Wpis z mikrobloga

Najpierw zacząłem odpowiadać @decorum na jego post, ale wypowiedź się mi za bardzo rozrosła i stwierdziłem, że dodam może jednak własny post. Pisane nieskładnie, mam nadzieję, że da się przeczytać.

Jest taka teoria (z którą się zgadzam), że każda spożywająca alkohol osoba jest na drodze do alkoholizmu.
Kwestią jest tylko czas. Jednym może to zająć rok, innym 100 lat (czyli po prostu umrą zanim się to stanie).
W pewnej książce porównano to do pułapki, jaką zastawia na owady pewien kwiat - owad kuszony słodkim nektarem wchodzi coraz bardziej do kielicha. Widzi na dnie martwe owady, ale go to nie dotyczy, bo może przecież odlecieć, tamte owady były jakieś głupie. Aż w pewnym momencie jest już zbyt obżarty, a ścianki są zbyt strome i do tego już jego skrzydełka i nóżki się kleją i nie może się wydostać i ląduje wśród reszty tych głupich owadów na dole. Czyli albo w porę uciekasz i się ratujesz, co jest z czasem coraz trudniejsze, albo dochodzisz do miejsca bez odwrotu.

Spójrzmy na 2 przypadki (pojadę stereotypami):
1. Pani Ania jest córką bibliotekarki i księgowego. Miała szczęśliwe dzieciństwo, w domu się praktycznie nie piło, nie ulegała więc wpływowi rówieśników, którzy już w liceum chodzili na piwo. Pierwszy kieliszek szampana wypiła na weselu kuzynki w wieku 19 lat. Drugi rok później przy podobnej okazji. Ogólnie jej spożycie ograniczało się raczej do kieliszków szampana przy toastach.
I co może się stać? Może przy piątym weselu ten lekki suzm w głowie się jej spoodoba i wypije jeszcze kieliszek wina. 20 lat później może będzie na etapie kieliszka wina do ważniejszej kolacji. Możliwe, że zanim umrze w wieku 70 lat alkoholizm nie zdąży się rozwinąć, będzie na etapie spożywania 2 litrów wina rocznie. Ale co jakby żyła jeszcze 50 lat?
2.Seba jest synem górnika i sprzątaczki. Wódę w domu lało się przy imieninach, urodzinach, odwiedzinach wujka Staszka, przy odwiedzinach kolegów taty, przy świętach. Piło się praktycznie co najmniej raz w tygodniu wódkę, a piwo nie było nawet uważane za alkohol. Seba na praktykach w zawodówce już pierwszego dnia został wysłany po pół litra dla majstrów. Oczywiście go poczęstowali, ale on się nawet nie skrzywił, bo z dzieciakami z podwórka juz w 5 klasie podstawówki łoili za śmietnikiem podkradzione rodzicom browary. Przed 18 urodzinami wypije już kilka razy więcej alkoholu niż Pani Ania przez cały swój żywot. Ile Sebie zajmie wejśćie na etap alkoholizmu? Moim zdaniem już w pełnoletność wkracza jako alkoholik. Bo jak mu dziewczyna w wieku 19 lat mówi po kolejnej zadymie na dyskotece, że może za dużo pije, to odpowiada jej żeby się nie #!$%@?ła w jego życie, że to tylko 2 piwka po pracy i jedna impreza w weekend, bo ma stresujące życie, między innymi dzięki niej.

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, co wpływa na szybkość rozwoju alkoholizmu. Z pewnością wymienić można te dwa czynniki:
- szczęśliwość dzieciństwa, czy rodzina pozwoliła rozwinąć się naszej osobowości. Dzieci z rodzin dysfunkcyjnych (DDA - Dorosłe Dzieci Alkoholików, pracoholików, religioholików, wiedzoholików, siłoholików, narkomanów, osób chorych psychicznie) nie wykształciły w pełni swojej osobowości, nie nauczyły się radzić ze swoimi uczuciami, dlatego szukają później ich zagłuszaczy, między innymi w postaci używek lub właśnie w pracy, wiedzy, sile, dewocji.
- środowisko - od dziecka widząc w rodzinie jedyną formę rozrywki w spotkaniach przy alkoholu raczej znamy inne sposoby na dostanie zastrzyku endorfin niż w rodzinie sportowych świrów, która kilka razy w tygodniu uczęszcza na różne zajęcia sportowe. Jeżeli w szkole wyszło tak, że trafiliśmy do grupy cool ziomków zawadiaków, to też raczej będziemy mieli większe szanse na wczesny kontakt z alkoholem niż w grupie bibliotecznych nerdów. Podwórko podobnie - w jednych dzielnicach dzieci wąchają klej za garażami, a w innych jeżdżą na rolkach i pamiętają tylko by nie zajechać na te pierwsze dzielnice, bo wrócą piechotą.

Sporo z nas jest gdzieś pomiędzy. Ani nie jest panią Anią, ani Sebą. Ani nie wyrastała w rodzinie, gdzie się tylko łoiło wódę od rana do wieczora ani nie pochodzi z w 100% szczęśliwych rodzin z reklam telewizyjnych. Może jesteśmy po szkole średniej, może po studiach. Na studiach, jak to na studiach, było trochę picia. Sporo z nas może piło co tydzień lub nawet co dzień. Z tym wszystkim wchodzimy w dorosłe życie. Po pracy można spokojnie wypić piwo grając w konsolę. Pojawia się partner/partnerka, pijemy z nią piwka do seriali wieczorem. A może nie, może tylko chodzimy na imprezy ze znajomymi co tydzień lub rzadziej. Gwarantuję wam jedno - ani ten, kto po pracy pije 1-2 piwa, ani ten, co co weekend się napije z kumplami, ani ten, co wypije piwo raz na kilka miesięcy do towarzystwa - nie uważają, że mają jakiś problem. A ludzie z zewnątrz pewnie powoli zaczną obstawiać tego od codziennego picia. Jednak każdy z nich jest gdzieś na tej samej drodze. Tylko różne uwarunkowania wpływają na to jak szybko nią będą podążać.
Przykład tego, jak alkohol odbiera rozum w dłuższej perspektywie czasu, można zobaczyć na krótkoczasowym przykładzie. Ile razy wypiliśmy więcej niż planowaliśmy? Ile razy wstydziliśmy się następnego dnia za nasze zachowanie? Ile razy inni wstydzili się za nas? Ile razy urwał się nam film? A przecież przed imprezą zachowywaliśmy się normalnie, to co się stało w trakcie, że nie widzieliśmy, że robimy coś złego? Alkohol. To samo się dzieje w dłuższej perspektywie z naszym życiem.
A co się dzieje w naszym życiu poza brakiem trzeźwiego spojrzenia na swój nałóg? To świetnie omawiane jest w tagu #metromnaodwyku przez wcześniej wspomnianego @decorum. Ale wspomnijmy tu tylko stany depresyjne (jesteś często jakiś taki nieszczęśliwy? nie akceptujesz się?), rozdrażnienie (bo nie mozesz się napić, jak pijesz pewnie mija), brak motywacji (piąty rok w tej tymczasowej pracy?).
Popularny w memach prezydent Kwaśniewski też nie wyszedł z łona matki będąc alkoholikiem. A ile miał lat jak został prezydentem? 39. Ile mu mogło zająć wejście w alkoholizm? 20 lat? Na studiach pewnie pił jak większość z nas, nawiązywał kontakty, wszedł w politykę, spotkania polityczne to często spotkania towarzyskie, które bywają zakrapiane. Wieczorem może strzelił sobie czasem drinka. I ani się spostrzegł było już za późno i zawstydzał siebie i nasz cały kraj na oczach świata. Może nawet wtedy jeszcze odpowiadał współpracownikom "o co chodzi, wypiłem drinka na odstresowanie, byłem zmęczony po podróży i bardziej mnie wzięło".

Jedyną pewną drogą by nie wpaść w alkoholizm jest zupełna abstynencja. Inne drogi, jak ograniczanie picia, to tylko spowalnianie. Na przykład może pijąc w wieku 30 lat 1 piwko dziennie uda się nam spowolnić to tak, że przed śmiercią będziemy na etapie 3 piwek dziennie. Dla jednych to nic, (ilu z nas miało takiego ojca? Ilu lubiło takiego ojca?), dla innych to już powód by się z takim człowiekiem w międzyczasie rozwieść. Zwłaszcza, że alkohol wpływa na nasze zachowanie i często ludzie stają się przez niego nieprzyjemni dla towarzystwa, rozdrażnieni. Bo chcą się napić, a nie mogą, bo żona krzywo patrzy, bo nie wypada, bo trzeba zaraz zawieźć dziecko na trening.

Samo pojęcie alkoholizmu jest niezdefiniowane w sposób jednoznaczny. Mietek spod sklepu to alkoholik - tu się wszyscy ludzie raczej zgodzą. A ten sam Mietek 15 lat wcześniej lub twój kolega lub ty - pijący 2 piwa dziennie lub 3 w weekend - czy to już alkoholizm? Nie da się alkoholizmu zmierzyć ilością spożywanego alkoholu.
Według mnie alkoholizm jest wtedy, gdy masz ochotę się napić. Ktoś powie, że on nigdy nie ma, ale pije jak inni piją. Czy podświadomie nie ustawia spotkań z tymi ludźmi właśnie dlatego, bo będzie alkohol? Jeżeli to nie problem, to dlaczego przy tych okazjach nie odmówi alkoholu i nie posiedzi przy herbacie? Myśl o tym go drażni?
Dlatego jak najbardziej alkoholikiem jest i ten, kto pije 1 piwo dziennie i ten, co pije 2 piwa co drugi weekend ze znajomymi i ten co nie wyobraża sobie dobrego obiadu bez lampki wina. Tylko w ten sposób alkoholikami jest pewnie z 90% naszego społeczeństwa. A nikt nie chce się do tego przyznać.
Niestety alkohol jest obecny w naszej tradycji i bagatelizujemy jego szkodliwość. Wręcz nawet jej nie widzimy. Widzimy tylko skrajne przypadki, takie jak Mietki spod sklepu lub konkubenci z Teleekspresu. Prosty, aktualny przykład - bicie kobiet w niektórych wersjach islamu lub śluby z dziećmi. Obrzydliwe? Złe? Ludzie z tej kultury uznają to za normalne.
Dlaczego żadna prohibicja nie działała? Bo społeczeństwo pełne narkomanów nagle pozbawiono dostępu do narkotyku. Wiadomo, że, mimo negatywnego PR, popularne z filmów złe narkotyki (np. heroina) i tak cały czas mają nowych klientów i mimo delegalizacji mają producentów. To co dopiero z narkotykiem, który jest promowany w mediach, od którego już jest uzależnione tyle osób? Dlatego państwa z tym nie walczą, bo tak łatwiej, a do tego można zarobić na akcyzie.
Ale jaki jest koszt alkoholizmu w Polsce? Wszystkie choroby, wypadki samochodowe, wypadki w pracy, wypadki w domu, rozbite rodziny (nie tylko przez bicie konkubenta, po alkoholu jest też wiele zdrad), leczenie osób poszkodowanych w bójkach, spóźnienia pracowników, gorsza praca pracowników na kacu, gwałty, pełne domy dziecka...

Alkoholik musi sam dojść do tego, że jest alkoholikiem. Nie da się go do tego namówić, przekonać. Niestety wiele osób dochodzi do tego dopiero na dnie. Po utracie rodziny, po utracie majątku, może po zabiciu kogoś? A ile osób zdaje sobie z tego sprawę i nic z tym nie robi? Co z tym zrobić? Na to tez nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jeżeli dojdziecie do wniosku, że macie problem, to na start zacznijcie o tym chociażby czytać w internecie.

Przedstawiłem wynik moich przemyśleń, z pewnością w pewien sposób ukształtowanych przeczytanymi książkami, artykułami i wpisami z mikrobloga. Kto się z przynajmniej częścią z nich zgodzi? Pewnie ludzie, którzy przyznali się już przed sobą do alkoholizmu. Kto stwierdzi, że prawię kocopoły? Ten, kto, wbrew własnemu mniemaniu o sobie, został przeze mnie zaliczony do alkoholików.

Nie posądzajcie mnie o reklamę, bo już tu kiedyś w komentarzach polecałem tę książkę. Jednak ze swojej strony naprawdę polecam:
Allen Carr - "Prosta metoda jak skutecznie kontrolować alkohol"
Mi pomogła trzeźwo spojrzeć na swój problem.
Wyjaśni co się z tobą dzieje, po co jest twojemu organizmowi to piwo wieczorem i jak działa ta cała alkoholowa pułapka. Do tego sprawi, że nie będziesz rezygnował z alkoholu, tylko po prostu nie będziesz miał na niego ochoty. Wszystko napisane w naprawdę prosty i przystępny sposób bez psychologicznych pojęć.
Bo co jest prostsze - metoda silnej woli i powstrzymywanie się przed czymś o czym ciągle myślisz i marzysz - czy w ogóle nie myślenie o czymś, nie odczuwanie potrzeby, nawet zapomnienie?

  • 14
  • Odpowiedz
  • 3
@piorek_upiorek przyznaję, że nie znam na to odpowiedzi. Z reguły alkohol właśnie nie smakuje, dlatego się go maskuje colą czy ubiera w inne drinki. Może to, że alkohol ci smakuje, to tylko wybieg umysłu by usprawiedliwić jego spożycie przed samym sobą? Zresztą łatwo pomylić zadowolenie ze smaku z zadowoleniem spowodowanym samym działaniem alkoholu.
  • Odpowiedz
@afro001: rozumiem co chcesz przekazać i w większości się z Tobą zgadzam, alkoholizm generalnie jest bardzo złożonym problem i jest wiele czynników składających się na to że ktoś zachoruje, tak jak wspomniałeś stereotypowy "Seba" będzie miał większą szansę znaleźć się w tym elitarnym gronie ale środowisko nie jest jedynym czynnikiem jest ich znacznie więcej, fajnie też jest to zobrazowane na filmiku który przesłał @elliott
Dlatego też swoim wpisem chciałem
d.....m - @afro001: rozumiem co chcesz przekazać i w większości się z Tobą zgadzam, a...
  • Odpowiedz
@afro001: jestem smakoszem jedzenia i picia, ciekawym smaków.
Dobre piwo, whisky ma złożony, ciekawy smak, tak samo jak wino. Alkohol jest lotny więc wzmacnia doznania smakowe i zapachowe (trzeba uważać tylko żeby się nie zaciągnąć bo nerwy to podrażnia).
Jeżeli smakuje pierwszy łyk, to trudno, żeby od razu alkohol zaczął działać.
  • Odpowiedz
@afro001: no nie no proszę, a jak wytłumaczysz że komuś smakują ogórki? też Pawłowem albo napiszesz, że to początek uzależnienia do 100 ogórków dziennie?
Smakuje mi to smakuje :)
Ludziom smakuje gorgonzola, lubią czarne oliwki, mule, bycze jądra.
  • Odpowiedz
  • 0
@piorek_upiorek ogórki dostarczają nam niezbędnych do życia witamin itd. Natura działa w prosty sposób. To nam smakuje, co mózg odbiera pozytywnie. Czyli to, co jest nam potrzebne do życia i to, co stymuluje mózg chemikaliami.
  • Odpowiedz
  • 1
@piorek_upiorek cukier i tłuszcz też stymulują mózg. Oba oznaczają energię i były trudno dostępne. Na moją szybką odpowiedź na pewno znajdziesz 2 riposty i kilka nowych pytań. Nie po to wstawiłem ten tekst, by cię do czegokolwiek przekonywać. Uważasz, że to brednie, proszę bardzo. Komuś może jednak pomoże dostrzec za wczasu swoje położenie.
  • Odpowiedz
@afro001: nie uważam, że to brednie, wręcz przeciwnie
ciekawy tekst,
natomiast napisałem tylko, że po ludziom alkohol może po prostu smakować i degustują go dla smaku (np. jedno piwo "rzemieślnicze", lampka whisky) ale bez Pawłowa, bez potrzeby picia 4 takich piw, wina na głowę, czy połowy butelki whisky
  • Odpowiedz
@piorek_upiorek: Ludzie poświęcają całe życia na badanie aspektów, które ja tutaj luźno poruszyłem. Ciężko mi więc rozumieć wszystkie mechanizmy.
Ten post ma po prostu być kolejnym sygnałem dla tych, którzy coś tam czują, ale nadal myślą, że wszystko jest ok. Tak jak ja miałem przez kilka lat. I takie właśnie rzeczy mnie w końcu obudziły.

Zawołam jeszcze ludzi z #depresja bo może i niektórzy z nich się tutaj
  • Odpowiedz
@afro001: Z kilkudniowym opóźnieniem przeczytałem Twój tekst. Pozwól że dorzucę swoje trzy grosze.

Nie neguję tego, co napisałeś, ale nie zgadzam się mimo wszystko z postawieniem sprawy w ten sposób, jak Ty w opisach swoich przypadków. Dlatego, że z tego płynie prosty wniosek, że każdy, ktokolwiek pije jakikolwiek alkohol kiedykolwiek, jest już alkoholikiem, tylko jeszcze o tym nie wie. I że jak dziś pijesz jedno piwo raz na miesiąc, to pewnie za 30 lat będziesz pić pół litra dziennie. Albo i nie, ale będziesz regularnie pić, więc będziesz alkoholikiem. Takie podejście do alkoholu, tzn. twardo że jest wyłącznie negatywnym czynnikiem, mocnym narkotykiem i zawsze prowadzi do upadku może skutkować u ludzi... olaniem tematu. No bo jak to, skoro wszyscy jesteśmy alkoholikami, to ten alkoholizm to w takim razie nic złego, można pić. A to odwrotny skutek do zamierzonego.

Zawsze w rozmowach z ludźmi, którzy są zaleczonymi alkoholikami lub generalnie zauważyli u siebie problem i go pokonali uderza mnie to, że zawsze alkohol przedstawiają jako jednoznaczne zło i drogę w jedną stronę. Nie istnieje picie "rekreacyjne", nie istnieje bezpieczne. To zawsze jest wstęp do uzależnienia. Głęboko się z tym nie zgadzam. Tzn. zgadzam, ale tylko w odniesieniu do nich, a nie ogółu ludzi. A dodam tutaj, że takie dyskusje prowadziłem z wieloma terapeutami, fachowcami, po szkoleniach, spotkaniach, także w Monarze jeszcze za życia Marka
  • Odpowiedz