Wpis z mikrobloga

Maison Margiela - Replica Jazz Club

Skuszony opisem @dr_love oraz nutami przewodnimi jako tabaczany freak musiałem skorzystać z okazji i przytulić swoją buteleczkę. Wahałem się długo nad kupnem wspomnień czasów liceum oraz ogniska z 16 letnią Julką i znajomymi, kiedy to przytuleni pod kocem w chłodną noc patrzycie sobie w oczy, jest ciepło, przyjemnie i przytulnie. Jednak zamiłowanie do klimatów muzyki jazzowej oraz samych barów z muzyką jazzową, gdzie stoją bufiaste, skórzane fotele, panuje półmrok, ktoś gdzieś kopci w tle cybuszek ze złotą Virginią w środku, sącząc powoli Rum Gimlet z otulającą, z deka brudną muzyką mnie przekonał.

Jak pachnie Jazz Club? Przed laty wybraliśmy się studencką paczką na wycieczkę do Pragi. Przechodząc obok baru Jazz Republik, zmęczeni muzyką klubową jak i samymi imprezami, oglądaniem zabytków i przesytem historii w jakże pięknej starówce postanowiliśmy jednogłośnie - wchodzimy. Jaka to była dobra decyzja! Akurat zaczynał się koncert, a miejsc, mimo że tłoczno, dla nas wystarczyło idealnie. Zaopatrzeni w coś do picia rozsiedliśmy się we wspomnianych bufiastych skórzanych fotelach. Ktoś nieco dalej kopcił sobie fajkę z dobrej jakości tytoniem aromatyzowanym, którego dym o dziwo aż tak bardzo nie przeszkadzał nikomu. Zaczyna się. Muzycy wychodzą, rozmowy cichną, każdy siedzi z ulubionym fluidem i... przez następną godzinę przeżywa podróż. Nikt nie rozmawia, nie komentuje. Trochę uważam, iż jest to też miara jakości twórcy i tego, że odwalili kawał dobrej roboty. W każdym razie, wówczas tego nie kojarzyłem, ale powąchanie Replica Jazz Club przeniosło mnie spowrotem po latach do tego miejsca.

Rum, skóra, tytoń. To są trzy słowa, które według mnie opisują ten zapach i umożliwia przeżycie znowu omówionej podróży. Dostajemy drinka. Rum Gimlet. Mocne, alkoholowo-rumowe otwarcie z nieco limonkowym charakterem. Bierzemy łyk. Jest słodko, ciepło, lekko gryząco. Kierujemy się do pufy, zapadamy się w nią, a do naszych nozdrzy dochodzi zapach przesiedzianej, nieco już zwietrzałej skóry. Nie jest to na pewno zapach dominujący, jednak wiesz dokładnie, gdzie się znajdujesz. Nozdrza przyzwyczajają się już do gryzącego aromatu alkoholu i czujemy tylko teraz aromat rumu, skórę i tytoń. Jednak nie jest to głęboki, ziemisty tytoń jak spotykamy w cygarach. Jest to zapach raczej jakbyśmy włożyli nos do świeżo otwartej paczki dobrej jakości złotej Virginii. Jest słodko, głęboko, otulająco. Koncert się kończy, jak też i nasz rum. Jednak nie wstajemy od razu, skóra nam jeszcze chwile towarzyszy jak też i ten pan kopcący w tle fajkę już drugą godzinę. Wstajemy i wychodzimy. Zostaje tylko wspomnienie, syropowy tytoń i lepiąca koszula, gdyż ulało się nam trochę ze szklanki. Dochodzimy do domu, kładziemy się spać i dochodzi do nas puder! Tak, ja w dry-down wyczuwałem puder. Mimo, że spałem wówczas sam, to mogę sobie wyobrazić, że jest to część lekkiego makijażu naszej lubej, która trochę ze zmęczenia, trochę z lenistwa nie ściągnęła go do spania.

Taki dla mnie jest właśnie Jazz Club i taki dla mnie zostanie. Zapach zmienia się w czasie, prezentując nam kolejne fazy przeżywania koncertu od wzięcia drinka do powrotu do łóżka. Jak zauważyliście zrobił na mnie wielkie wrażenie, gdyż pozwolił mi odświeżyć zakamarki pamięci oraz wywołać błogi uśmiech na mojej twarzy.

Czy są lepsze zapachy? Oczywiście. Czy są zapachy, które dadzą nam więcej komplementów? Jacha. Czy są zapachy, które mają lepszą projekcję i trwałość? No i #!$%@? no i cześć. Jeszcze jakieś pytania?

Zapach na zimę i jesień, ewentualnie wieczorowe wyjścia na piwo ze znajomymi wiosną i chłodnym latem. Będę nosił z przyjemnością, szczególnie podczas tzw. wyjść na browara. Pasują one tam po prostu klimatem.

Co do samego zapachu oceniam go dokładnie tak jak nasz Doktor Miłości. Polecam przeczytać też i jego recenzję.

#perfumy
mlodysum - Maison Margiela - Replica Jazz Club

Skuszony opisem @dr_love oraz nutam...

źródło: comment_NUt79AS4dIMPMpY5HOl6KC2HlLDlqXMB.jpg

Pobierz
  • 2