Wpis z mikrobloga

Tekst może być chaotyczny, bo nie pisany na trzeźwo.

Eh, Mirki, nadszedł ten, już któryś z kolei znienawidzony moment, w którym działanie ketonów wygasa. Za każdym razem następuje on u mnie około 3 lub 4 nad ranem. Negatywne myśli, których jest w #!$%@?, zagłuszam benzodiazepinami, żeby mieć choć trochę siły na posprzątanie narkotykowego bałaganu, przygotowanie sobie jedzenia i zaśnięcie. Poranek również rozpoczynam tabletką benzo albo dwoma. Świat staje się wtedy jakoś mniej przerażający, a uwierzcie mi, na trzeźwo jest. O powodach będzie później.
Trzeźwość wiąże się u mnie, jak można się łatwo domyślić, brakiem siły na cokolwiek, spędzaniem całych dni w łóżku i romansowaniu ze znienawidzonymi przeze mnie niegdyś prymitywnymi, hedonistycznymi przyjemnościami. Tylko po to, by odciąć się od rzeczywistości. Co ciekawe, nieco ponad rok temu postawa, którą właśnie prezentuje, wzbudzała we mnie wstręt i obrzydzenie. Gardziłem ludźmi, którzy nie potrafili mierzyć się z problemami i uciekali przed światem w ten czy inny sposób.

Teraz mogę powiedzieć, że ich działania są dla mnie zrozumiałe. Ucieczka od świata nigdy nie jest wynikiem bezpośredniego, wolnego wyboru. Wolny wybór, czy wolna wola, jak kto woli, nie ma prawa istnieć. Jest absurdem; "żartem, jaki zrobiła sobie z nas ewolucja" - jak to ładnie ujął jeden z neurobiologów. W deterministycznym świecie rządzonym przez prawa przyczynowo-skutkowe nie ma miejsca na causa sui - niemożliwym jest, by coś było przyczyną samego siebie. A istnienie tej samodeterminacji jest warunkiem istnienia wolnej woli. Jednak, jak to ładnie ujął Nietzsche - causa sui to "największa samosprzeczność, jaką dotychczas wymyślono. (…) Jest "gwałtem logicznym i czymś całkowicie nienaturalnym". Jednak ludzka duma spowita z pragnieniem, by oddzielić się od prymitywnego świata zwierząt, uwikłała się w ten "nienaturalny gwałt logiczny" sądząc, że decyzje podejmowane przez człowieka są całkowicie wolne - i to odróżnia nas od świata zwierząt. Błąd. Człowiek, jak i każda inna istota fizyczna, podlega prawom przyczynowo skutkowym, a jego decyzje są zdeterminowane neuronalnie; przez fizyczno-chemiczne procesy. Ogromną rolę odgrywają tutaj geny, wychowanie, wcześniejsze doświadczenia, wpływ środowiska i kultury.

Piszę to dlatego, że wielu z nas łatwo ocenia się działania innych. Łatwo przychodzi nam też doradzanie osobom z problemami, nawet wtedy, gdy nie znamy dostatecznie dobrze ich sytuacji. I co najważniejsze - bardzo łatwo przychodzi nam krytykowanie innych, mimo że w zdecydowanej większości przypadków nie wiemy co skłoniło takie osoby do podejmowania błędnych i destrukcyjnych czynników. A skłonić je mogły rozmaite bodźce, doświadczenia z którymi sobie nie poradziły, co poskutkowało tym, że osoby te zdecydowały się na ucieczkę w używki, izolację od świata, czy coś jeszcze innego. Nie twierdzę oczywiście, że ocenianie innych czy krytykowanie jest czymś złym samym w sobie. Powiem nawet, że parskam śmiechem politowania, jak słyszę od kogoś słowa typu "nie masz prawa mnie oceniać". Każdy ma prawo oceniać kogo mu się żywnie podoba. Każdy ma prawo krytykować, kogo mu się żywnie podoba. Jednak przed wydaniem osądu dotyczącego danej osoby należy o niej wiedzieć wiele. Tylko wtedy taki osąd czy krytyka może mieć sens.

Cała masa destrukcyjnych czynników, jakie mogą na nas wpływać, pcha nas w określonych kierunkach, w zależności od tego, jak uwarunkowana jest nasza osobowość. Osobowość uwarunkowywana jest stale, więc czynniki, z którymi mamy do czynienia aktualnie, również nas kształtują. Jeśli ktoś jest na tyle silny psychicznie, by sobie z nimi radzić bez leków czy dragów, będzie rósł w siłę i wyciągał odpowiednie wnioski z ewentualnych błędów, jakie popełnił. Inaczej jest w sytuacji, gdy ktoś miał pecha i przez lata jego osobowość ukształtowała się na bezwartościową. Jeśli o mnie chodzi, jestem przekonany, że należę do tej drugiej grupy.

Nadszedł w moim życiu taki moment, że kompletnie nie wiem co robić. Ostatni rok był pasmem błędnych decyzji. Zwolniłem się z dobrze płatnej pracy - jednak była to praca fizyczna, chciałem celować w coś innego. Przez jakiś czas rozwijałem się w kierunku, który mnie interesował i w międzyczasie rozglądałem się za jakąś dorywczą pracą, żeby nie czuć ewentualnej presji finansowej, biorąc pod uwagę, że miałem na głowie kredyt na 15 tys. Wziąłem go z jednej strony po to, by na miesiąc, dwa mieć spokój od pracy i pójść na terapię. Miałem już wtedy problemy z narkotykami i jeśli bym się nie zwolnił z pracy, to długo bym nie pociągnął. Nie muszę chyba nadmieniać, że bez narkotyków (stymulantów) nie byłem w stanie pracować. Z 90kg zjechałem w 3 miesiące do 59kg. Gdy w tamtym czasie zadzwoniła do mnie kobieta z banku z propozycją kredytu na niezłych warunkach, kamień spadł mi z serca. Niedługo po tym, jak odebrałem pieniądze, postanowiłem się zwolnić, rzucić narkotyki i rozpocząć terapię. Nie ćpałem przez ponad pół roku, ćwiczyłem, rozwijałem się w kierunku, który mnie interesował, pracowałem dorywczo. Terapia jednak nie dawała zbyt wiele, więc po kilku spotkaniach zrezygnowałem.
Finansowo przez ten czas było całkiem ok. Miałem więcej czasu dla siebie i siłą rzeczy, więcej czasu na naukę.

Jednak nadszedł niespodziewany moment załamania. Postanowiłem, że skoro już tak długo nie biorę, to co szkodzi sobie ogarnąć jakiś towar. I to był błąd. Na jednym towarze się nie skończyło - płynąłem tygodniami. Z pracy wyleciałem za spóźnienia, bo ćpałem do późna (i zresztą prawidłowo, że wyleciałem). Przyszło załamanie nerwowe, zespoły abstynencyjne na przemian z powrotami do ćpania. Do tego stres związany ze spłatą zobowiązań, które zaciągnąłem. W tamtym czasie było mi już wszystko jedno, więc robiłem to, co najgłupszego może zrobić dłużnik. Zaciągałem inne pożyczki, by spłacać poprzednie. I tak to się kręciło do czasu, aż zdałem sobie sprawę, że muszę przestać, bo narobię sobie takich długów, z których nigdy nie wyjdę.
Z około 35tys długów udało mi się spłacić 23tys.

W ciągu następnych tygodni, mój stan psychiczny pogarszał się. Zamiast spłacać resztę zobowiązań, ładowałem kasę w psychiatrów, benzodiazepiny i benzodiazepiny z "lewych źródeł". Od czasu do czasu kasa szła na jakieś tańsze dragi, by chociaż na chwilę poczuć się lepiej.

Aktualnie wcale nie jest lepiej. Jestem bez pracy, od windykacji miałem dziennie po 50 telefonów, więc zmieniłem numer, kontaktuję się z nimi jedynie mailowo. I tak się to kręci w kółko. Jeszcze kilka lat temu nie uwierzyłbym, że będę myślał o samobójstwie na poważnie. Ostatni rok był jednym, wielkim pasmem złych decyzji, a jedną z głównych ról w tym marazmie odgrywały dragi. I w sumie nadal odgrywają. Ale dragi nie były powodem, tylko skutkiem. Skutkiem nieleczonych zaburzeń psychicznych, przez które nie potrafiłem sobie radzić z życiem. Dragi stały się lekiem na całe zło. Czułem się jak młody bóg, mogłem wszystko. Zaburzenia lękowe, fobie społeczne, depresja - wszystko jak ręką odjął. Zabawne jest to, że zdawałem sobie sprawę, że narkotyki nie są wyjściem i wkrótce mogę pożałować swojej przygody z nimi. I pożałowałem.

Pewnie jak to jutro przeczytam to się spalę ze wstydu. Ale #!$%@? tam, niech leci.

#narkotyki #narkotykizawszespoko #narkotykiniezawszespoko #depresja #przegryw #bojowkamedycznegoklefedronu
  • 68
@Hyyerr: będzie aktem mojej woli. Woli nie wolnej, a zdeterminowanej wcześniejszymi, destrukcyjnymi czynnikami, z którymi sobie nie poradziłem.
@Hyyerr: nie ja sobie to tłumacze, tylko tłumaczą to rozmaite nauki zajmujące się tym, jak działa człowiek; psychologia, psychiatria, socjologia, kognitywistyka, neurobiologia i inne neuronauki. I chyba nie zrozumiałeś "tego toku myślnia", bo to, że ktoś jest wychowywany w szczęściu i dobrobycie nie znaczy, że jest wolny od przykrych doświadczeń, porażek i bólu. I nie znaczy to też, że, mimo bycia wychowanym w dobrobycie, będzie w stanie sobie ze wszystkim poradzić.
@into: czyli jak zawsze (no, zazwyczaj) kwestia definicji (tutaj: "wolnej woli"). Ja uważam że, moja wolność osobista = wolna wola. Reprezentujesz tutaj skrajny pesymizm, moim skromnym zdaniem, a właściwie to skrajny determinizm jakiś. Moim zdaniem człowiek jest "wolny" w miarę tego, na którym "końcu" kuli ziemskiej się urodził (mam na myśli różnicę miedzy Koreą Płn np. a Polską) Nie chce mi się spierać z jakąś neurobiolochemiczną teorią wg której wszystko już