Wpis z mikrobloga

„Nocny drapieżnik”
Kraków, zima. Środek nocy. Większość społeczeństwa spała, bawiła się, albo pracowała. Ona jednak siedziała sama w mieszkaniu i zajadała jajecznicę z krewetkami i z keczupem mając nadzieję, że w drugą stronę będzie równie smaczna. Popijając mlekiem oblizała wargi, gdy telewizor wyświetlał „Matrixa”, trzeci raz w tym tygodniu. Łapczywym wzrokiem pożerała Keanu Reevesa. Przydałby jej się taki do zabawy. Faceci według niej w ogóle nadawali się wyłącznie do zabawy, a i to mało który. Żałosne chłopaczki, powtarzała. Po skończonym posiłku stanęła nago przed lustrem. Odkąd ćpanie zastąpiła wykorzystywaniem facetów w każdy możliwy sposób i zróżnicowaną, często drogą dietą – wyglądała całkiem nieźle. Prawie metr osiemdziesiąt, niecałe sześćdziesiąt kilogramów. Proporcje dość kuszące, skóra blada i delikatna. Przymierzała peruki – uwielbiała to robić. W tej blond wyglądała uroczo, jak niewinny aniołek. Z pewnością niejeden wątły dzieciak by się skusił. Kiedyś lubiła takich, ale byli bezużyteczni – ani nie potrafili porządnie przelecieć – ani dać się całkowicie zdominować. Zawsze po jakimś czasie zaczynali gęgać, albo uciekać. Na cholerę jej tacy? W tej rudej – a właściwie czerwonej - jak ostra znów suka. Być może trafi się ktoś, kto zna się na rzeczy. Tylko nie jak ostatnio, niby Casanova, a gdy przyjdzie co do czego – szkoda gadać. Często fantazjowała o Supermenie. Bezużyteczni, wyszeptała. Założyła czarną, uniwersalną. Lubiła wyglądać za każdym razem inaczej. Rozległo się pukanie do drzwi, nareszcie.
- Spóźniłeś się, teraz siadaj, czekam na sushi - skarciła swojego gościa, przyjaciela, a może wspólnika. Trudno powiedzieć.
- Jest za pięć, to przed czasem – odpowiedział starszy facet, patrząc na tarczę starego poliota, zdejmując długi płaszcz i kapelusz – nawet się jeszcze nie ubrałaś.
- Cicho, nie płacę ci za dyskusję. Te, czy te? – spytała przykładając do ciała dwa zestawy bielizny.
- Nie płacisz mi za dyskusję – odpowiedział, patrząc w innym kierunku.
- Pewnie. Obrażaj się dziadku. Pijesz whisky? – Spytała zakładając stringi i zmierzając w stronę barku.
- Prowadzę, zresztą mamy zadanie – sięgnął po pilot i przełączył na wiadomości. Mimowolnie napił się whisky, której szklankę położyła mu przed nosem – na odwagę, skomentowała. Skompromitowany żebrak z organizacji parapolitycznej dziękował właśnie z ekranu frajerom, którzy wpłacili pieniądze na zbiórkę dla niego na swięta i Sylwestra.
- Żałosny śmieć – powiedziała ze wstrętem. Miała prawicowe poglądy pomimo trybu zycia, jaki prowadziła. A może rozsądek nie ma strony. W każdym razie zrobiło jej się niedobrze na widok siwego złodzieja. Pomknęła do toalety. Gość pokręcił głową i wyjął rewolwer, który dała mu poprzednio. Sprawdził dokładnie, czy bębenek jest pełen. Mógł wystrzelić jeden i zapomnieć, mógł w ogóle zapomnieć naładować. Z tak żałosną pamiecią i koncentracją nie nadawał się do żadnej uczciwej roboty. Na pewno nie w tym wieku. Był skazany na kryminał i na nią. Jak widać spodobali się Diabłu, bo jak dotąd wszystko szło gładko.
Uwielbiam jajecznicę. Podobnie jak hot-dogi - smakuje tak samo dobrze w obie strony! – skomentowała wychodząc z łazienki. Znów ktoś zadzwonił do drzwi. Sushi.
- Dobry wieczór, sushi – powiedział z ukraińskim akcentem Ukrainiec.
- Masz i #!$%@? – powiedziała, ciskając banknot dwustuzłotowy w jego stronę i trzaskając drzwiami - mniamci, chcesz trochę?
- Nie, dziękuję. Pewnie naplute. Albo nie takie, jak ma być. Albo i naplute i nie takie, jak ma być – był wyraźnie uprzedzony i do obcokrajowców i do surowej ryby.
Po posiłku wyszli w stronę wozu. Stary jaguar dumnie spoglądał na nią okrągłymi światłami. Jak drapieżnik na drapieżnika – lecz on był tylko narzędziem – podobnie - jak kierowca. Siła nie miała tu znaczenia. W końcu lew, a nie słoń jest królem zwierząt. W tym przypadku lwica, choć wyglądem przypominała raczej węża, albo modliszkę.
Powoli sunęli ciemną aleją w poszukiwaniu zdobyczy. Tego dnia akcja miała mieć charakter na wpół zarobkowy, gdyż wspólnik wiedział, że jej rezerwy topnieją. Choć miała go owiniętego wokół małego palca i wiedziała, że może sobie pozwolić na wiecej, niż on – była bardzo honorowa i nie zwlekała nigdy z zapłatą. Ceniła też jego wierność, nienawidziła kłamców i zdrajców. Szukali więc faceta przystojnego i bogatego, tak byłoby najlepiej. Minęli grupkę pijanych studentów wracających z imprezy. Najgorszy towar. Pyskaci, biedni, wulgarni i hałaśliwi. Żadnego pożytku. Jakiś jegomość z fajką otwierał drzwi limuzyny, widocznie bogaty, ale za stary. Czuła potrzebę wyżycia się, a nie okazania empatii jakiemuś geriatruszowi, jednego miała już pod opieką. Młode małżeństwo – nie. Drogo odziany dzieciak zamawiający głośno taksówkę – nie, banan na pewno mieszka z rodzicami. Z pobliskiego striptiz klubu wychodził lekko wstawiony facet, który wyglądał na biznesmena w delegacji. Mógł być równie dobrze parobkiem wbitym w garnitur wypożyczony na wieczór kawalerski, ale tego nie dało się ocenić z samochodu.
-Próbujesz tego? – zapytał kierowca.
-No, może być – podjęła szybką decyzję i wyszła z wozu.
Widząc po uśmiechach, iż romowa idzie właściwym torem, położył na dachu świecące „taxi”, a na drzwiach magnetyczne emblematy korporacji. Przełożył też tablice rejestracyjne na fałszywe, upewniając się, że w pobliżu nie ma kamer i uruchomił silnik, czekając na umówiony znak. Widząc, jak drapieżna kobieta poprawia włosy, ruszył w ich stronę. Ofiara podeszła do „taksówki”.
- Wolne dziadek? – zapytał pogardliwie.
- Zapraszam – odparł przez zęby.
W samochodzie rozpanoszył się zapach silnych włoskich perfum. Dość dobrze znała się na modzie i dodatkach, rozpoznawała te wszystkie Fellatio Berlusconi, Giorlamo Fagottini, czy inne pedalsko brzmiące marki, musiała wycenić ten smród na drogi. Garnitur leżał idealnie, z pewnością był szyty na miarę. Facet wskazał adres blisko pod miastem, ruszyli.
- A taksometr gdzie? – zapytał podejrzliwie.
Widziałem, że o czymś zapomniałem – pomyślał – no to po robocie. A tak mi się trafiła na stare lata...
- Pewnie po godzinach jest, daj dorobić człowiekowi – podratowała szofera lwica, smukłą dłonią wędrując w kierunku spodni pasażera.
Facet odpuścił, dojechali bezpiecznie. Wszyscy byli równie żałośni i prości. Gość rzucił stówę z pogardą, kierowca poczuł się jak ten Ukrainiec od sushi. Wyszli. Dom Wyglądał obiecująco. Nowoczesne budownictwo, co najmniej dwieście metrów kwadratowych. Drzwi antywłamaniowe z pewnością zostałyby zamknięte, gdyby nie śpieszyli się tak bardzo do sypialni. Nie bawiła się w grę na zwłokę – wiedziała, jak zagospodarować czas. Gość lubił na ostro, świetnie się składało. Mogła wyżyć się i seksualnie i sadystycznie. Materialne wykorzystanie należało już do dziadka. Staruszek odczekał dziesięć minut i wyszedł z wozu w golfie i kominiarce. Otworzył drzwi najciszej, jak potrafił i wszedł do domu. Z sypialni na piętrze dobiegały głośne krzyki zagłuszające stukot przedmiotów, o które niezdarny starszy pan uderzał po ciemku. Ryzykując włączył latarkę i udał się do salonu. Na stole leżał tegoroczny macbook pro. Wylądował w plecaku. Po chwili dołączyła do niego butelka Bóg wie jak drogiej whisky, tandetny, lecz z pewnością złoty sygnet, kilka innych kruszcowych drobiazgów i elektronicznych fantów. W barku - poza alkoholem - leżała lustrzanka z półmetrowym obiektywem, to juz coś. Rozglądał się wypatrując, co więcej można by zwinąć. Jedna czwarta łupu stanowić miała jego „wypłatę”. Z niepewnością spojrzał na wielki teleskop przy oknie.
- Hahaha, wyglądasz gorzej, niż moja dzisiejsza ofiara. Pewnie miałes zawał, co? – spytała wesoło wsiadając do samochodu.
- Niosłem teleskop, ile to może być warte?
- Pewnie sporo – odpowiedziała oglądając się – zresztą i tak jestem zadowolona, ten był super. Szkoda, ze go opędzlowaliśmy, bo odwiedziłabym bo drugi raz, muahahahahaha.
Przybili sobie piątkę i odjechali.
- A ten elegancki aparacik? – podała lustrzankę naśladując ruch samolotu.
- Dam trzy, nie więcej. Już i tak przepłaciłam za macbooka – stanowczo stwierdziła paserka. Paserowi by nie ufała, pewnie byłby tak samo beznadziejny jak reszta facetów.
- No dobra, może być. Co z teleskopem?
- Nawet go nie uniosę, po cholerę braliście coś tak ciężkiego? Zabierz go do lombardu albo #!$%@?.
- Aaa, dam dziadkowi w gratisie. Postarał się, a i tak nieźle poszło tej nocy.
- Skąd ty go właściwie wzięłaś?
- Napisałam ogłoszenie na OLX, że szukam dyspozycyjnego kierowcy do zadań specjalnych, zgłosił się.
- Na to? – Zapytała zdumiona handlarka wskazując na nią i na wszystkie fanty z kradzieży.
- O co ci chodzi Ewa? Dziadek chciał dorobić, emerytury miał sześćset złotych, jak Cugowski a ja nie dyskryminuję. A jaki grzeczny, wszystko zrobi, co mu każę. Zjesz kurczaka po seczuańsku? Zamówiłam.
- Nie, dzięki. Pewnie Ukraińcy naplują. Albo zrobią nie to co trzeba. Dzwoń jak znowu będziesz coś miała.

ciekawe? zajrzyj na https://www.facebook.com/Supertrzmiel/

#pasta #opowiadanie #nietoperz #drapieznik #nocny