Wpis z mikrobloga

Mieszkałem rok w akademiku, bo nie mogłem znaleźć przyzwoitej stancji i myślałem, że mnie szlag trafi. Przydzielono mi pokój w pięcioosobowym boksie, w którym mieściły się 2 pokoje, ja trafiłem do tego mniejszego, czyli do dwójki. Miałem dobrego współlokatora, bo w przeciwieństwie do tych z drugiego pokoju był cicho, czytał książki i ogólnie dobrze się z nim żyło przez ten rok. W akademiku była palarnia, do której chodziłem chyba jako jedyny niebieski, zawsze widziałem tam te same różowe. Były bezczelne na tyle, że przyłaziły tam nawet w szlafrokach, gdzie ja po rysznicu od razu się ubierałem, coby nie przynosić sobie wstydu. Noce były #!$%@?ące, bo hołota ciągle hałasowała i nie obchodziło ich, że jest po 22. Nawet gdy cieć ich uspokajał to po paru minutach znowu zaczynal;i drzeć japy. Ciężko było usnąć. Raz dostałem tam ataku padaczki to wszystkie śmieszki, które były na zewnątrz i akurat przechodziły to gapiły się na mnie, zamiast wezwać nawet jakąś pomoc. Rozbiłem sobie wtedy łuk brwiowy i pięść. Jak mnie już puściło to akurat przechodziła woźna i im zrobiła operę dlaczego stoją jak kołki, to dopiero wtedy jakiś normix pomógł mi dojść do pokoju, choć nie prosiłem, ba, nawet nie chciałem. Następnego dnia mijałem się z tymi #!$%@? to tylko się na mnie gapili i nawet nie zapytali czy się dobrze czuję.
#przegryw
  • 23
@przegryw90: Z tym atakiem to dali ciała. Ale idąc do akademika chyba wiadomo czego się spodziewać. Ja mieszkałem 2 lata i dobrze wspominam. Jak jesteś spokojną osobą to idziesz na stancję. Mogę uwierzyć, że nie znalazłeś dobrej w ciągu miesiąca, ale nie roku xD