Wpis z mikrobloga

Dziś do poduszki, dla części do poczytania pewnie już rano do śniadania, krótka notka. Tym razem odpowiedź na pytanie "Czy zamieszkać razem przed ślubem?"

Wróćmy do tego „świetnego dobrania się” i stwórzmy katalog zachowań potrzebnych dla stworzenia dobrych relacji kobiety z mężczyzną i katalog zagrożeń związku.

Harmonii w związku na pewno sprzyja więź uczuciowa: coś, co nazywamy miłością, ale co może mieć rozmaite odmiany i zakresy. Ale jeśli partnerzy związali się ze względu na łączące ich uczucia, a nie z rozsądku, to jest to pierwszy krok do udanego związku. Często mylimy z miłością namiętność, zauroczenie, fascynację. Badacze miłości uwzględnili jednak istnienie rozmaitych rodzajów samej miłości – miłość typu eros, miłość typu agape, miłość typu mania itp. Bo ludzie kochają bardzo różnie. Robert Sternberg, amerykański psycholog, jeszcze inaczej zbudował typologię miłości: wyznaczył trzy elementy – namiętność, intymność i zobowiązanie (gotowość bycia razem) – które skonfigurowane w różnym nasileniu opisują różne rodzaje miłości.

Każda z nich równie dobrze nadaje się do budowy harmonijnego związku?
Na pewno nie. Jeśli dwoje partnerów połączy miłość typu mania, zaborcza, zazdrosna, to oni się wykończą, a nie zbudują harmonii. Jeśli połączy ich miłość eros, czyli oparta na fascynacji kobiecością i męskością, to rokowania będą lepsze.

W harmonijnym związku seks musi być oceniany przez oboje jako przyjemny, bo tylko taki będzie miał charakter więziotwórczy. Dalej: ważna jest umiejętność neutralizowania konfliktów, bez zalegania złych emocji. Rozwiązywanie ich szybko, bez wielogodzinnych kłótni i obrażania się na tydzień. Partnerom powinno chodzić o rozwiązanie problemu i szybki powrót do równowagi. Wiem, że nie jest prosto to osiągnąć, ale warto się nauczyć takiego rozwiązywania sporów, które nie polega na walce dwóch egocentryzmów. Zawsze namawiam, by w sytuacji konfliktowej wejść w głowę drugiej osoby, spojrzeć jej oczami, wziąć pod uwagę jej punkt widzenia. Chodzi o przełamanie egocentryzmu. Sprzyja temu osobowość, która nie dzieli włosa na czworo.

Istotne w związku, a niedoceniane jest też poczucie humoru: mam wrażenie, że pogodne nastawienie do życia obojga partnerów to już 1/3 sukcesu związku. Z osobami uśmiechniętymi, życzliwymi trudniej się kłócić. Bo kłótnie wynikają na ogół ze złych emocji, a nie z racjonalnych przemyśleń. Jeśli ktoś z góry rozładowuje złe emocje pozytywnym nastawieniem do świata, kłótnia nawet nie zdąży wybuchnąć.
Ważne jest także, by każde z partnerów czuło się w związku cenione. By było świadome swoich zalet i widziało, że partner też je zauważa i podkreśla.
Wreszcie w harmonijnym związku poza miłością powinno być miejsce na przyjaźń: zaufanie, wzajemny szacunek.

Tylko jak sprawdzić, że właśnie ten, a nie inny partner to jest to?
Zamieszkać z nim. Wspólne mieszkanie stanowi próbę charakterów, sprzyja dopasowaniu się, ujawnieniu różnic i stwierdzeniu, które są akceptowalne, które da się przepracować, a z którymi wytrzymać nie idzie. Trwalszy będzie związek, który w ten sposób przekonał się, że dobrze się dobrał. Jeśli jednak nie dali sobie tej szansy, ryzykują kryzys po tym, jak zdecydują się na ślub czy dziecko. Przypominam sobie piękną, udaną parę dwojga wykształconych, atrakcyjnych ludzi. Podobnie odbierali sztukę, podobnie lubili wypoczywać, wszystko grało. Ale gdy zamieszkali razem, wkrótce musieli się rozejść. Okazało się, że on wyszedł z domu, w którym matka bardzo dbała o porządek i schludność. I on tego oczekiwał od swojej kobiety. Natomiast jego dziewczyna bałaganiarą była straszliwą. Potrafiła nie zmywać przez wiele dni. W zlewie kuchennym talerze obrastały grzybem. On miał nadzieję, że to da się przepracować, ale się nie dało. Ona stwierdziła, że nie jest stworzona, by zajmować się domem, nienawidziła tego. Przyzwyczaiła się jadać w knajpach i nie musieć zmywać itp. A on nie wyobrażał sobie życia w takim bałaganie. Narosły na tym tle rozmaite konflikty, ona się czuła naciskana, odechciało się jej seksu i to był początek końca. Wreszcie się rozstali, nie udało im się wypracować kompromisu. Zresztą następny jej partner wytrzymał pół roku. Tym razem to ona wprowadziła się do niego i zaczęła robić mu bardach w domu. W końcu wymienił zamki i wystawił jej walizki przed drzwi. Ale dobrze się stało, że wszystko się wyjaśniło na początku związków, a nie po ślubie. W tym przypadku rozstawali się ludzie jeszcze niezwiązani żadną obietnicą, a tylko próbujący ze sobą żyć. Trudno, nie udało się.

Są też związki oparte na odświętności, kolacjach w restauracji, śniadaniach w kawiarni, wypadach na weekend czy do kina. Seks na tym etapie też jest świeży, nieskażony rutyną. Ale jeśli zdecydują się na ślub czy dziecko, mogą się bardzo zdziwić, zamieszkawszy ze sobą. Okazuje się np. że mają zupełnie rozbieżne scenariusze życia codziennego. Najbardziej banalna historia to ta, że on od kobiety oczekuje przygotowania trzech posiłków dziennie, a ona nie wyobraża sobie spędzania dnia w kuchni. Tym bardziej że dotąd przecież jadali w restauracjach! Może się okazać, że urocza, pozornie dobrana para po zamieszkaniu razem kompletnie nie będzie potrafiła się dogadać w najprostszych sprawach – co jedzą na śniadanie, kto robi pranie, kto sprząta łazienkę. Albo pojawia się na świecie dziecko, a mężczyzna zaczyna uciekać, coraz później wraca z pracy, bo jego denerwuje dziecięcy płacz. Kobieta jest obciążona dzieckiem, niewyspaniem, nerwami, i nie dostaje żadnego wsparcia, bo mężczyzna nie był gotowy na rolę ojca. W ogóle się w tej kwestii nie dogadali. Dla niej było oczywiste, że jeśli wiążą się na stałe, będą dzieci. A dla niego było oczywiste, że skoro byli ze sobą, nie było dzieci i było im dobrze, to po ślubie tak będzie dalej, bo dlaczego coś zmieniać?

Dopiero w takich sytuacjach ludzie poznają swoje prawdziwe oblicza. W okresie tańca godowego trwa nieustanna mobilizacja nastawiona na zdobycie partnera. Mężczyzna #!$%@? się w dziewczynie, która uwielbia głębokie, psychologiczne, refleksyjne filmy. I jemu też one zaczynają się podobać, chętnie z nią je ogląda, dyskutują o nich. Ona czuje, że dobrze trafiła, że się dopasowali. Ale w momencie gdy już zamieszkają razem, okazuje się, że jego nie można odkleić od telewizora, w którym cały czas ogląda sensacyjne łupanki. Bo w tańcu godowym obowiązywały inne reguły. Jeśli więc partnerzy nie poznali się przed ślubem w realiach codzienności, może ich spotkać totalne rozczarowanie.

Przeważnie już po kilku miesiącach wspólnego mieszkania opadają maski i wiadomo już, jacy jesteśmy i czy do siebie pasujemy. To okazuje się szybko, w ciągu kilku miesięcy. A dwa lata są już zupełnie wystarczające, by w normalnych relacjach dowiedzieć się już całkowicie, co nas łączy, a co dzieli. Wspólne zamieszkanie jest tym ważniejsze, że dziś w ogóle bycie razem jest bardziej ryzykowne i obciążające. Kiedyś rodziny były wielopokoleniowe, jedno zajmowało się utrzymaniem, drugie zajmowało się domem. Do opieki nad dziećmi było wokół wiele chętnych cioć i kuzynek. Aspiracje były niewielkie, bo nikt z sąsiadów i znajomych nie jeździł na wczasy do Afryki. Teraz więcej oczekujemy od życia, poszerzyły nam się horyzonty i możliwości i chcemy z tego korzystać na poziomie zbliżonym do tego, w jaki korzystaliśmy, żyjąc tylko na własny rachunek. Mieszkanie i samochód nie są już osiągnięciem życia – powinny być gotowe już na starcie, a dalej ma być jeszcze lepiej. To oznacza również większe wymagania wobec partnerów.


Zachęcam do kupna książki tutaj.
#zdrowyseks #zdrowerelacje #zwiazki
  • 63
  • Odpowiedz