Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Byliśmy zgraną paczką. Wspólne wypady pod namiot, ogniska imprezy. Mieliśmy opijać zakończenie gimnazjum. 16 lat i jak to na wsi, po taniości - cokolwiek i gdziekolwiek. Niestety pogoda nie sprzyjała, i nie poszedłem na spotkanie...

Z tego co wiem chłopaki bawili się w najlepsze, do czasu gdy skończył się alkohol. Wybrali się do sklepu, na rowerach. Sklep oddalony kilka kilometrów od miejsca libacji. Gdy dotarli rozpadało się na dobre. Zakupili to po co przyjechali, lecz w deszczu, z prowiantem, ciężko było wracać rowerem. Postanowili zadzwonić do znajomego, który ratował samochodem w takich sytuacjach. Znajomy marudził, mówił, że nie przyjedzie bo wypity... Ale dał się przekonać bo chłopakom trzeba pomóc a droga, prosta, boczna - a wiadomo, że "na bocznych nie łapią".

Przyjechał. Chłopaki uradowani, ale pojawił się problem. Było ich siedmiu, a samochód miał tylko 5 miejsc, no a przecież jeszcze kierowca. Jeden zrezygnował, widział stan w jakim był kierujący i ciasnotę panującą w środku. On pojedzie za nimi rowerem...

Ruszyli. Jednak po drodze spotkali kolejnego ziomka, który prowadził w deszczu swój popsuty motorek. Zaproponowali, żeby ten wsiadł z nimi to go ten kawałek podwiozą. Odprowadził motorek do znajomych, którzy mieszkali w pobliżu i wsiadł z nimi, żeby nie moknąć na deszczu.

Droga prosta jak drut, asfalt mokry od deszczu... Z jakiegoś powodu kierowca stracił panowanie nad samochodem, wyleciał z drogi i z całym impetem uderzył w stojące przy drodze drzewo. Samochód rozpadł się na dwie części. Ten, który nie wsiadł z nimi do samochodu i jechał za nimi rowerem, widział jak samochód wypadł z drogi. Był pierwszym na miejscu zdarzenia. Jak mi później opowiadał, od razu zauważył ciało rozwieszone na pobliskim płocie oraz jedno w rowie, to był K.. K. wraz z Z. To byli przyrodni bracia. Mieszkali około 50m od miejsca zdarzenia. Z. zmarł później w szpitalu.

Dalej był już tylko szok. Ten, który jechał rowerem pobiegł po pomoc do ich domu. Ktoś zadzwonił po karetkę. Ocalali próbowali ratować Z. Dwóch chłopaków, którzy również byli w samochodzie, gdzieś przepadli. Jak się później okazało, w szoku przebiegli ponad 5km przez pola do domu swojej babci. Chłopak, którego spotkali z popsutym motorkiem zginął na miejscu.

Dostałem też telefon od tego który najechał na to zdarzenie... Nigdy nie zapomnę tego jak w szoku, ze szczegółami relacjonował mi co się dzieje na miejscu. Stałem jak wryty słuchając tego co opowiada i nie mogłem uwierzyć w to co słyszę...

W sumie zginęły 4 osoby, wszystkie w podobnym wieku 16-18 lat. Kierowca trafił do szpitala w niezłym stanie. Miał 2 promile we krwi. Groziło mu do 12 lat więzienia, dostał 8. Za dobre sprawowanie wyszedł jeszcze wcześniej, przy czym często widziałem go kręcącego się gdzieś po wsi na przepustce.

Mogłem być w tedy z nimi na imprezce...

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
Pobierz AnonimoweMirkoWyznania - #anonimowemirkowyznania 
Byliśmy zgraną paczką. Wspólne wypa...
źródło: comment_PXAOSJqfq98SW0Gfj3Jr4TYL6q10QQJH.jpg
  • 12
@Walkiria81 ale ty mówisz to teraz jakbyś znalazła się w takiej sytuacji w środku imprezy i jeszcze podpita to podejrzewam że pozzlabys za grupą chociaż mogłabyś być tą osobą co została akurat
OP: @Walkiria81: Wsiedli, bo też byli nietrzeźwi, młodzi, była impreza, to był tylko kawałek, droga prosta jak drut. Kierowca lubił nadużywać alkoholu, to że miał dwa promile, nie świadczyło o tym, że słaniał się na nogach.

W artykułach jest mowa o trzech ofiarach i siedmiu osobach w pojeździe. A to przez to, że dwójka zwiała w szoku, a kolejny zmarł po kilku dniach w szpitalu.

Wypadek przypomniał mi się gdy