Kolejny i na pewno nie ostatni Lutens w moim cyklu. Gris Clair to jeden z najbardziej oryginalnych zapachów jakie mam w kolekcji. Wszechobecne w sieci porównania aromatu tych perfum do rozgrzanego do czerwoności żelazka czy pary buchającej z niego wprost na materiał są zgodne w stu procentach z tym co czuje. Piękny, niebanalny i ciepły, do tego bardzo podobający się otoczeniu to właśnie Gris Clair.
Był to pierwszy z Lutensów, którego testowałem w domu, poza perfumerią. Skład Gris Clair nie jest jakoś bardzo skomplikowany. Obok pierwszoplanowej lawendy mamy irysa, tonkę i ambrę czyli składniki obecne w wielu dzisiejszych mainstreamowych kompozycjach, do tego jakieś nuty drzewne i kadzidło. Lawenda, która przez wielu kojarzona jest z zapachem niemodnym, starodawnym czy po prostu tzw. "dziadem", wygląda tutaj niesamowicie nowocześnie. Jest słodka, pylista, tak jakby okurzona. Jest to pewnie spowodowane odpowiednim doborem kompanów i dzięki temu nikt wąchając Gris Clair nie wpadnie na to by powiedzieć nam, że pachniemy staro. Pomimo, że Gris Clair pachnie ciepło i słodko, to ma w sobie coś metalicznego i chłodnego co daje fajny nam kontrast. Od początku do końca pachnie raczej tak samo, nie zauważyłem większych zmian w czasie trwania na skórze.
Parametry dobre, 8+ godzin na skórze z dobrą projekcją przez pierwsze dwie. Najlepiej ich używać jak jest trochę chłodniej, bo testy późną wiosną gdy było już 20+ stopni nie zdały u mnie egzaminu bo zapach mnie przydusił. Jesienią były to już zupełnie inne perfumy i nawet zgarnąłem kilka komplementów, co w sumie jest u mnie na porządku dziennym jeśli chodzi o zapachy robione przez Lutensa. Polecam, nietuzinkowy wynalazek, który może się podobać. Zapach prasowanych ubrań może świetnie łączyć się ze strojem formalnym, choć ja do tej pory ich używałem tylko casualowo, na jakieś wyjścia do kina czy coś.
@dr_love: widzę Lutensa - plusuję ( ͡°͜ʖ͡°) Dla mnie to trudny zapach, rozgrzane żelazko bardzo intensywnie daje o sobie znać przez tak jak napisałeś 8 godzin. Może kiedyś dam mu jeszcze szansę :)
@ChissCake: oj trudny, pamiętam swoje pierwsze testy pare lat temu, jakoś pod koniec maja. Tragedia była, ledwo z domu nie wyszedłem i się dusiłem. Ostatnio jednak z wymiany z @rootkins wziąłem sobie odlewkę i jesienią/zimą to już zupełnie co innego, także jak nic sie u Ciebie nie zmieni to chętnie go przygarnę więcej :))
@dr_love @makrel_gieldowy nigdy go zima nie nosiłem, muszę spróbować bo rzeczywiście potrafi przydusić na początku. A teraz to sucho jest jeśli chodzi o lutensy w sklepach, chyba teraz trzeba czekać na te z czarnymi etykietami. Mam nadzieję że w sklepach internetowych ich cena nie skoczy jakoś strasznie mocno
@lubielizacosy: Tesori d'Oriente Byzantium, słodki czekoladowy ulep, bardzo trwale i intensywne, w sumie dają radę, jeżeli lubisz słodkie perfumy. Projekcja wydaje mi sie podobna do valentino uomo intense, moc słodyczy podobna, tylko zamiast wanilii czuć czekoladę.
@dr_love: nie mam flaszki ;) Przygoda z Gris Clair skończyła się na testach nadgarstkowych w Sephorze ;) Chociaż przyznaję, tanie testery poniżej 150 zł kusiły...
@ChissCake dla mnie najtrudniejszy Lutens z testowanych przeze mnie to Laine de Verre - w małych ilościach może nawet troszkę świeży, w nieco większych nieprawdopodobnie metaliczno-detergentowe połączenie
Serge Lutens Gris Clair (2006)
Kolejny i na pewno nie ostatni Lutens w moim cyklu. Gris Clair to jeden z najbardziej oryginalnych zapachów jakie mam w kolekcji. Wszechobecne w sieci porównania aromatu tych perfum do rozgrzanego do czerwoności żelazka czy pary buchającej z niego wprost na materiał są zgodne w stu procentach z tym co czuje. Piękny, niebanalny i ciepły, do tego bardzo podobający się otoczeniu to właśnie Gris Clair.
Był to pierwszy z Lutensów, którego testowałem w domu, poza perfumerią. Skład Gris Clair nie jest jakoś bardzo skomplikowany. Obok pierwszoplanowej lawendy mamy irysa, tonkę i ambrę czyli składniki obecne w wielu dzisiejszych mainstreamowych kompozycjach, do tego jakieś nuty drzewne i kadzidło. Lawenda, która przez wielu kojarzona jest z zapachem niemodnym, starodawnym czy po prostu tzw. "dziadem", wygląda tutaj niesamowicie
nowocześnie. Jest słodka, pylista, tak jakby okurzona. Jest to pewnie spowodowane odpowiednim doborem kompanów i dzięki temu nikt wąchając Gris Clair nie wpadnie na to by powiedzieć nam, że pachniemy staro. Pomimo, że Gris Clair pachnie ciepło i słodko, to ma w sobie coś metalicznego i chłodnego co daje fajny nam kontrast. Od początku do końca pachnie raczej tak samo, nie zauważyłem większych zmian w czasie trwania na skórze.
Parametry dobre, 8+ godzin na skórze z dobrą projekcją przez pierwsze dwie. Najlepiej ich używać jak jest trochę
chłodniej, bo testy późną wiosną gdy było już 20+ stopni nie zdały u mnie egzaminu bo zapach mnie przydusił. Jesienią były to już zupełnie inne perfumy i nawet zgarnąłem kilka komplementów, co w sumie jest u mnie na porządku dziennym jeśli chodzi o zapachy robione przez Lutensa. Polecam, nietuzinkowy wynalazek, który może się podobać. Zapach prasowanych ubrań może świetnie łączyć się ze strojem formalnym, choć ja do tej pory ich używałem tylko casualowo, na jakieś wyjścia do kina czy coś.
zapach: 8.0/10
trwałość: 7,0/10
projekcja: 7,0/10
podobne: Ferrari Pure Lavender (daleki krewny)
cena: około 200 zł za 50 ml
https://www.parfumo.net/Perfumes/Serge_Lutens/Gris_Clair
https://www.fragrantica.com/perfume/Serge-Lutens/Gris-Clair-593.html
Dla mnie to trudny zapach, rozgrzane żelazko bardzo intensywnie daje o sobie znać przez tak jak napisałeś 8 godzin. Może kiedyś dam mu jeszcze szansę :)
za Gris Clair nie przepadam z powodu lawendy
Przygoda z Gris Clair skończyła się na testach nadgarstkowych w Sephorze ;)
Chociaż przyznaję, tanie testery poniżej 150 zł kusiły...