Wpis z mikrobloga

Spoilery dotyczące dzisiejszego odcinka - nie czytać przed oglądaniem.

Mam wrażenie, że intecją Martina było danie prztyczka w nos ludziom, który zakochują się w postaciach nie rozumiejąc ich głębszej złożności. Oraz po części zafundowanie im podobnej podróży jak niektórzy przeżyli z Waltherem White'em w Breaking Bad.

O Dany już wiele napisano, więc krótko: Martin zaczął jej historię tak, że ciężko jej było nie lubić: wypędzona z domu, w ciągłym zagrożeniu życia, w dodatku w otoczeniu psychopatów (Vicerys). Dużym osobistym kosztem buduje swoje życie i zbliża się do tronu. Tylko w tych wszystkich pięknych historiach widzowi łatwo przegapić jej prawdziwy charakter: przemawia do niej tylko siła. Jej logiką rządzenia jest "kochajcie mnie albo Was zabiję". Ostatecznie pod presją i pozbawiona oparcia w "dobrze", przechodzi całkowicie na drugą stronę. I to jest pierwszy prztyczek, bo część widzów nagle orientuje się, że wspiera postać NEGATYWNĄ. Jak do tego doszło, nie wiedzą.

I Jon jest moim zdaniem postacią bardzo podobną. Z jednej strony ciągle jesteśmy bombardowani jego honorową, iście starkową postawą. Z drugiej, ta postać zachowuje się, jakby była lekko upośledzona. Myślenia strategicznego ma dokładnie zero, nie rozumie zupełnie, że honor w czasach wojny to tylko jeden z elementów, które trzeba mieć by przetrwać. Przystępuje do Nocnej Straży nie rozumiejąc czym ona jest, dokonuje czegoś w rodzaju zdrady jej ideałów zbliżając się do Freefolks, kolejnego romansując z Ygritte. Nie wie, jak rządzić Nocną Strażą (równoważyć nastroje, itd.) co kosztuje go życie.
Przegrywa Bitwę Bękartów, wcześniej dokonując kuriozalnej szarży na siły wroga w celu ratowania Rickona - zostaje cudem uratowany przez rozwój wydarzeń, a ostatecznie przez Sansę (Vale). Zostaje Królem Północy, po czym podporządkowuje się Dany, wbrew opinii tejże Północy. Nie dostrzega do czego prowadzi sytuacja (masakra King's Landing), po fakcie nadal nie jest gotów podjąć żadnych działań. Zachowuje się czysto reakcyjnie po rozmowie z Tyrionem, mam wrażenie, że zaskoczony swoimi własnymi działaniami. Całościowo absolutnie nie nadaje się do rządzenia, nie ma do tego po prostu predyspozycji. Być może jego rola to dowódca fragmentu armii, ale nie król.

Pewnie dało się lepiej to opisać, ale może zrozumiecie o co mi chodzi mimo tego. Ogólnie mam wrażenie, że to była sztuczka, próba zakochania nas w postaciach, które na to nie zasługiwały.

#got
ppqa - Spoilery dotyczące dzisiejszego odcinka - nie czytać przed oglądaniem.

Mam ...
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@ppqa: John od zawsze w tym serialu był tym co nic nie wie, kierował się emocjami i podejmował złe decyzje. Tylko nie rozumiem po co było tyle szumu że on jest tym wyczekiwanym blabla, wskrzeszonym, lepszym od Danki królem, po co spiski, plotki i kruki, jak na naradzie nikt z uświadomionych (łącznie z trójką rodzeństwa :D) nie pisnął słówka o jego pochodzeniu bo po co, w końcu babka z wysp
  • Odpowiedz
John od zawsze w tym serialu był tym co nic nie wie, kierował się emocjami i podejmował złe decyzje.


Otóż to. Ale Martinowi udało się tak to przedstawić, że mało kto na to tak naprawdę zwrócił uwagę.

Tylko nie rozumiem po co było tyle szumu że on jest tym wyczekiwanym blabla, wskrzeszonym


Myślę,
  • Odpowiedz