Wpis z mikrobloga

Ze względu na pewien odzew w związku z tym postem, postanowiłem rozwinąć nieco wątek moich osobistych doświadczeń oraz poradzić coś zainteresowanym, stworzył się więc z tego taki mini poradnik (sorry, że takie długie ( ͡° ͜ʖ ͡°)).

Moja przygoda z duchowością/medytacją trwa wiele lat, sądzę, że gdzieś z siedem, ale szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie. Nie będę tutaj jednak tego rozwijał, bo to zbędne, przejdę do doświadczeń z ostatnich miesięcy.

Na wakacjach, a właściwie we wrześniu umieszczałem pod tagiem #medytacja wpisy dotyczące swoich postępów z ową praktyką. Medytowałem codziennie przez miesiąc i byłem ciekaw efektów. Niestety, były one mizerne. Co prawda podczas samej medytacji (uprawiałem zazen) osiągałem pełen spokój i żywotność, jednakowoż po zakończonym posiedzeniu szedłem w wir dnia codziennego i traciłem to, co wcześniej wypracowałem. Co gorsza, pewne sytuacje wytrąciły mnie całkowicie i pogrążyłem się w myśleniu na nowo, tak więc można rzec, że byłem kolosem na glinianych nogach; niby regularnie praktykowałem, ale nic z tego nie wynikało.

Tutaj chciałbym zwrócić uwagę na tę pułapkę, bo łatwo w nią wpaść. Myślimy, że jak będziemy regularnie medytować, to nagle coś nam się uda osiągnąć, uspokoić, uszczęśliwić i tak dalej... prawda jest taka, że często są to krótkotrwałe efekty, a my zastąpiliśmy jeden schemat myślowy (coś tam negatywnego) innym (jestem uduchowiony i medytuję) i dlatego wszystko może się łatwo posypać. To, że będziecie się starać nic nie da, właściwie trzeba przestać się starać, o czym za chwilę.

Na pewien czas zarzuciłem medytację, pogrążyłem się w myślach, w negatywnych emocjach i miałem sporego doła. Jakiś miesiąc temu miała miejsce sytuacja w moim życiu, która jak myślałem - uszczęśliwi mnie, a wyszło oczywiście odwrotnie i bardzo przez to cierpiałem. Przelało to jednak czarę goryczy i po raz enty skierowałem się w stronę ducha, mówiąc szeroko, ale tym razem od innej strony.

Co mam na myśli? Sięgnąłem znowuż po Potęgę Teraźniejszości Eckharta Tolle i znowu brałem sobie wszystko do serca. Starałem się być obserwatorem, jak to pisze Tolle, cichym świadkiem swoich emocji. Obserwowałem co się we mnie dzieje, ale nie oceniałem tego ani nie przywiązywałem się. Było początkowo trudno, te emocje starały się mną zawładnąć i miałem kłopoty, by się w nie nie angażować. Ale to jak ćwiczenie mięśni; z czasem zaczęło to wychodzić, a emocje słabły, za to wzmagał się wewnętrzny spokój. Po pewnym czasie byłem wdzięczny za tą sytuację w moim życiu, bo tak naprawdę wyrwała mnie ona z marazmu i obudziła. Jak jednak wyglądała i wygląda dokładniej moja praktyka? Skończyłem z medytacją stacjonarną; nie wyznaczam sobie żadnego czasu, że "teraz się uduchowię" ani nie siadam w żadnej ustalonej pozycji. Moimi ćwiczeniami są codzienne czynności. Sęk w tym, że w każdej z nich jestem w stu procentach. Jakby to ujął zen, ja nie sprzątam, tylko jestem sprzątaniem. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Mówiąc najdobitniej - trzeba robić to, co się robi w danym momencie i w ogóle nie obarczać tego myśleniem. Jak to osiągnąć? Trzeba skupiać się na odczuciach, np teraz stukam na komputerze, czuję klawisze pod palcami, słyszę dźwięk uderzeń, samochody za oknem i tak dalej. Istnieje sporo technik, by "zakotwiczyć" się w teraz. Pomaga w tym choćby odczuwanie swojego ciała, tzn robisz coś, ale jednocześnie czujesz siebie od wewnątrz, swoje pole energetyczne. Nie da się wtedy nie być obecnym.

W tym momencie chciałbym polecić wszystkim PDF'a Eckarta Tolle pod tytułemPraktykowanie potęgi teraźniejszości, który możecie znaleźć choćby TUTAJ. Będzie to idealne uzupełnienie do tego o czym pisałem przed chwilą i zapodanie różnych prostych technik, jak to wprowadzić w życie.

Tutaj chciałbym wrócić do tego enigmatycznego stwierdzenia, że właściwie trzeba przestać się starać. O co tu chodzi? Ano o to, że praktyka powinna być celem samym w sobie. To znaczy - nie dlatego będę starał się być obecny, żeby w przyszłości być fajny, pewny siebie i spokojny, tylko będę obecny, bo jest tylko ta chwila i robię właśnie teraz to, co robię. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Jeżeli zakładacie istnienie przyszłości, szukacie zbawienia w czasie (znowu językiem Tolle nawijam, ale on to wykłada łopatologicznie), to już jesteście pogrążeni w swoich schematach myślowych i nic z tego nie będzie.

Duchowość generalnie, z zewnątrz, wydaje się paradoksalna; te wszystkie stwierdzenia, że jedynym celem jest nie mieć celu albo że wygrać można tylko nie walcząc i tak dalej, to się wydaje niezrozumiałe, naiwne czy nawet głupie, ale kiedy się doświadczy spokoju umysłu, przeżyje swoje małe satori, to nagle wszystko do nas dociera i wiemy, że to "najprawdziwsza prawda". ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zresztą, nie chcę żebyście mi wierzyli na słowo, wiedza tutaj nic nie da i jest bezużyteczna. Spróbujcie po prostu popraktykować i sami się przekonacie.

Przechodząc do konkluzji - praktykowałem właśnie bycie obecnym podczas codziennych czynności i im dłużej to robiłem, tym większy spokój osiągałem. Po jakimś miesiącu mój umysł uspokoił się na tyle, że teraz potrafię nie wybiegać w przyszłość, stresuję się dużo mniej, stałem się pewniejszy, a co najważniejsze potrafię się cieszyć z dnia, z najprostszych rzeczy. Kiedyś przez długi czas było to dla mnie niedostępne, w mojej głowie był ciągły brak - radości, szczęścia, miłości, teraz czuję, że niczego mi nie brakuje.

Być może brzmi to radykalnie, ale wcale radykalne nie jest. A może jest, nie wiem. Tak czy owak, żeby osiągnąć trwalsze rezultaty w duchowości i medytacji (bo właściwie to co robię jest również medytacją), nie można chwytać się półśrodków, ale trzeba być zdecydowanym. Nie osiągnąłem żadnego oświecenia, ale gdybym do niego dążył to już bym popełniał błąd. Nie chcę do niczego dążyć, po prostu jestem. Można powiedzieć, że w końcu przejrzałem na oczy.

Na sam koniec literatura dla zainteresowanych, która mi pomagała na przestrzeni lat: E. Tolle - Potęga Teraźniejszości (to powinien przeczytać każdy człowiek na świecie ( ͡° ͜ʖ ͡°)) i Nowa Ziemia, a także Przebudzenie Anthony'ego De Mello i Wprowadzenie Do Buddyzmu Zen D.T Suzukiego.

I wołam: @Mati_Mateusz, @tryvial, @dnasstorm, @Borntobefit

#rozwojosobisty #radykalnazmiana #wychodzimyzprzegrywu #zen
  • 6
  • Odpowiedz
@budep: Przeczytam później. Jak „The Power of Now” Eckharta wpłynęło na Twoje życie? Jak pierwszy raz włączyłem talk Eckharta to nie miałem jakichś oczekiwań, a mnie bardzo pozytywnie zaskoczył i jest teraz moim głównym nauczycielem. W sumie przesłuchałem prawie wszystkie filmy z jego udziałem na YT i to po kilka razy. https://m.youtube.com/watch?v=9Gzoooxb6M4 Tutaj chyba mój ulubiony film. Także polecam innym co go jeszcze nie poznali.
  • Odpowiedz
@budep: Fajny wpis, muszę zacząć być bardziej obserwatorem, już trochę się tego nauczyłem ale dalej daje się złapać. Wiem, ze dana mysl lub emocja się pojawia i, ze mówi mi „idziemy tędy” no i niestety często idę. Często jestem świadom całego tego procesu i wiem co się dzieje, także chociaż taki plus. Czasami mam tak, ze się budzę rano i machina umysłu od razu rusza, ale po prostu będę to obserwował
  • Odpowiedz
@budep: Ale mi teraz zaimponowałeś. :D Mam nadzieję, że utrzymasz ten stan ducha jak najdłużej i będziesz dodawał więcej wpisów na mirko, bo to bardzo motywuje i daje kolejne świadectwo o tym jak bardzo medytacja pomaga w codziennym życiu.
  • Odpowiedz
@Yagami_Raito78: Dziękuję. Nie jest to oczywiście stań permanentny, czasem mnie coś dotknie, ruszy, ale wtedy sobie myślę: "Nie no, znowu umyśle? Serio znowu mam łykać ten kit?". Każdą sytuację, zwłaszcza te trudniejsze, staram się traktować jako praktykę i wezwanie do intensywniejszego bycia. Jak będę miał jakieś obserwacje czy mnie natchnie, to coś machnę. Życzę powodzenia.
  • Odpowiedz