Wpis z mikrobloga

Sytuacja sprzed chwili.

Wracam z zakupów, idzie sobie taki dziadzio po osiedlu w tym samym kierunku co ja (są dwie klatki naprzeciw siebie, ja do jednej, on do drugiej) z kundelkiem na smyczy. Pies mnie zobaczył i chciał podbiec do mnie, ale pan zablokował smycz, więc piesio siad i spokój. Pytam, czy gryzie.

"Nie, pani, on do ludzi lgnie, on ludzi kocha." Zapytałam, czy mogę zatem pogłaskać (lubię doggo, są fajne). Pan smycz zluzował, doggo szczęśliwe, ogonem merda, ręce liże i obskakuje, byle tylko go głaskać.

Od słowa do słowa wyszło, że dziadzio nie wiedział ile pupil ma za sobą, ale jakies 10 miesięcy wcześniej został znaleziony w lesie przywiązany do drzewa.

"Ojoj, to pan z dobrym serduszkiem cię uratował i dał ci prawdziwy dom, co nie?" Uśmiechnęłam się, drapiąc psa po brzuchu. Skubaniec położył się i tylko łapkami chwytał moją rękę, coby nie przerywać. "A jak się wabi?"

"Rydzyk." Odpowiedział dziadzio. "Bo do wszystkich wyciąga łapy."

Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem, dziadzio uśmiechnął się uprzejmie i oddalając się w swoją stronę życzył mi miłego wieczoru. Na odchodne rzucił, że jak będzie mnie widział to już wie, że może go bezpiecznie puścić.

Humor jakoś tak mi się poprawił. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

#heheszki #truestory #psy
  • 3