Wpis z mikrobloga

Opiszę coś, choć i samego mnie w zbyt dobrym świetle to nie postawi, ani nikogo z okolicy. O tym, że rzeczywiście tragedia często dzieje się po cichu i jak przebiega łagodnie - nikt nie widzi i nie chce widzieć. Nawet służby. Całość jest dość creepy.

Niedaleko mieszkała taka kobieta, która za mojego dzieciństwa wydawała się całkiem sympatyczna, pracowała w przychodni. Nieraz się bawiliśmy gdzieś tam nawet i na posesji. Miała też starszą od nas o kilka lat dziewczynę. Bardzo urodziwa, chodziliśmy podglądać jak się opalała z jakąś ukradzioną lornetką od czyjegoś ojca.

Czas mijał i wszyscy zaczęli powoli zauważać, że tak w okolicy może 18 lat, ciężko dokładnie określić - przestała się pojawiać. A matka zaczęła być dziwna. Zawsze była jakaś taka nie do końca godna zaufania, trochę zbyt wesoła i to w taki specyficzny sposób. Nie miała też żadnego wstydu i po stracie pracy chodziła od domu z wymaganiem, żeby ktoś ją zawiózł do miasta do apteki po lekarstwa. To był jej sposób, aby wymusić poczucie winy, bo po lekarstwa to przecież się pomoże. Tylko później ciągała po sklepach i robiła sobie zakupy.

W historii pojawia się jej mąż. Człowiek, który do pewnego czasu sobie jakoś radził. Z roku na rok wyglądał coraz bardziej pokracznie i zaczął chodzić z wiaderkami po wodę do niedalekiej rodziny. Było coś dziwnego w tym, że zmieniał się tak szybko.

Lata mijały, owej córki nikt nie widział od nie wiadomo kiedy. Może wyjechała? Pewnie tak. Ładna dziewczyna, to uwolniła się.

Z 4 lata temu nagle się pojawia na ulicy idąc z matką pod rękę. Kilkadziesiąt kilogramów nadwagi i poruszanie się tiptopami. Twarz nieobecna, zupełnie nie przypominająca tej cudnej dziewczyny. Wyglądało to jak demencja w młodym człowieku. Doszło do ludzi, że ona po prostu z tego domu przez kilka lat nie wychodziła, nawet na podwórko - bo sąsiedzi też nie wiedzieli o jej istnieniu. A było to już w czasie, gdy tam odłączono prąd i tylko matka dziwaczka sobie chodziła w jedną i drugą stronę, kradnąc w sklepach. Kradnąc ludziom jakieś drewno, czy trociny. Nagabując o pożyczki, których nie oddawała.

Ludzie nadal wraz ze mną niespecjalnie się interesują. Każdy ma wytłumaczenie, że przecież były jakieś tam zgłoszenia, ale służb nie wpuszczała do domu i tyle.

Zaczyna się kolejny akt, w którym nadchodzi mroźna zima. Owa matka sprzedała wszystkie grzejniki, bo i tak paliła tylko w kominku który posiadali, a drewno pozyskiwała łamiąc jakieś gałązki. W tym czasie można się tylko domyślać jak wyglądała sytuacja męża, który również zniknął. W trakcie zimy tak się odmroził, że amputowano mu nogi i wkrótce zmarł w szpitalu, gdyż i tak był skrajnie wycieńczony i ważył może ze 40kg. Najpewniej nie był dopuszczany do ognia i resztek jedzenia.

Tu zaczyna się moment, gdzie mocniej zainteresowała się opieka społeczna. Nie wskórali nic przez kilka lat, a nasza wspaniała matka nadal ukrywała córkę i na stopa jeździła drzeć się po urzędach o pieniądze, a była tam dzień w dzień.

Po kolejnym roku coś widocznie się ruszyło, bo sam tam byłem zajrzeć przez okno - i tragedia. W domu nie było już nic. Było tylko łóżko z tą naszą niegdyś piękną kobietą, całkowicie zasrane, obszczane i na nim ona. Udało się opiece (chyba opiece) wywalczyć nakaz i policja po prostu te okna wybiła. Do karetki przeniesiono wrak kobiety zniszczonej przez matkę. W zasadzie jak na to patrzyłem (bo oczywiście gapiem to potrafię być), to miałem łzy w oczach, iż nie poszedłem tam kiedyś z łomem, albo tej matki nie zabiłem.

Okazało się, że cały czas oboje szprycowała jakimiś swoimi wymyślonymi specyfikami, które otępiały i miała nad nimi kontrolę. Była farmaceutką z wykształcenia, syropy produkowała odkąd pamiętam (sam to gówno piłem za łebka). Ubezwłasnowolniła córkę, żeby została w domu i tym dziadostwem przykuła ją na kilkanaście lat do łóżka, a męża doprowadziła do śmierci. Córka przeżyła, ale to marne pocieszenie - jest wrakiem zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

Rok temu ta #!$%@? kobieta sprzedała to co zostało z tego domu i wyjechała. Została oskarżona, ale chwilę później zmarła. Najprawdopodobniej samobójstwo przez zatrucie się tym co produkowała, ale na to potwierdzenia już brak. W każdym razie nie żyje. A całej tej #!$%@? historii można było uniknąć.

Napisałem z palca i nie liczę, że połapiecie się we wszystkim, albo że ktoś przeczyta. Niemniej chciałem opisać, żeby móc sobie skopiować jak kiedyś zechcę komuś w sieci to opowiedzieć.

#truestory #creepystory
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

trochę zbyt wesoła i to w taki specyficzny sposób


@oiio: to jest typowe u ludzi toksycznych. Wystarczy dłużej z nimi poprzebywać a zobaczy się że ich ostateczna intencja jest negatywna.
  • Odpowiedz
@oiio Związki nie oparte na partnerstwie nie mają przyszłości, z tego co opisujesz kobita pewnie sama nie była szczęśliwa.
Do tego jeszcze pewnie alkohol w ilościach przemysłowych.
Co dalej z dziewczyną?
  • Odpowiedz