Wpis z mikrobloga

04.11.1952 r.

Dwight Eisenhower wygrał wybory prezydenckie w USA.


Wizerunek niefrasobliwego gracza w golfa, jaki wykreował o sobie Eisenhower w czasie swej prezydentury, prowokował do słabej oceny jego rządów i ta niesprawiedliwa opinia pokutuje do dziś. Stanowczo nie docenia się jego niezaprzeczalnych dokonań wytrawnego i przenikliwego polityka, potrafiącego w czasie apogeum zimnej wojny oddalić widmo jądrowej zagłady, zapewniając bezpieczeństwo światu i pomyślność swemu narodowi.
Jego prezydentura wyznacza jeden z najlepszych rozdziałów w historii Ameryki XX wieku i należy uznać to za jego osobistą zasługę. Był słowny, prawy i skrupulatny w wypełnianiu swoich obietnic wyborczych. Czynił to w wielkim stylu, nie specjalnie dbając o rozgłos. Jaki naprawdę był Eisenhower, zwany popularnie Ike, który chciał uchodzić za dobrodusznego i nieco naiwnego jegomościa?

Urodził się w małym miasteczku w Teksasie w ubogiej, bardzo religijnej rodzinie o korzeniach niemieckich. Wkrótce jego rodzice przenieśli się do stanu Kansas. Małżeństwo jego rodziców uważane było za szczęśliwe. Religia wpłynęła na Dwighta, który już jako dorosły często z pamięci cytował wiele długich fragmentów z Biblii. W szkole uwielbiał matematykę. Za to nie potrafił ładnie pisać, miał kłopoty z kaligrafią i czasami nie potrafił przeczytać nawet tego, co sam napisał. Zapewne miał dysgrafię. W szkole średniej polubił historię, ekscytując się starożytną Grecją i Rzymem. Dawał także upust swoim talentom sportowym, grając w szkolnej reprezentacji bejsbolowej i futbolowej.

Po ukończeniu szkoły, ze względu na sytuację finansową, był zmuszony kontynuować naukę w bezpłatnej szkole wojskowej. W 1911 wstąpił do Akademii Wojskowej w West Point. Był mało wyróżniającym się kadetem. Otrzymał przydział do bazy w San Antonio i wkrótce na swej drodze życiowej spotkał Mary Doud, z którą się ożenił. Mieli dwóch synów. Pierworodny zmarł w wieku czterech lat, a drugi syn, John Sheldon Doud, odziedziczył zainteresowania ojca i po wstąpieniu do służby wojskowej osiągnął także stopień generała.

W czasie I wojny światowej Eisenhower kompetentnie dowodził ośrodkiem szkoleniowym sił pancernych w Camp Colt. Być może jego niemieckie pochodzenie przeszkodziło w wysłaniu go na front do Europy. W latach międzywojennych służył w sztabie gen. Foxa Connora w strefie Kanału Panamskiego. Jego przełożony zachęcił Eisenhowera do pogłębienia wiedzy wojskowej, kierując go na kurs wyższych dowódców Akademii Sztabu Generalnego w Fort Leavenworth. Ike ukończył kurs jako prymus i jego kariera przyspieszyła. Wkrótce awansowano go na generała, a po przystąpieniu USA do wojny objął funkcję naczelnego dowódcy wojsk amerykańskich lądujących w Afryce Północnej. Dowodził inwazją na Sycylię i Włochy, a następnie wyznaczono go na dowódcę sił alianckich w Europie Północno-Zachodniej. Dowodził operacją lądowania aliantów w Normandii i koordynował walki sprzymierzonych w Europie. Po zwycięstwie nad Niemcami został mianowany dowódcą amerykańskich sił okupacyjnych w Niemczech.

Reprezentował rząd amerykański w Sojuszniczej Radzie Kontroli. W 1950 przebywał w Paryżu tworząc struktury NATO. Jego działalność coraz bardziej wiązała się z polityką. Po ponad 40 latach służby wojskowej postanowił rozstać się z mundurem, poświęcając się polityce. Wojenna sława przysporzyła mu szacunku narodu i mógł nawet ubiegać się o prezydenturę. Zarówno Partia Demokratyczna, jak i Republikańska chciały pozyskać Eisenhowera i delegować go do wyborów prezydenckich w roku 1952. Eisenhower zdecydował się na kandydowanie z ramienia republikanów. Dwight Eisenhower otrzymał nominację już w pierwszym głosowaniu. Pokonał swego demokratycznego rywala, uzyskując 55% poparcia. Wybory wygrał dzięki programowi kładącemu nacisk na bezpieczeństwo narodowe, w którym wzywał wolny świat do wyzwolenia od Sowietów krajów satelickich. Został zaprzysiężony 20 stycznia 1953 r. jako 34. prezydent Stanów Zjednoczonych. Był najstarszym prezydentem w chwili wyboru – urząd ten objął w wieku prawie 63 lat.

Na początku swego urzędowania miał do przezwyciężenia wojnę w Korei, grożącą przekształceniem się w globalny konflikt między USA a Związkiem Sowieckim. Uważał, że wojna w Korei jest niepotrzebna. Przerażała go liczba przypadków, w których poprzednia administracja rozważała możliwość użycia broni nuklearnej przeciw Chinom i Sowietom, a także gotowość do konwencjonalnego, masowego bombardowania Chin. Przez całą prezydenturę obawiał się, by rząd w napiętej atmosferze wojny nie dostał się pod wpływ wojowniczych senatorów, nadgorliwych oficerów i chciwych dostawców wojskowych, czyli tego, co nazywa się kompleksem wojskowo-przemysłowym. Groźba wrogiego ataku nuklearnego nieustannie dręczyła Eisenhowera. Pytał Edgara Hoovera, co robi FBI, aby ustrzec kraj przed tym niebezpieczeństwem? Szef FBI informował prezydenta, że przy zbieraniu informacji dotyczących bezpieczeństwa agenci nie cofają się nawet przed łamaniem prawa. Prezydent milcząco zaakceptował ten fakt, gdyż zimnej wojny nie można było wygrać samym śledzeniem wrogów. Eisenhower postanowił ruszyć z miejsca negocjacje w sprawie zawieszenia broni, które utknęły w martwym punkcie. Zamiast planować w tajemnicy użycie broni nuklearnej, zaczął w prywatnych rokowaniach grozić użyciem tej broni. Jego taktyka poskutkowała i już w ciągu 9 miesięcy uzyskał wyniki. W lipcu 1953 został zawarty rozejm w Korei. Eisenhower dotrzymał obietnicy i zakończył tę wojnę, zgodnie ze sloganami wyborczymi z roku 1952. W tym czasie ostro go krytykowano za to, że nic nie robi, by okiełznać histerię antykomunistyczną związaną z kontrowersyjną działalnością senatora McCarthy’ego. Prezydent najpierw postarał się o zawarcie pokoju, a dopiero potem zorganizował upadek senatora. W wielkiej tajemnicy i zręcznie nakłonił swych przyjaciół w Senacie, by szanowali McCarty’ego, a jednocześnie – za pośrednictwem swego szefa prasowego Jima Haggerty'ego – zorganizował kampanię prasową wymierzoną w senatora. Eisenhower działał metodą „niewidzialnej ręki”. Lubił tak działać, wykazały to analizy jego publicznej aktywności, dokonane w wiele lat po jego śmierci.

Eisenhower starał się robić wrażenie, że nie rządzi, lecz panuje jak monarcha konstytucyjny – decyzje pozostawia swoim kolegom w Kongresie, sam zaś najchętniej spędza czas grając w golfa. Był to ze strony prezydenta kamuflaż, i to na tyle skuteczny, że zmylił zarówno swych przeciwników politycznych, jak i całą rzeszę dziennikarzy, intelektualistów, razem z obserwatorami sceny politycznej, a nawet swego pierwszego biografa. Wszyscy oni uważali Eisenhowera za człowieka o dobrych intencjach, lecz ograniczonego intelektualnie, ignoranta w wielu dziedzinach, który nie potrafi przemawiać, i był często słaby, a zawsze leniwy. Eisenhower nie przejmował się tym, a nawet starał się ich w tym utwierdzać. Czasami wprawiał w zakłopotanie swoje otoczenie wypowiadając swoiste złote myśli: „W czasie łowienia ryb należy zachowywać najwyższą ostrożność, zwłaszcza gdy się jest rybą". Albo: „Jest jedna rzecz w byciu prezydentem. Nikt ci nie mówi, kiedy masz usiąść!".

Rzeczywistość była zupełnie inna. Eisenhower był człowiekiem skomplikowanym i przebiegłym, rozpatrywał każdy problem pod kilkoma kątami, wybierając rozwiązanie pośrednie. Ujawnione dokumenty, zapiski jego rozmów telefonicznych, dzienniki dowodzą, że prezydent pracował o wiele ciężej, niż przypuszczał ktokolwiek, nawet jego przyjaciele. Zwykle dzień pracy zaczynał o 7:30 rano od zapoznania się z kilkoma dziennikami prasowymi, a kończył koło północy. Często pracował jeszcze dłużej i zarządzał wszystkim osobiście. Jego spotkania dotyczące partii, obrony i polityki zagranicznej umyślnie nie były podawane do publicznej wiadomości. Odbywał je w tajemnicy, przewodnicząc długim nieprotokołowanym posiedzeniom z sekretarzami stanu i obrony, szefem CIA i innymi osobistościami, by wreszcie podjąć decyzję samodzielnie. Jak wynika z obecnych analiz, jego zespoły doradcze były wysoce fachowe i decyzje nie były nigdy dziełem przypadku. W tamtym czasie natomiast wielokrotnie krytykowano Eisenhowera, że jego polityka zagraniczna i obronna jest sztywna i biurokratyczna. Znowu obserwatorzy ulegli ułudzie i dostrzegli jedynie pozory.

Prezydent często posługiwał się pseudozastępstwami. Np. wszyscy uważali, że decyzje w sprawach wewnętrznych podejmuje Sherman Adams, szef biura prezydenta. Nawet sam Adams uległ temu złudzeniu. Opowiadał, że Eisenhower nie lubi i unika telefonu. Zapiski wskazują, że prezydent załatwiał mnóstwo spraw telefonicznie, o których Adams nie miał zielonego pojęcia. Eisenhower nie chciał być zdany na jedno źródło informacji i zasięgał ich w wielu miejscach. Mocno kontrolował Johna Fostera Dullesa, sekretarza stanu, trzymając go na mocnej, choć niewidzialnej smyczy. Dulles musiał codziennie zdawać raporty, nawet z zagranicy. Także nie zdawał sobie sprawy, że prezydent porównuje jego informacje czytając wielkie tomy dokumentów i obfitą korespondencję od przyjaciół z kręgów dyplomatycznych, przemysłowo-handlowych i wojskowych w kraju i za granicą. Dulles skarżył się, że często pracował z prezydentem do późna w Białym Domu, lecz nigdy nie został zaproszony na obiad rodzinny. Eisenhower umyślnie podsycał wrażenie, że Adams i Dulles to primadonny w jego zespole i w razie jego pomyłki wina spadała na nich. Było także odwrotnie. Eisenhower wykorzystywał wtedy swą reputację człowieka naiwnego w sprawach polityki, biorąc na siebie błędy swych podwładnych. Obracał w żart niezręczną sytuację mawiając: "Dyplomata to człowiek, któremu dużo płacą za to, by się długo namyślał, zanim nic nie powie". Niewielu potrafiło rozeznać się, że Eisenhower to polityk wnikliwy, o bystrej inteligencji. Było tak, gdyż Eisenhower zazwyczaj ukrywał swoje myśli, używając w przemowach wojskowego żargonu, najczęściej na konferencjach prasowych, chcąc uniknąć dawania wiążących odpowiedzi. Z tej samej przyczyny symulował w jakiś sprawach ignorancję. Nawet udawał, że nie rozumie własnego tłumacza, jeśli jego cudzoziemski rozmówca był trudnym przeciwnikiem. Notatki z jego tajnych konferencji świadczą o czymś zupełnie przeciwnym, dowodząc siły i jasności myśli prezydenta. Churchill był jednym z niewielu, który właściwie ocenił Eisenhowera. Było tak, gdyż ci dwaj byli największymi mężami stanu w połowie XX wieku.

Eisenhower uważał, że Ameryka potrzebuje silnego przywódcy. Według niego taki lider musi działać niejawnie. Dlatego prezydent w najważniejszych sprawach działał jakby w ukryciu i nie ujawniał swoich talentów. Miał trzy proste zasady. Pierwszą było unikanie wojny. Lecz nie za każdą cenę. Mawiał: "Nienawidzę wojny tak, jak nienawidzić może tylko żołnierz, który ją przeżył i widział całe jej okrucieństwo i głupotę". Oczywiście, gdyby Rosja chciała zrujnować Zachód, należałoby stawić opór i Ameryka musiała posiadać taką siłę, by tego dokonać. Trzeba jednak uniknąć okazji do niepotrzebnej wojny, działając stanowczo, ostrożnie i mądrze. W tym odniósł sukces. Zakończył konflikt koreański, uniknął wojny z Chinami, w 1956 r. nie dopuścił do wojny o Kanał Sueski i zręcznie odwrócił groźbę innej wojny na Środkowym Wschodzie w 1958 r. O Wietnamie mówił: „Nie mogę sobie wyobrazić większej tragedii dla Ameryki, jak poważne zaangażowanie się teraz w jakąś wojnę, w którymś z tych rejonów". Zgoda Kongresu, poparcie sprzymierzeńców – to były dwa warunki rozpoczęcia amerykańskich działań wojennych. Znalazły one swoje odbicie w systemie przymierzy na Środkowym Wschodzie i w południowo-wschodniej Azji, które uzupełniły NATO.

Drugą zasadą Eisenhowera była konieczność kontroli konstytucyjnej nad działaniami wojskowymi. Często posługiwał się CIA i był jedynym amerykańskim prezydentem, który kontrolował jej działalność. Zręcznie prowadził operacje CIA w Iranie i Gwatemali, nie przynosząc żadnej szkody swojej opinii. Tylko przygotowany przez CIA zamach w Indonezji, w 1958 roku, nie udał się, ponieważ ten jeden raz nadzór nad wykonaniem zadania powierzono Dullesowi. Trudno uwierzyć, by Eisenhower dopuścił do wykonania operacji w Zatoce Świń (w 1961 r. ) w taki sposób, jak to miało miejsce. CIA walczyła z wrogiem w Azji, na Bliskim Wschodzie, w Afryce i Ameryce Łacińskiej – wszędzie, gdzie rozpadały się kolonie. Za Eisenhowera CIA podjęła 170 nowych tajnych operacji w 48 państwach. Eisenhower podejmował wstępne decyzje w rozmowach z braćmi Dullesami i zwykle kończył rozmowę stwierdzeniem: nie dajcie się złapać! CIA doskonale wiedziała, że jej operacje muszą być prowadzone w takiej tajemnicy, aby żaden ślad nie zaprowadził do Białego Domu. W 1954 r. Ike utworzył Radę Konsultantów Działalności Wywiadu Zagranicznego pod kierunkiem starego, chytrego dyplomaty Davida Bruce'a. Był to jeden ze sposobów, jakich używał, by mieć stale pod kontrolą działalność sfer wojskowych. Nie lubił generałów uprawiających politykę. Mawiał: "Wyżsi oficerowie niewiele wiedzą o zwalczaniu inflacji". Gdyby dać generałom i admirałom wolną rękę, opróżniliby cały skarb. Głowił się, jak stawić czoło Związkowi Sowieckiemu, nie rozpoczynając III wojny światowej ani nie niszcząc amerykańskiej demokracji. Bał się ruiny USA z powodu wielkich wydatków wojennych. Postanowił oprzeć swą strategię na tajnych broniach: bombach jądrowych i tajnych operacjach CIA. Były dużo tańsze niż kosztujące miliardy dolarów floty myśliwców odrzutowych i flotylle lotniskowców. Mając wystarczający arsenał jądrowy, rozumował Eisenhower, Stany Zjednoczone powstrzymają Sowietów od rozpoczęcia nowej wojny – albo ją wygrają, jeśli wybuchnie. Zbrojenia jądrowe uczynił skutecznym narzędziem zapewnienia bezpieczeństwa Zachodowi i USA w konfrontacji z Sowietami. Natomiast dzięki globalnej kampanii tajnych operacji prowadzonych przez CIA powstrzymano szerzący się komunizm i Rosjan.

Trzecia zasada Eisenhowera wynikała z przekonania, że zabezpieczenie wolności w całym świecie zależy od stanu gospodarki amerykańskiej. Siła tej gospodarki mogłaby się z czasem podwoić w Europie Zachodniej i w Japonii, lecz mogłaby też ulec zniszczeniu przez nieumiarkowane wydatki. Kraj może się udławić na śmierć rosnącymi wydatkami wojskowymi albo sam zadać sobie klęskę, nie wydając na cele obrony. Tak samo obawiał się nadmiernych wydatków w sprawach wewnętrznych. Nie sprzeciwiał się środkom dla zwalczania recesji. W 1958 r. zaryzykował deficyt dochodzący do 9,4 mld dolarów (największy, jaki kiedykolwiek miał rząd USA w czasie pokoju), aby się uporać z recesją, lecz był to przykład nagłej konieczności. Bardzo się natomiast starał uniknąć wielkich, stale rosnących zobowiązań federalnych. Ze względu na inflację obcinał wydatki na ubezpieczenia społeczne, uważał bowiem, że tylko w ten sposób można ubezpieczyć społeczeństwo. Nie znosił myśli, że Ameryka mogłaby się stać krajem ludzi żyjących z dobroczynności.

Gdy Eisenhower był prezydentem, przyspieszono proces remilitaryzacji RFN. Biały Dom postąpił według starożytnej maksymy łacińskiej „Si vis pacem, para bellum” (Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny). Na konferencji prasowej dziennikarze pytali prezydenta, czy jest gotów przekazać Niemcom broń atomową. Eisenhower odpowiadał wymijająco, ale w końcu pod presją potwierdził. Zareagował także, gdy pierwszy sputnik został wystrzelony przez Rosjan w 1957 r. Rok później utworzono NASA i postanowiono stworzyć program umożliwiający podbój kosmosu, a także przeznaczono środki na rozwój szkolnictwa i stypendia dla studentów.

W 1956 r. Dwight David Eisenhower został wybrany ponownie na prezydenta. Przez 8 lat prezydentury Eisenhower często chorował – doznał ataków serca, wylewów. Najwidoczniej była to cena aktywności Eisenhowera w wyczerpującej służbie dla kraju. W tym czasie ograniczone obowiązki prezydenta pełnił Richard Nixon – ówczesny wiceprezydent. Jednak Ike poradził sobie z dolegliwościami i nadal pełnił z oddaniem funkcję głowy państwa. Gospodarka amerykańska kwitła, wydatki federalne były pod ścisłą kontrolą, a także świat stał się bezpieczniejszy, gdyż atomowa polityka ograniczania wpływów komunistycznych zaczęła wydawać owoce. Wcześniej ryzyko wojny było niezwykle realne.

Po opuszczeniu Białego Domu Ike powrócił na swą farmę w Kansas. Odpoczywał i z zapałem grał w golfa. Służył również radą swym następcom – Kennedy’emu, Johnsonowi i Nixonowi. Zmarł 29 marca 1969, w wieku 78 lat.

https://www.facebook.com/groups/1866782400057275/permalink/1886054308130084/

#wielkiebitwy #iwojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #gruparatowaniapoziomu #prezydenciusa
Gregua - 04.11.1952 r.

 Dwight Eisenhower wygrał wybory prezydenckie w USA.

Wize...

źródło: comment_ULduc6kVyKm9LVavp4dA2X5Pm4SWmu3i.jpg

Pobierz
  • 6
  • Odpowiedz
@Gregua: przeczytałem od deski do deski, choć nie miałem czasu. Rewelacyjny wpis o prawdziwym Supermanie... aż trudno uwierzyć. I to w zasadzie "od zera do bohatera"! (ʘʘ)
  • Odpowiedz