliło lolki. Nagle podeszło osmiu mundurowych, przedstawili się i po krótkiej rozmowie powiedzieli znajomym że są zatrzymani i jadą na komendę.
Od tego momentu mój chłopak zaczął nagrywać. Mundurowy kazał mu odłożyć kamerę, chłopak stwierdziła że może nagrywać. Mundurowy powiedział, że jak najbardziej może nagrywać, ale na czas interwencji ma nie mieć kamery
Od tego momentu mój chłopak zaczął nagrywać. Mundurowy kazał mu odłożyć kamerę, chłopak stwierdziła że może nagrywać. Mundurowy powiedział, że jak najbardziej może nagrywać, ale na czas interwencji ma nie mieć kamery
Gregory Braun - Nutrie, wydry, bobry i inne.
Gregory zmierzył wzrokiem połać gruntu, który udało się załodze Latającego Izraelity objąć w posiadanie. Szczerze mówiąc, preferowałby ujrzeć uprzednio podpalonego Carla wystrzelonego z katapulty we wrogi galeon, ale po naradzie z załogowym inżynierem, okazało się, że celność takiej pokładowej broni oblężniczej na pełnym morzu pozostawiałaby wiele do życzenia. Jako że Gwen jest raczej osobą roztropną i twardo stąpającą po gruncie (a raczej sprawia takie wrażenie na każdym, kto jeszcze nie widział jak dla zabawy oskórowuje żywe zwierzęta futerkowe), postanowiła zagrać bezpiecznie i zainwestować w nieruchomości.
Towarzyszący mu kapłan rozstawił swój kramik i zaczął przygotowywać się do swojej roboty. Co jak co, ale na uprawie roli Gregory znał się jak mało kto, w końcu znaczną część młodości spędził na folwarku ojca, batożąc chłopów za nieposłuszeństwo i lenistwo. Założenie gospodarstwa rolnego wiązało się ze ściśle określoną kolejnością działań, które należy podjąć, jeżeli zamierzamy liczyć na obfite plony. Pierwszym i najważniejszym krokiem jest poproszenie o błogosławieństwo Najwyższego. Oczywiście, jak zwykle, wiązało się to z niespodziewanymi komplikacjami. Okazało się, że na tej przeklętej wyspie znalezienie katolickiego księdza jest po prostu niemożliwe. Po wielu trudach, udało się w końcu odnaleźć lokalnego szamana, który potrafi posługiwać się łamanym angielskim. Zgodnie z instrukcją Gregorego, z powodu braku wody święconej, "kapłan" wypełnił misę przedniej jakości rumem, chwycił za improwizowane kropidło wykonane z lokalnej roślinności i wyruszał na święcenie ziemi. Gregory padł na kolana i zaczął żarliwie się modlić w dwóch intencjach. O sukces świeżo zakładanej plantacji. I o to, by jego szczere intencje i żarliwa wiara, przysłoniły fakt, że dopuszcza się, choć w niezwykle szczytnym celu, kolejnego świętokradztwa.
Waldek drzemał sobie w najlepsze pod rozłożystą koroną jakiegoś drzewa nieznanego mu gatunku. Na pewno nie była to lipa. Właściwie to już pół-drzemał, bo jego czujność wzmożył jednostajny dźwięk szurania połączonego z bełkotaniem krążący po okolicy. W końcu hałas ustał i nastała cisza. Waldek leniwie otworzył prawe oko. Trzydzieści centymetrów od jego twarzy znajdowała się niezwykle pomarszczona twarz starucha o egzotycznej urodzie. W długie, brudno-siwe włosy miał wplecione kolorowe ptasie pióra oraz gnijące skórki po bananach. Jego ciepły oddech pachniał jak skrzyżowanie jakże znanego wśród piratów zapachu gnijących zębów połączonego z jakimiś cierpkimi ziołami.
- Wololo! - krzyknął starzec, a skroń, nos i usta Waldka zostały zroszone napojem słodkim jak anielskie łzy.