Wpis z mikrobloga

Wy tak narzekacie na Adama 'FAKEN' Nawałkę, a widzieliście, co wczoraj zrobiła nasza drużyna? Pieprzony majstersztyk. Po wejściu Sławka i Łukiego nasza drużyna zaczęła stosować nieosiągalny dotąd dla innych pressing, wręcz mityczny, magiczny, a nawet i można rzec, że boski. Do teraz nie mogę wyjść z zachwytu nad tym co się stało, całą noc analizowałem, co tam się wydarzyło. I wiecie co? Tak właśnie musiało być. Plan był prosty – strzelamy bramkę, robimy dwie dobre zmiany i potem prasujemy przeciwnika. Pięknie to wyszło, Japońscy zawodnicy zostali zmuszeni do rozgrywania piłki pomiędzy sobą, praktycznie nie potrafili wyjść z własnej połowy, a nasze wróbelki nawet nie musiały do nich podbiegać, bo bariera naszego pressingu była tak ogromna. To są te detale! Większość z nas przecierała oczy ze zdumienia, nie wierząc co tam się dzieje. Ba myśleliśmy, że to antyfutbol w wykonaniu naszych! Teraz już jednak wiem, że tak nie było, każdy zawodnik dawał z siebie wszystko – wystarczy popatrzeć na zaangażowanie naszego Turbo, który w obliczu wyzwania tak się zaangażował, że odniósł kontuzję. To były wspawanie chwile, nie zapomnę ich nigdy. Polska – Japonia 1:0.

Co więcej, te wydarzenia rzucają też nowe światło na Arłamów, Juratę oraz powołanie Sławka Peszki. To nie były zgrupowania piłkarskie - to były obozy mające przenieść piłkarzy na inny, wyższy poziom - mieli stać się piłkarskimi paladynami, ich moc miała mieć źródło w wódce, a efektem tego czary w postaci pressingu, taki jak ten z Japonią. Zmiana ustawienia z 4-4-2 na 3-5-2 to tylko zasłona dymna, która była oficjalnie rzucana w meczach towarzyskich. Nawet kontuzja Glika teraz całkiem inaczej wygląda - niezniszczalny obrońca, profesor gry w obronie, Pan Piłkarz przez duże PE, który zwycięsko wychodzi w 99% starć z rywalami nagle odnosi kontuzję barku podczas gry w siatkonogę? Guzik prawda. Kamil trenował ile się da, żeby opanować nową moc, jednak nawet on był początkowo za słaby, aby ją okiełznać, dlatego prywatne sesje u Mistrza Sławka dopiero podziałały, jednak z pewnym efektem ubocznym, o którym wszyscy słyszeliśmy podczas ogłoszenia powołań. Przed meczem z Japonią były teorie, które mówiły, że Glik odniósł kontuzję w hotelu, jednak nikt nie przypuszczał, że stało się to podczas treningu. Każdy teraz pewnie pomyśli – no dobra, ale Lewy przecież nie pije wódki, bo to profesjonalista, więc skąd on miał czerpać moc pressingu? Odpowiedź jest prosta – legendarne kulki mamy Klary (nie mylić z Siostrą Klarą). Tutaj jednak dostrzegam jeden z dwóch błędów naszego Selekcjonera – tak jak nie miesza się piwa z wódką, tak i kulek mocy, ale któż to mógł wiedzieć wcześniej. Mądry Polak po szkodzie. Pewnie zapytacie, jaki był drugi błąd? Otóż Pan Adam zapomniał o antymagii, z której skorzystali nasi przeciwnicy. W meczu z Senegalem potężni czarnoksiężnicy z krainy Dakaru swoją magią sprawili, że nasz bramkarz przy drugiej bramce zaczął słyszeć syreni głos Mariny nakazujący wybiec w stronę środka boiska, a z kolei Kolumbijczycy skorzystali z antidotum w postaci białego proszku, którego twarzą reklamową mógłby zostać sam Maradona pokazujący fakersy w stronę innych, słabszych suplementów diety. Jak widać nasze czary wystarczyły tylko na Nintendo i anime, ale dopiero po wejściu dwóch Mistrzów Zakonu. Trochę szkoda, że Borubara nie ma w reprezentacji – wtedy obrońcy Japońscy mogliby wymieniać podania tylko z bramkarzem.

#mecz #mundial #pilkanozna #heheszki #reprezentacja