Wpis z mikrobloga

Kto w takim razie stworzył boga?

To jakże chytre pytanie nieustannie powraca, gdy mowa jest o argumencie kosmologicznym. Niestety, w świetle tego dowodu pytanie to nie ma sensu. Poprzedni wpis dotyczył boga dziur i pisałem tam, że zarzut łatania dziur bywa nadużywany. Tyczy się do zwłaszcza przypadku, kiedy rozumiemy go jako zarzut argumentu z niewiedzy. Współcześni teologowie to sprytne bestie i wbrew zarzutom o #!$%@? logiki znają ją bardzo dobrze. Z tego powodu konstruowane przez nich argumenty są poprawne pod względem formalnym, ba, często pod tym względem stoją znacznie wyżej niż niektóre potworki tworzone po drugiej stronie barykady. Dzisiaj poruszę inne przykłady kiepskich zarzutów, jakie są formułowane przeciw dowodom istnienia boga, jak i przytoczę jeden z nich i zaprezentuję, gdzie tkwią jego słabości.

Najpierw jednak wrócę do boga dziur. Pisałem, że są sytuacje, kiedy zarzut ten jest zasadny. Mimo to nawet wtedy samo rzucenie „Bóg dziur!” to trochę mało. Łatający dziurę może spytać: „No i co z tego?”. W gruncie rzeczy dlaczego należy czekać na wyjaśnienia naturalne? Hipotetyczny teista może wcale nie argumentować ad ignorantiam. Zamiast tego może uznać, że skoro póki co brak wyjaśnienia danego fenomenu ze strony naturalizmu, zaś boski udział pozostaje niewykluczony, to może on przyjąć, że przyczyną fenomenu był bóg, nie twierdząc jednocześnie, iż jest to pewne i ostateczne. Wobec tego zamiast rzucać dziurami czy innymi brzytwami (gdzie zwłaszcza ta druga jest zasadą, która sama wymaga uprawomocnienia), znacznie prościej jest wskazać na to, że aby wyjaśnienie posiadało jakąś wartość epistemiczną, winno mieć pewne cechy, których to brak wyjaśnieniom nadnaturalnym. I tak tłumaczenie różnorakich zjawisk bogiem np. nie posiada żadnej mocy predykcyjnej, toteż traci na wartości. Oczywiście i tu można odpowiedzieć, broniąc łatania, nie jest jednak moim zamiarem dokonywać tu rozstrzygnięć w sporach epistemologicznych, a jedynie wskazać na to, jak moim zdaniem powinien wyglądać sensowny dyskurs na te tematy.

Wróćmy do tytułowego pytania. Zadanie go informuje rozmówcę, nie pozostawiając wątpliwości, że pytający nie zrozumiał lub też nie zadał sobie trudu zapoznania się z argumentem kosmologicznym. Podobnie sprawa ma się z innymi częstymi kontrargumentami, jak choćby z:

Czas zaczął istnieć wraz z Wielkim Wybuchem, zatem mówienie o tym, co było „przed”, nie ma sensu.


czy przywoływaniem cząstek wirtualnych, kwantowych fluktuacji i książki Kraussa, która wprawdzie nie wzięła się z niczego, ale za to nic nie wnosi. Obecnie chyba najpopularniejsza wersja dowodu kosmologicznego to tzw. argument Kalām sformułowany przez Craiga. Pierwsza część wygląda mniej więcej tak:

P1: Wszystko, co zaczyna istnieć, posiada przyczynę
P2: Wszechświat zaczął istnieć
W: Ergo Wszechświat ma przyczynę

Póki co nic niezwykłego. Zdaje się, że większość ludzi uznałaby konkluzywność tej części argumentu. Jest to o tyle zabawne, że ta pierwsza część również pada ofiarą (słusznych) zarzutów, gdyż jej wniosek jest jedną z dwóch przesłanek części drugiej. Strzelam, że gdyby nie to, że twierdzenie, iż wszechświat miał początek i przyczynę, jest wykorzystywane do dowodzenia bożej egzystencji, niewielu przyszłoby do głowy je podważać. Kończę jednak te złośliwości. Następnie Craig przechodzi do drugiej części:

P1: Jeśli Wszechświat ma przyczynę, to taki-a-taki Stwórca Wszechświata istnieje (nie chce mi się wymieniać tutaj tych wszystkich przymiotników, dla nas ważne będą dwa: timeless i beginningless)
P2: Wszechświat ma przyczynę (zgodnie z tym, co zostało dowiedzione w części pierwszej)
W: Zatem taki-a-taki Stwórca Wszechświata istnieje

Zanim przejdziemy do tego, jak kiepski jest ten argument, wyjaśnimy sobie skrótowo, dlaczego podane wcześniej przykłady zarzutów są zarzutami chybionymi. Wystarczy spojrzeć na dwa wyróżnione przeze mnie przymiotniki. Skoro Stwórca nie miał początku, nie ma sensu pytać „Kto w takim razie stworzył boga?”. Skoro jest bezczasowy, nie ma po co przywoływać faktu, że przed Wybuchem czasu nie było. Kiedy tacy jak Craig pytają o to, co było „przed”, nie maja na myśli relacji temporalnej, a relację kauzalną. Pola kwantowe etc. Craig traktuje jako część denotacji nazwy „Wszechświat”, więc powoływanie się na nie jest kiepskim pomysłem.

A co jest nie tak argumentem Kalām? To samo co ze wszystkimi dowodami dedukcyjnymi. Zwłaszcza w internetowych dyskusjach słowo „logika”, poniekąd za sprawą nadużywania, obrosło w szereg niewłaściwych skojarzeń. I tak być może niektórzy będą zdziwieni, ale tworzenie sylogizmów zasadza się właściwie na powtarzaniu we wniosku tego, co już zostało powiedziane w przesłankach. Gdyby było inaczej, sylogizm nie byłby poprawny. Wskutek wnioskowania nie zostaje utworzona czy poznana żadna nowa treść. Mając to na uwadze, aby podważyć dowód, wystarczy zakwestionować przesłanki. Jak to wygląda w naszym przypadku? Najpierw część druga. Moim zdaniem część z przymiotników, jakimi Craig przyozdabia Stwórcę, jest zbędna. Niezmienność już zawarta jest w bezczasowości, spaceless nie wnosi nic, czego nie wniosłoby już immaterial i nie do końca wiadomo, czym jest ta rzekoma potęga, bo na pewno nie odnosi się do żadnego fizycznego konceptu. To wszystko jednak niejako na boku, gdyż nie ma to większego wpływu na wagę argumentu, podobnie jak słuszna uwaga, iż taki argument dowodzi ewentualnie istnienia jakiegoś boga, nie zaś konkretnego boga tej czy innej religii., a to dlatego że JAKIŚ bóg w zupełności wystarczy do uznania ateizmu za stanowisko nieracjonalne, o co w gruncie rzeczy Craigowi prawdopodobnie chodzi. Druga przesłanka jest naciągana. Nie ma powodu, aby przyjmować taką implikację, a dokładniej jej następnik. Oczywiście, jeśli Wszechświat ma przyczynę, to musi istnieć drugi element tej relacji kauzalnej i jednocześnie musi on spełniać pewne określone warunki, lecz tak-a-taki Stwórca nie jest jedynym możliwym wyborem.

Co z częścią pierwszą? Jest formalnie poprawna, mimo to w zasadzie obie przesłanki są problematyczne. Najpierw przesłanka pierwsza. Tutaj można zauważyć, że choć doświadczenie podpowiada, iż dla wszystkich zdarzeń czy rzeczy, jakie wchodzą w obręb tego doświadczenia, można wskazać ich przyczyny, to nie znaczy to wcale, że użycie ogólnego kwantyfikatora jest usprawiedliwione. A tak między innymi Craig uzasadnia tę przesłankę*. Uznanie tego uzasadnienia upoważnia tylko do użycia kwantyfikatora szczegółowego. Ale po co się ograniczać? Można pójść dalej i przywołać Hume’a, który trafnie spostrzegł, że zmysłom dostępna jest jedynie relacja następstwa, nie żadnej przyczynowości. Uznanie, że „skoro dotychczas po zdarzeniu X zawsze następowało zdarzenie Y, zatem X musi powodować Y”, jest wynikiem raczej nawyku, a nie rozumowania. I tak kategoria przyczynowości traci rację bytu, a rzeczy mogą zaczynać istnieć tak po prostu. Podobnie będzie, kiedy przewrotnie zastosujemy rady pana Husserla i zechcemy rozważyć fenomen tak, jak on się nam jawi i tylko w tych granicach, w których się jawi, a które nie mieszczą żadnej relacji kauzalnej.

Teraz przesłanka numer dwa. Chociaż za początek czasoprzestrzeni uznaje się moment Wielkiego Wybuchu, to nie widzę przeciwwskazań, aby uznać, że Wszechświat rozumiany przez Craiga jako całość sfery naturalnej, co obejmuje też prawa fizyki i pola kwantowe, istniał zawsze, przez co znika główny problem „jak nic przeszło w coś?”. Zdaje mi się również, że przesłanka ta zakłada implicite teorię czasu A, choć nie zostaje wykazana nieprawdziwość teorii B**. Można by też przyczepić się tego, co to znaczy, iż coś „zaczyna istnieć”, jednakże już nie chce mi się tego omawiać, tym bardziej, że Craig strasznie się mota, usiłując to wyjaśnić.

Bez wątpienia na temat tylko tego argumentu dałoby się napisać znacznie więcej, ale nie wydaje mi się, aby istniała taka potrzeba. Poza tym więksi ode mnie już brali się za taką krytykę i zrobili to znacznie lepiej. Tekst i tak wyszedł dłuższy, niż pierwotnie zakładałem. Z tego też powodu inne argumenty omówię w przyszłości. Na koniec warto coś dodać. Nie jest tak, że Craig swoich przesłanek nie broni. Na ogół polemika, nie tylko wokół istnienia boga, polega na tym, że najpierw jedna strona dowodzi, następnie druga atakuje przesłanki, wtedy pierwsza strona tych przesłanek broni, aby druga strona mogła podważyć tę obronę itd. Powinno to dać do myślenia tym, którym wydaje się, że dowód oznacza absolutne wykazanie prawdziwości jakiejś tezy. O tym też kiedyś będzie przy okazji wpisu o ewidencjalizmie.

* Uzasadnia ją też, przywołując kryterium oczywistości, ale nie mam zamiaru traktować tego poważnie. Kto chce, nich poczyta o ewidencjonizmie jako kryterium prawdy.

** Nie wydaje mi się, żeby był to problem dla dowodu kosmologicznego w ogóle. Jeśli już to tylko tego konkretnego sformułowania.

Zawołam @Racjonalnie. Sam chciałeś. Jak dacie trochę plusów, to może zdecyduje się na spamlistę.

#ateizm #religia #filozofia
  • 28
  • Odpowiedz
Argument z pierwszej przyczyny nie jest taki głupi - trzeba nad nim przystanąć, pomyśleć. Jednak to przechodzenie od pierwszej przyczyny do istnienia Boga religijnego jest takie "naciągane", brakuje powiązania jednego z drugim. Chodzi o to, że "bóg filozofów" a "bóg religii" to zupełnie dwa różne byty

@Racjonalnie: Owszem, różne. Powiedziałbym wręcz, że tak bardzo różne, iż zwodniczym jest nazywanie tego pierwszego "bogiem". To rodzi nieporozumienia, wprowadza pojęciowy mętlik. A przecież
  • Odpowiedz
@biliard:

A przecież chodzi po prostu o ideę inaugurującego świat impulsu, choćby i kompletnie naturalnego


Dokładnie, chociaż do słowa "naturalnego" może się ktoś przyczepić, bo niektórzy słowo "naturalne" wiążą z tym, co już powiązane wprost z istniejącym wszechświatem i prawami fizyki w nim istniejącymi.
Jednak i tutaj nie używałbym słowa "nadnaturalne", ale np. "przednaturalne" aby nie sugerować
  • Odpowiedz
Pierwsza przyczyna może mieć tyle wspólnego z teologią co astronomia z astrologią

@Racjonalnie:
Owszem. Pozwolę sobie zwrócić uwagę na często nieświadomą inkorporację wyobrażenia boga, i to zwykle niezależnie od racjonalnego toku wywodu, prowadzonego w ramach sporu o pierwszą przyczynę. Otóż założenie iście mitologiczne, leżące u podłoża sporu, polega na tym, że istnienie praprzyczyny stanowi niejako świadectwo na istnienie boga, podczas gdy jej brak (regresja ad infinitum) ukazuje kosmiczną pustkę i
  • Odpowiedz
@Racjonalnie: Tak, jak zauważa słusznie @biliard w tym rozumowaniu są pewne epistemiczne intuicje pochodzące z map skojarzeniowych, które są warunkowane kulturowo a które wywodzą się ze starożytnej filozofii. Np. właśnie swego rodzaju niechęć do aktualnej nieskończoności, którą zresztą Craig uzasadnia w dość nieszczególny sposób (przesłanka 2.11 to An actual infinite cannot exist):

The best way to support (2.11) is by way of thought experiments that illustrate the various absurdities that would result if an actual infinite were to be instantiated in the real world


i dalej jako przykład podaje hotel Hilberta,
  • Odpowiedz
@Croce: Szybka dekonstrukcja pojęcia boga i jego przymiotów mogłaby wyglądać tak:
Kultura Bliskiego Wschodu - pojęcie czasu linearnego, praprzyczyna jako realna przyczyna w świecie doczesnym. Bóg niezmienny, transcendentny (stąd przepastna odległość od człowieka), a jednak zainteresowany światem. Choć stworzył świat wedle swego planu, to wciąż weń ingeruje przez wpływ na wydarzenia, w tym cuda (epifania). Ergo: idea pierwszej przyczyny ma sens. "Palec boży" spełnia warunki.

Kultury afrykańskie ( ͡°
  • Odpowiedz
@biliard: Dokładnie, to wszystko o czym mówisz na pewno wpływa na rozumowanie; o ile główny argument Craiga jest formalnie poprawny a logika jest w pewnym sensie niezależna kulturowo (czy może raczej lepiej powiedzieć zdekontekstualizowana), to już np. ten wspierający który przywołałem jest raczej mocno osadzony w kontekście naszej kultury i rozumienia różnych pojęć i nie wydaje się szczególnie uniwersalny. To jest zresztą ogólnie problem z analizą pojęciową - pojęcia nie
  • Odpowiedz