Wpis z mikrobloga

#przemyslenia #przegryw

Wreszcie po tylu latach czuję się tak jak czułem się w czasach szkoły podstawowej. Wtedy posiadanie dziewczyny, „związek” z drugą osobą miał ulotne znaczenie, a także większość (albo może nawet wszyscy) nie wiedziała z czym to się je. Pamiętam że zmieniałem je co chwile. Ale nie dlatego że byłem takim bad boyem tylko dlatego, że dziewczyna to była po prostu dobra koleżanka, a chodzenie z kimś odbierane było jako fajne. Wystarczyło: „Hej! Będziesz ze mną chodzić?”. Oczywiście towarzyszył temu stres, ale patrząc na to z perspektywy czasu to było po prostu śmieszne. Zazwyczaj się zgadzały bo same nie przywiązywały do tego większej wagi. Ot, takie czasy. Jak już się spotykałem z moją sympatią (może towarzyszyły temu całusy, ale na prawdę nie mogę nazwać sympatii partnerką, bo nie występowało między nami uczucie, może zauroczenie?) byłem postrzegany jako ktoś fajny. Będąc tym kimś nie miałem problemu z pewnością siebie. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy. Zaczęły się czasy gimnazjum. Niby jestem zadowolony, ale myśląc o tym teraz to bardzo popsuły moją osobowość. Być może chodzi tu o samą placówkę, lecz nie jestem w stanie tego sprecyzować. Wracając, w mojej szkole trzeba było być „czadowym” żeby zajmować jakąś pozycje w klasie. Z tego względu zacząłem kupować markowe ciuchy, pić alkohol i naśmiewać się z innych, bo tylko w ten sposób umiałem rozbawić znajomych. Co prawda do dziś moją ulubioną rozrywką jest wyszukiwanie w ludziach wad, konkretnych zachowań i przerysowywanie ich jednak wszystko rozgrywa się w granicach dobrego gustu.
  • 5
  • Odpowiedz
Przypomniałeś mi jak w chyba trzeciej klasie podstawówki kolega z klasy kupił mi na walentynki misia, jakąś naprawdę wypasioną bombonierkę i zrobił karteczkę w kształcie serca, ale zamiast mi ją dać zostawił pod drzwiami mieszkania ( ͟ʖ) Potem chodziliśmy ze sobą cały tydzień, oczywiście ja zerwałam bo strasznie się bałam że rodzice słyszą jak mówi do mnie przez telefon per "Skarbie" (
  • Odpowiedz