Aktywne Wpisy
Trzesidzida +48
mkarweta +218
Ponoć w Siemianowicach Śląskich pali się składowisko chemikaliów.
Tymczasem Alert RCB śpi w najlepsze. Wydaje mi się, że wypadałoby napisać choćby pro forma: "palą się chemikalia, zamknijcie se okna, elo"
Zdjęcie własne z Katowic.
#alertrcb #katowice #siemianowice #siemianowiceslaskie #slask
Tymczasem Alert RCB śpi w najlepsze. Wydaje mi się, że wypadałoby napisać choćby pro forma: "palą się chemikalia, zamknijcie se okna, elo"
Zdjęcie własne z Katowic.
#alertrcb #katowice #siemianowice #siemianowiceslaskie #slask
1. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.
W tamtych czasach zakład „ochraniała” Straż Przemysłowa. Formacja tak znakomita, że za przykład niech posłuży pewna afera.
W „tamtych” czasach nikt nie znał bankowości internetowej. Ba! Niewielu miało konta w bankach. Ot, odbierało się gotówkę przy okienku od pani Zosi wraz z paskiem rozliczeniowym na terenie własnego wydziału.
Problem polegał na tym, że na dzień przed wypłatą, jechała sobie Straż Przemysłowa po pieniądze do banku. Nyską. Dla całego zakładu. Ze zwykłymi walizkami. Pod bronią (PM 64), oczywiście! Gdzie afera? Nyska, jaka to ochrona? Walizki na pieniądze? Gdzie tu ochrona? Ale mamy karabiny maszynowe! To jest ochrona! Nie ma afery.
Otóż jest. Dowódcą tego konwoju był niejaki obywatel G. Nie podam nazwiska, bo może jeszcze żyje. Po odebraniu pieniędzy z banku obywatel G. zarządził krotką przerwę na zakupy. Żeby nie łazić po mieście pod bronią, to zadysponował, że kierowca nyski zostaje w samochodzie i pilnuje walizek i broni...
Przechodzimy do sedna. Obywatel G., oprócz tego, że był głupi, to był jeszcze nadgorliwy. Dość powiedzieć, że najpierw złapał własnego brata na bramie, jak wynosił z zakładu jakiś kabelek, żeby go później #!$%@?ć. Możecie się domyślać, że każdy go „kochał”. Aż w końcu znalazł się mistrz. Kierowca wywrotki, który miał wywieźć piach (czy żwir) z terenu zakładu. Bardzo go chyba kochał. Sam zadzwonił anonimowo do Straży Przemysłowej i wydał, że „jakiś” kierowca wywozi piach (czy tam żwir) a pod nim ma silnik elektryczny.
I tu wkracza do akcji obywatel G. Po anonimie przygotował sobie solidnie długi pręt do dźgania piasku (albo żwiru, nie pamiętam). Po godzinie dźgania - i spodziewanego wyniku - zarządza wysypanie wywrotki. Na głównej bramie zakładu. Na ulicy. I co dziwne, kierowca zrobił to bez protestów. Po czym wręczył łopatę obywatelowi G.
Ktoś próbował przewalić 5 ton piachu (żwiru może)? Dal rade. I NIKT jemu nie pomógł. Dziwne.
2. Nikt nie jest perfekcjonistą.
Raz na dwa lata trzeba było „odbębnić” szkolenie BHP. Każdy, kto dysponował wyobraźnią, nie musiałby tam uczęszczać. No, ale obowiązek. „Wykładowcą” był główny BHP-owiec zakładu. W swoim fachu mistrz, ale, niestety – teoretyk a nie praktyk.
Jedna z najnudniejszych, bo najdłuższych, części szkolenia, to było użycie aparatu tlenowego (ucieczkowego). Skrótowo, czyli zapodam całą procedurę.
weź głęboki wdech,
załóż maskę na swój głupi ryj,
wypuść do układu to, co twój organizm zamienił z O2 w CO2 i wprowadź azot do tegoż układu
nie zapomnij w tym czasie otworzyć zaworu na butli tlenowej, bo to pozwoli ci przeżyć.
Ćwiczenia symulowane odbywały się, jak mnie pamięć nie myli, raz na pół roku. Pół zakładu brało w tym udział (w tym oficjele). Zawsze chodziło o inne zagrożenie (co się chwali). W tamtym momencie chodziło o rozszczelnienie rurociągu z amoniakiem na hali. Jako pierwszy do „akcji” ruszył nasz BHP-owiec. Po przejściu 20 m padł na świeżo założoną maskę. Służby ratownicze w wielkim spokoju wyniosły go ze strefy rażenia, bo to przecież symulacja. Dopiero po ściągnięciu maski okazało się, że człowiek ma siną twarz.
Zagadka: co zapomniał teoretyk?
ps. cudem, #!$%@?, go odratowano.
@verruct: nie odkręcił tlenu?